Rozdział V

5.4K 245 418
                                    

Draco przez resztę weekendu robił wszystko, by zająć swój umysł czymś innym niż Granger. Nie było to łatwe, gdyż większość jego pracy była ściśle z nią związana. Mimo to udało mu się zrobić jako taki postęp. Przebrnął przez większość z jej materiałów i notatek, i ułożył w głowie kilka argumentów, które mogą załatwić Cyrilli opiekę nad dziećmi. Im więcej myślał nad tą sprawą, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że jego klientka nie powinna zbliżać się ani do swoich, ani do żadnych innych dzieci na bliżej niż kilometr. Nawet jeśli nie powinien jej oceniać, bo był tylko jej adwokatem, mógł mieć swoją opinię na jej temat.

Podczas przedzierania się przez notatki Granger, Draco doszedł do informacji, że Cyrilla dopuszczała się przemocy na swoich dzieciach. I to sprawiło, że niemal zrezygnował z reprezentowania jej. Nie obchodziło go, czy zdradzała męża, czy kradła mu pieniądze. Mogła robić to sobie do woli. Ale krzywdzenie dzieci? To było co innego. Za dużo, nawet dla niego. Draco nie mógł ot tak tego przeboleć.

Bił się z myślami przez cały dzień, nim podjął decyzję. I w końcu... Stary Draco wygrał.

Nie mógł porzucić tej sprawy. Nie na tak zaawansowanym etapie. Nie mógł okazać słabości.

Mimo iż bardzo się starał, jego myśli i tak wciąż powracały do niej... Jej piątkowy wpis namieszał mu w głowie. Nawet bardziej niż wszystkie poprzednie. Oczywiście po przeczytaniu go, nie był w stanie wyłączyć dostępu do jej komputera. Nie jest łatwo wyjść z uzależnienia, gdy jest się już tak głęboko.

W sobotę rano Draco wysłał jej anonimowy, spóźniony prezent urodzinowy. Diamentową kolię i bukiet konwalii. Ich zapach tak silnie mu się z nią kojarzył, że kupił identyczny dla siebie i postawił go obok łóżka, by móc wdychać ich woń przed snem i wyobrażać sobie, że zasypia z twarzą w jej lokach.

Pożądanie, jakie odczuwał, przekraczało jakąkolwiek skalę. W głowie wciąż majaczyła mu jej czerwona sukienka, powodując, że jego krew wrzała. Mimo iż uwielbiał, jak w niej wyglądała, nie mógł przestać wyobrażać sobie, jakby to było ją z niej zerwać i w końcu zasmakować jej słodkiego ciała.

Czując, że jego mały przyjaciel powoli ożywa, zagryzł wargi i nieudolnie starając się wyrzucić ją z myśli, wszedł do windy, która na całe szczęście była pusta. Przelotnie przejrzał się w lustrze, chwaląc w myślach swój nienaganny wygląd. Draco miał słabość do czarnych garniturów, co zauważyłby każdy, kto spędził z nim więcej niż kilka dni. Nic nie mógł poradzić, że tak dobrze się w nich prezentował. Szary krawat pasował do jego stalowoszarych oczu, a lekki zarost na jego twarzy powodował, że wyglądał łobuzersko i seksownie. Draco Malfoy był pieprzonym narcyzem, ale miał to gdzieś. Nie było nic złego w podobaniu się samemu sobie. Zadbany wygląd dawał mu pewność siebie.

Nagle winda zatrzymała się dość gwałtownie, powodując, że Draco odskoczył od lustra i stanął pod ścianą. Do środka weszli pogrążeni w rozmowie Potter i Granger. Jego serce podskoczyło, gdy zobaczył na jej szyi kolię, którą jej wysłał. Prezentowała się idealnie.

- Cześć, Malfoy. - Potter skinął do niego głową, Draco zrobił to samo.

Granger spojrzała na niego przez ułamek sekundy i tyle wystarczyło, by utrudnić mu oddychanie. Miała na sobie czerwoną ołówkową spódnicę i dopasowaną do niej marynarkę. Dlaczego znowu ubrała się na czerwono? Testowała jego cierpliwość? A może w końcu zdała sobie sprawę jak dobrze jej w tym kolorze?

Diamentowa kolia na jej zgrabnej szyi wcale nie pomagała. Wręcz przeciwnie. Świadomość, że nosiła coś, co on trzymał w dłoniach, tylko dolewała oliwy do ognia. Jego męskość stała na baczność i nic nie wskazywało na to, że miała wkrótce opaść. A już na pewno nie dopóki ona znajduje się w tym samym pomieszczeniu co on, na dodatek tak małym, jak winda. Draco stanął w rozkroku, by jakkolwiek zamaskować wypukłość w swoich spodniach.

Moc Słów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz