Rozdział VI

5.1K 227 134
                                    

Szli w ciszy, oddaleni od siebie o kilka kroków. Stukot jej obcasów wydawał się tak głośny, że brzmiał, jakby pochodził z jego głowy. Stresował się, jakby szedł na szafot. Jak miał to rozegrać? Wyznać jej prawdę? Przez jego zawód, kłamstwo weszło mu w krew. Nie był pewien, czy prawda przeszłaby mu nawet przez usta.

Nie miał pojęcia, jaką sprawę do niego miała, ale teraz, gdy wiedział, że to o nim pisała te wszystkie szalenie erotyczne rzeczy, bał się, że gdy znajdą się sam na sam w jej gabinecie, jego samokontrola nie wytrzyma. Ciekawiło go, jak by zareagowała, gdyby nagle ją pocałował. Odtrąciłaby go? A może chciałaby więcej? On chciał więcej. Nie, nie więcej... Chciał wszystko.

Wodził leniwym wzrokiem za jej zgrabną figurą. Nie mógł uwierzyć, że ta kobieta go pożądała. I to w tak bezgraniczny i nienasycony sposób. Jej świat niemalże kręcił się wokół niego. Teraz gdy on podzielał jej obsesję, mogli spotkać się gdzieś w pół drogi. Mogli wreszcie opuścić maski i rzucić się na siebie, tak jak od dawna pragnęli. Tylko, czy wystarczy im odwagi, by sięgnąć po swoje?

Gdy stanęli przed drzwiami do jej biura, otworzyła je lekko i wsunęła się do środka, a on tuż za nią, pozostawiając drzwi otwarte na oścież. Nie usiadła za biurkiem, jak to miała w zwyczaju. Jedynie oparła się lekko o jego przód, krzyżując ramiona pod biustem, sprawiając, że był teraz dużo bardziej uwydatniony. Draco miał ochotę przekląć siarczyście.

- Załatwmy to szybko, Malfoy. Nie mam czasu na użeranie się z tobą. Muszę dziś być wcześniej w domu. Mam... coś do zrobienia.

Jasna cholera, naprawdę muszę sobie ulżyć, gdy wrócę do domu.

Jego męskość nieznacznie zadrgała. Poprawił kołnierzyk koszuli. Powietrze było ciężkie i pachniało konwaliami.

- Zamknij drzwi. Nie chcę, by ktokolwiek nas usłyszał.

Kurwa. Kurwa. Kurwa. Poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

Posłusznie zamknął drzwi i stanął na środku pokoju w bezpiecznej odległości.

- Do rzeczy. - Chciał, by jego głos zabrzmiał ostro i zimno, jednak jedyne, co wyszło z jego gardła to ochrypłe stęknięcie. Granger spojrzała się na niego podejrzliwie, nim zaczęła mówić.

- Forest, on... Jest gotowy oddać Cyrilli cały majątek, jeśli ta zrzeknie się praw rodzicielskich do Melissy i Elliotta.

Granger wbiła w niego niecierpliwy wzrok, czekając na odpowiedź. Ale on nie był w stanie. W tym momencie ostatnim co go obchodziło, była sprawa tych dwojga. Czuł się, jakby wypił kilka hektolitrów amortencji. Czy zdawała sobie sprawę, jak piękna była? Wystarczyło, by powiedziała jedno słowo, a on padłby do jej stóp.

Jej dziennik. Wszystko przez ten cholerny dziennik. Jej słowa zrobiły mu papkę z mózgu. Moc słów była nieokiełznana. Pragnął jej tak, że każda komórka w jego ciele pulsowała bólem. Salazarze... Jak długo jeszcze będzie musiał się powstrzymywać?

Jego płytki oddech zwrócił jej uwagę.

- Wszystko w porządku, Malfoy?

- Pieprzyć Spencerów.

Przez chwilę wpatrywała się w niego z zaciekawieniem. Lubił sposób, w jaki marszczyła brwi, gdy zaduma pochłaniała jej umysł.

- Zrezygnowałeś z reprezentowania Cyrilli? - zapytała miękko.

Draco prychnął. W jego uszach zabrzmiało to, jak najgłupsze pytanie na świecie. Stał przed nią z wielką erekcją w spodniach, a ona nadal ciągnęła ten sam niedorzeczny temat. Miał gdzieś Cyrillę, Foresta i ich dzieci. To nie o nich chciał teraz rozmawiać. Właściwie to nie chciał rozmawiać w ogóle. Co najwyżej szeptać świństwa do jej ucha.

Moc Słów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz