To jest druga wersja opowiadania, wrzucona po poprawkach. Nie obiecuję regularności. Mogę co najwyżej się postarać.
Dziękuję, że tu jesteś.
Dobrej zabawy.*****
Słońce. Ciepło i przyjemnie. Gwar uliczny. Kroki. Autobus ruszający z przystanku. Śmiechy dzieci bawiących się w ogródku. Kroki. Szum przelatującego samolotu. Miarowe pobrzękiwanie butelek. Kroki. Donośne beknięcie. Zapach przetrawionej whisky.
Nagłe zakłócenie. Uderzenie. Krzyk. Tłukące się szkło.
Cisza. Sekunda, dwie. Chaos. Krzyki. Pospieszne kroki.
Ból. Panika. Ręce, dotyk, obmacywanie, słowa, pytania.
Sygnał karetki.
Upragniona ciemność.
Obudziłam się.
Żyłam.
Kurwa!
Nic nie pamiętałam. Kiedy lekarz i policja łaskawie pofatygowali się z wizytą, byłam obolała i leżałam wkurzona na chirurgii ogólnej. Podobno wtargnęłam na jezdnię wprost pod jadący samochód, byłam pijana i w siatce miałam dopiero co kupiony alkohol. Tak przynajmniej przekazali mi mundurowi. No, to by się zgadzało. Zawsze byłam pijana, choć zazwyczaj mniej, niż ludzie się po mnie spodziewali. Lekarz rzucił mi historyjkę, jak to bohatersko ledwo mnie odratowali, bo zatrzymałam im się na dłużej niż powinnam i nikt nie mógł przewidzieć, jakie to będzie niosło za sobą skutki. Pod względem fizycznym wszystko wydawało się goić prawidłowo, ale niedotleniony mózg mógł zareagować różnie. Otóż zareagował normalnie, doktorku. Nie widziałam białych myszek, zmysły chyba też były w porządku, myślałam trzeźwo, cholera. Za trzeźwo.
Patrzyłam na nich tępo, nie chcąc okazywać jawnej niechęci. Miałam nadzieję, że potraktują mnie jak warzywo i odpierdolą się. Ich słowa nie wywołały żadnych wspomnień. I prawdę mówiąc, miałam to gdzieś. Potrzebowałam uzupełnienia poziomu whisky, to był prawdziwy problem. Wszystko mnie drażniło, pociłam się jak dzika świnia, miałam ochotę rozszarpać ich z miejsca i wyjść po ich trupach wprost do monopolowego. Syndrom odstawienia w pełnej krasie. Myślałam w tej chwili nie o wypadku, ale o tej biednej, stłuczonej i zmarnowanej butelce, którą miałam w siatce.
- Może jeszcze za wcześnie? - zasugerował lekarz.
Zerknęłam na niego obojętnie. Miał podkrążone oczy i lekko zaczerwieniony nos. Pewnie też lubił sobie chlapnąć. Z miejsca poczułam do niego sympatię. Może ma w biurku jakieś zapasy, może by się podzielił...?
Lekarz odchrząknął, co przywróciło moje myśli na właściwe tory. Łajza.
- Pacjentka jest właśnie taka od wybudzenia. Na chwilę obecną nie podejmiemy się spekulacji, czy to stan przejściowy, czy już tak zostanie. Chwilowo ją obserwujemy.
Taa, chuja obserwujecie. Ze dwa razy ktoś do mnie zajrzał.
Młodszy z dwóch policjantów podszedł bliżej i przyjrzał mi się z góry. Powoli przeniosłam na niego spojrzenie. Uuu, ciasteczko. Po trzydziestce, golił się pewnie wczoraj, bo linię kwadratowej szczęki zdobił cień zarostu. Miał bystre spojrzenie. Widziałam w nim objawy niedawno wtłoczonej kofeiny. Na koszuli były zaprane ślady, które usiłował ukryć pod kurtką. Czułam też zapach kawy, który na nim osiadł. Przyjemny zapach, chociaż lepiej by pachniał, gdyby spryskał się procentami. Ale sam w sobie też pachniał niczego sobie.
Patrzył na mnie taksująco, oceniał, czy nie udaję. Znałam takie spojrzenia. Gość nie był w ciemię bity. Ale byłam lepsza. Wszystko było ze mną w porządku, jednak udawanie niekontaktowej miało swoje plusy. Nikt nic ode mnie nie chciał, personel nie próbował nawiązywać nic nie znaczącej rozmowy. Nienawidziłam bezsensownych gadek o pogodzie, którymi z jakiegoś powodu ludzie się zaczepiali. Ludzi w sumie też nie lubiłam. Lubiłam alkohol. Ciepło. Odlot. Poczucie odurzenia, wyłączenie części funkcji mózgu, nie myślenie. Mój mózg od zawsze był nadaktywny, a tak to się przynajmniej częściowo uspokajał.
CZYTASZ
Detektyw ds. duchów (18+) [Zakończone]
ParanormalAleksandra już kilkukrotnie paliła za sobą mosty i wywracała swoje życie do góry nogami, jednak żadna z tych zmian nie pomogła jej uporać się z demonami przeszłości. Znalazła więc ratunek u najgorszej z możliwych przyjaciółek - whisky. W dniu swoic...