Rozdział VII

5.2K 246 126
                                    

Uzbrojony w bukiet konwalii i z duszą na ramieniu zapukał stanowczo do drzwi. Odpowiedziała mu cisza. Zapukał po raz kolejny. Znowu to samo. I jeszcze raz. Nic.

Wypuścił nerwowo powietrze i oparł czoło o zimne drewno. Nie było jej, czy wiedziała, że to on i nie chciała otworzyć?

- Panna Granger wzięła tydzień wolnego.

Zza pleców dobiegł go łagodny, kobiecy głos. Odwrócił się i spojrzał wprost w piwne tęczówki Amandy. Uśmiechała się lekko. Draco poczuł, że wstyd pali mu twarz. Spuścił wzrok, nie potrafiąc dłużej patrzeć jej w oczy. To, czego wczoraj był świadkiem, było dla niego zbyt żenujące.

- Mam coś przekazać?

- Nie - odparł bez zastanowienia. - Poczekam, aż wróci.

Amanda zaplotła ramiona na piersi i posłała mu współczujące spojrzenie. Draco zacisnął wargi. Współczuła mu? Powinna trzasnąć go w twarz, za to, że im wczoraj przerwał.

- Więc to ty jesteś tym, w którym się zakochała? - zapytała, opierając się o framugę.

Draco przytaknął niepewnie, jednak nie był pewien, czy nadal tak było. Możliwe, że właśnie przestał nim być.

- Od samego początku podejrzewałam, że to ty. Widziałam sposób, w jaki błyszczały jej oczy, gdy na ciebie spoglądała, gdy myślała, że nie patrzysz. W końcu odważyłam się spytać, czy to o ciebie chodzi. Myślałam, że wydrapie mi oczy. - Prychnęła śmiechem. - To było dla mnie jak potwierdzenie.

Nie odpowiedział. Nie wiedział nawet, co odpowiedzieć. Nie wiele myśląc, wcisnął jej w dłonie bukiet, który trzymał.

- To dla ciebie - powiedział, nie patrząc jej w oczy. Rozchyliła wargi i zamrugała szybko, całkowicie zbita z tropu. - Przepraszam, że wam wczoraj przeszkodziłem.

Amanda przyłożyła twarz do bukietu i zaciągnęła się zapachem kwiatów. Jej ekspresja na powrót zrobiła się łagodna i wtedy Draco zrozumiał, co przez cały czas widział w niej Ian. Była... urocza. Na swój sposób.

- Nic się nie stało. - Zachichotała. - Potem poszliśmy do mnie i... Dokończyliśmy.

Draco znowu się zmieszał. Nie wiedząc, co zrobić z rękami, wepchnął je do kieszeni. Stali tak w ciszy, a atmosfera robiła się coraz cięższa. A przynajmniej on to tak odczuwał. Nie licząc wczorajszego incydentu w gabinecie Granger, po raz pierwszy zabrakło mu języka w ustach przy kobiecie. I to na dodatek takiej, do której nic nie czuł. Chyba powinien zmienić nazwisko na Brewer. Draco Brewer. To by miało więcej sensu. Malfoy już do niego nie pasowało.

- Proszę, nie złam jej serca - powiedziała nagle, całkowicie poważnym tonem.

Tym razem nie miał innego wyjścia. Musiał spojrzeć jej w oczy. Była taka spokojna i opanowana, a jednak Draco czuł, że gdzieś pod skórą, czaiła się w niej wojowniczka. Miał wrażenie, że gdyby skrzywdził Granger, osobiście udusiłaby go gołymi rękami. Uśmiechnął się smutno. Co miał jej odpowiedzieć? Przecież już to zrobił.

- Za późno - odparł. Zbyt wiele razy w życiu skłamał. Teraz nadszedł czas na prawdę i stawienie czoła jej konsekwencjom.

Amanda przez chwilę lustrowała go uważnym spojrzeniem. Mimo iż się tego spodziewał, nie dostrzegł na jej twarzy, choćby krzty gniewu. W końcu przemówiła rzeczowym tonem.

- Nie wiem, do czego między wami doszło, ale myślę, że jeszcze cię nie skreśliła. Hermiona ma wielką wiarę w ludzi. Musisz tylko dać jej trochę czasu.

Draco chciał zaufać jej słowom. Ale czy powinien? Czy istniała dla niego nadzieja?

*

Moc Słów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz