IV

998 87 93
                                    

– Uważaj! – krzyknęła, kiedy niemal zderzyli się z bijącą wierzbą.

Od pół godziny przemierzali malownicze rejony Wiltshire. Jednak Hermionie nie było dane podziwiać zamarzniętej tafli jeziora, czy gęstwiny świerków oprószonych białym puchem. Właściwie niewiele mogła zobaczyć przez płatki śniegu zacinające wprost w jej twarz. Malfoy najpewniej także miał ograniczoną widoczność. Inaczej nie mogła wytłumaczyć jego niebezpiecznych zagrywek. Nie zliczyła, ile razy zaledwie o włos minęli samotne czubki choinek albo wpadali w niekontrolowane turbulencje. Wtedy zwykle czarownica ściskała go ze wszystkich sił. Jeśli mieli spaść, to tylko razem, bo wówczas mógłby zapewnić jej amortyzację. W końcu ten półmózg zmusił ją do tego samobójczego lotu. Zaś gdy tylko łapali rezon, posyłała Dracona w czorty. I tak w kółko.

– Granger, wyluzuj się wreszcie...

– Wyluzuj? – powtórzyła z mocą. – Jak mam się, na Merlina, wyluzować, kiedy prowadzisz, jakbyś pierwszy raz w życiu siedział na miotle?

Ależ go wkurzyła. Draco Malfoy był niekwestionowanym mistrzem w wyczynowym lataniu na miotle. Ta nudziara zwyczajnie nie potrafiła należycie docenić jego starań. A Ślizgon chciał jedynie zapewnić jej odrobinę wrażeń. Dostarczyć świeżej dawki adrenaliny, by zbudzić ją z letargu, w którym zapewne tkwiła od lat. Poza tym uwielbiał ten moment, w którym przerażona Granger wbijała ostre pazury w jego tors. Dlatego też, mimo jej wrzasków i narzekań, nie przestał wykonywać nagłych zwrotów, czy pikować w sam środek Ostatniego Jeziora. Bawiło go to. Przynajmniej do czasu, kiedy wyszukane obelgi przerodziły się w nieuzasadnioną krytykę. Jeszcze jej pokaże, kto w tym towarzystwie nie potrafi latać.

Czarodziej wyrównał kurs i miarowym tempem zbliżył się do oblodzonej powierzchni zbiornika. Wybrał jego centralną część. Tam pokrywa była najgrubsza i zazwyczaj pękała dopiero w okolicy kwietnia.

– Złaź, Granger!– powiedział ostro.

Hermiona pokręciła mocno głową.

– Ani mi się śni! – odparowała hardo. – Natychmiast odwieź mnie z powrotem do Dworu!

– Skoro ty nie chcesz łaskawie zejść, to ja to zrobię.

Draco zeskoczył z Nimbusa i opadł gładko na zmrożoną taflę. Pod jego ciężarem lód niebezpiecznie zatrzeszczał. Hermiona kurczowo trzymała się miotły. Przyglądała się Malfoyowi z mieszanką wściekłości i przerażenia. Co on, na przeklętego Salazara, robił? Czy życie było mu niemiłe?

– Złaź z tego jeziora, kretynie!

– Boisz się o mnie?

Uśmiechnął się zadziornie i ponownie odbił od śliskiej powierzchni, przyprawiając Gryfonkę o kolejny mikro-zawał.

– Boję się raczej o siebie. Nie chcę się przeziębić, kiedy będę ratować ten twój płaski zadek – warknęła.

– Rzuciłabyś mi się na ratunek? Nie bądź śmieszna, Granger. – Zaśmiał się krótko. – Raczej wyczarowałabyś kilka piranii, aby w wodach jeziora dokończyły dzieła. Paskudna śmierć – dodał pod nosem.

Skretyniały idiota. Totalny imbecyl, który już wieki temu postradał resztki rozumu. Może od tego zimna zamarzła jego ostatnia szara komórka i stąd te bezmyślne zachowanie? Hermiona dotychczas uważała go za inteligentnego rozmówcę i błyskotliwego autora. Jednak patrząc na to, jak z uporem maniaka próbował skruszyć oblodzoną taflę jeziora, zaczynała w to wszystko wątpić. Jeśli chciał czymś jej zaimponować, to zdecydowanie mu nie wychodziło. Popisał się jedynie bezgraniczną głupotą. Miała już tego serdecznie dosyć. Skoro prośbą nie udało się jej go wciągnąć na Nimbusa, to może groźba będzie skuteczniejsza.

Morderstwo w Hogwart Ekspressie | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz