Dziesięć

96 18 60
                                    

Alex

Siedzieliśmy na kanapie oboje – ja i Patryk – obserwując, jak Hans miota się po pokoju jakby co najmniej miał owsiki. Łaził w tą i z powrotem, machał rękami i wyraźnie usiłował ułożyć sobie w tym pustym łbie nowe idee. Wiedziałam, że to, czego doświadczył, stoi w sprzeczności z całą wiedzą, jaką wynosi się ze szkoły, no ale bez przesady, ja też musiałam sobie z tym poradzić! I zrobiłam to po mistrzowsku, w przeciwieństwie do tego tutaj.

Patryk nachylił się nieco do mnie.

– Zepsuliśmy go? – wyszeptał.

– Och, on od dawna był „zepsuty", jeśli wiesz, co mam na myśli... – mruknęłam wymownie zjeżdżając wzrokiem na tyłek Hansa i obserwując go jak tak łaził. – Czekaj, niech mu puzzle wskoczą na swoje miejsce. Będziemy potrzebować jego pomocy, ale to musi wyjść z szoku... Dałabym mu whisky, ale jakiś martwy sukinkot mi wylał wszystko.

– I nie żałuję!

Hans nawet na nas nie zerknął, dalej wyrabiał kilometry wzdłuż i wszerz salonu, aż wreszcie nie wytrzymałam.

– Możesz przestać tak łazić? – spytałam niechętnie. – Zaczynam mieć chorobę lokomocyjną jak na ciebie patrzę.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie, jakbym co najmniej oświadczyła, że lecę na księżyc.

– Musimy sobie to uporządkować – stwierdził w zamyśleniu. – Zrobić jakiś plan.

– My? To już jesteśmy na etapie „my"? No no, Hans, szybki jesteś, muszę ci to przyznać.

Warknął coś pod nosem i choć nie słyszałam dokładnie co, to na pewno nie było to nic miłego.

– Dobra, Kuraś. – Wycelował we mnie palcem, a ja rozsiadłam się wygodnie. Zaczyna się. – Od dawna tak masz? Od kiedy widzisz... duchy?

– Patryk mnie w tym względzie rozdziewiczył – oświadczyłam z rozbawieniem, którego żaden z moich towarzyszy nie podzielił. Sztywniaki.

– Nie słyszałem o nikim innym, kto by tego doświadczył – rzucił Hans zatrzymując się wreszcie. – Znaczy jasne, sporo jest świrów, którzy twierdzą, że coś widzieli i na przykład Elvis ich odwiedził, ale...

– A skąd pewność, że nie odwiedził? – wtrąciłam uprzejmie. – Widzisz, ludzie zazwyczaj nie mają tak wyjebane jak ja, więc nie chwalą się na prawo i lewo widzeniem rzeczy, których ogół społeczeństwa nie widzi, bo jest to traktowane jak objaw chorobowy i leczone kolorowymi pigułkami w zamknięciu.

– Znaczy... Myślisz, że w psychiatrykach są ludzie tobie podobni?

Zaśmiałam się.

– Nigdy w życiu, jestem jedyna w swoim rodzaju.

Westchnął ciężko i przetarł twarz. Wyglądał na bardzo zmęczonego, zapewne próbą wepchnięcia doświadczeń z pogranicza metafizyki do sztywnych ram znanego świata. Był jedną z tych osób, które twardo stąpały po ziemi i na wszystko miały naukowe wyjaśnienie. A tu zonk.

– Robisz sobie jaja, a ja nie rozumiem...

– A co tu, do chuja, rozumieć?! – Złapałam się za głowę, tracąc cierpliwość. – Po prostu przyjmij do wiadomości, że duchy istnieją, a filmy pokroju „Szóstego zmysłu" to nie fikcja. One istnieją naprawdę, włóczą się między nami, ale jakby w innym wymiarze. A ja po tym jebanym wypadku utknęłam między „tu" a „tam", więc mogę je widzieć i dotykać, co jest jednocześnie przerażające i fascynujące. I już! To fakt, a z faktami się nie dyskutuje. – Popatrzyłam na niego uspokajając się po tym nagłym wybuchu. – A teraz weź się w garść i ruszmy z tematem, bo nie tylko ty tu masz problemy egzystencjalne. Czego brakowało zwłokom?

Detektyw ds. duchów (18+) [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz