Rozdział II

6.2K 235 72
                                    

- Powiesz mi w końcu, co tam robiłeś? - zapytał Blaise Zabini z nieukrywaną irytacją, podając kasjerce dwa sykle.

Diabeł przez cały ranek próbował wyciągnąć z niego, dlaczego znajdował się wieczorem w gabinecie Granger. Draconowi ani się śniło opowiadać mu o całym jego planie oraz o tym, czego wczoraj był świadkiem. Był jego najlepszym kumplem, to prawda, ale na samą myśl o wczorajszych wydarzeniach przechodził go dreszcz. Nie był pewny, czy był to przyjemny dreszcz, czy wręcz przeciwnie. Wiedział jedno. Wczorajsze doświadczenie coś w nim zmieniło.

Gdy zdał sobie sprawę, że kominek Granger jest zablokowany, telefon do Blaise'a wydał mu się jedyną rozsądną opcją. Jego przyjacielowi udało się zawiadomić stróża nocnego, który uruchomił awaryjną sieć fiuu, by Draco mógł się wydostać. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą stary Jenkins chciał zrobić, było powiadomienie o wszystkim Granger i Draco był zmuszony zapłacić mu dwieście galeonów w zamian za dyskrecję. Draco jednak nie był o to zły. Wszystko mogło potoczyć się dużo, dużo gorzej. Granger nie miała pojęcia o jego obecności w swoim gabinecie, to się liczyło.

- Już ci mówiłem, to nie ma znaczenia - odparł Draco od niechcenia, spoglądając na gablotę z ciastkami. Mimo iż żołądek ściskał mu się z głodu, wiedział, że niczego nie przełknie. Wczorajszy wieczór odebrał mu apetyt.

- Coś dla ciebie? - zapytała pulchna sprzedawczyni.

- Nie, dziękuję. Ja... Nie jestem głodny - wymamrotał.

Kobieta uśmiechnęła się ciepło, po czym zwróciła się do następnego klienta. Blaise i Draco rozsiedli się przy stoliku w kącie sali. Zabini miał przed sobą kanapkę i ciastko czekoladowe, natomiast on pokusił się tylko na czarną kawę z ekspresu.

Blaise zatopił zęby w kanapce i zaczął opowiadać mu o swoim nowym zleceniu. Jego usta się nie zamykały, a Draco odpowiadał mu półsłówkami. Jego myśli były kompletnie gdzie indziej. Tego ranka nie było mu dane natknąć się na Granger i z jednej strony było mu to na rękę. Nie wiedział, jak zareaguje na jej widok. Mimo to podświadomie wszędzie jej wypatrywał. Gdy tylko widział jakąkolwiek czarownicę o brązowych włosach, jego serce zamierało.

- Trzy tysiące pieprzonych fiolek Eliksiru Wiggenowego. Rozumiesz coś takiego? Ta cała Ordynatorka Świętego Munga, Jak jej tam... Harper... Harlow...

- Harris - odparł znudzonym tonem Draco.

- Właśnie ona! Oszalała! I na dodatek chce go na przyszły tydzień! Stara wariatka...

- Szpital potrzebuje eliksiru leczącego? No coś nieprawdopodobnego... - powiedział ironicznie Draco.

Draco zignorował gniewne spojrzenie Diabła. Wbił wzrok w swoją niedopitą kawę i zamyślił się. Czy na laptopie Granger faktycznie było coś wartego uwagi? A co jeśli nie znajdowało się tam nic przydatnego i zrobił to wszystko na darmo?

- Salazarze... - Blaise zniżył głos. - Patrz.

Zabini wskazał na wejście do kafeterii. Głowa Dracona wystrzeliła w tamtym kierunku. Do środka weszła Ona, w towarzystwie nikogo innego jak zawszonego rudzielca Weasleya. Szli niepokojąco blisko siebie. Jego puls przyspieszył.

Miała na sobie beżową sukienkę i czarną marynarkę narzuconą na ramiona. Po jej roztrzepanych lokach nie było śladu. Jej włosy były związane teraz w ciasnego koka na czubku głowy, a Draco poczuł przemożną ochotę, aby je z niego uwolnić. Jej szpilki stukały wściekle o posadzkę, gdy szła, a on przypomniał sobie jej bose stopy na biurku. Zaklął pod nosem. Nawet jej pieprzone stopy były seksowne.

Granger usiadła przy stole na drugim końcu sali, a Weasley kupił im lunch. Postawił przed sobą całą tacę jedzenia, a przed nią jedynie sałatkę.

Moc Słów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz