Powinien odwołać poniedziałkowe spotkanie, a nie godzić się na topienie smutków w towarzystwie Granger. To był jego najgorszy pomysł w historii, a przecież kiedyś przegrał zakład z Blaisem, przez co musiał przefrunąć na miotle trzy rundki wokół Hogwartu. Oczywiście nago. Ależ mu brakowało tego skurczybyka. Że też Zabini wylądował po drugiej stronie Atlantyku. Cóż, przynajmniej z listów wynikało, że w Chicago Diabeł jest piekielnie szczęśliwy.
Czasami żałował, że podobnie jak przyjaciel, nie wybrał życia na emigracji. Żałował, że tego dnia, w którym ojciec oświadczył, że razem z matką przeprowadzają się do Rumunii, on nie spakował swoich rzeczy, tylko uniósł się dumą i pozostał w zatęchłych murach Malfoy Manor. Zrobił to tylko dlatego, że miał dosyć brania na swoje barki konsekwencji cudzych czynów. Przez to zdecydował się wrócić do Hogwartu na ostatni rok, zamieszkać samotnie w rodzinnym Dworze i przystać na tę przeklętą popijawę z Granger. Dobry Salazarze, był beznadziejny w podejmowaniu decyzji.
Słomek wrócił po chwili, lewitując ciężką tacę pełną schłodzonej Ognistej. Odłożył ją na biurku, po czym bez słów rozpłynął się w powietrzu. Draco wstał z fotela i chwyciwszy za obie butelki wcisnął jedną w drobne dłonie Hermiony. Sam zwinnie odkorkował karafkę, pociągnął potężny haust i usiadł na podłodze, opierając się plecami o jeden z regałów.
– Nie musisz tego robić, Granger. Masz wolny wieczór. Pewnie stęskniłaś się za Złotym Chłopcem i Wieprzlejem.
Próbował się wymigać.
– Tak, bardzo tęsknię za HARRYM i RONEM – podkreśliła dobitnie ich imiona – ale nie mogę się z nimi spotkać jeszcze przez miesiąc.
Draco zmarszczył brwi. Przesłyszał się? A może to ona bełkotała? Dlaczego nie mogła się spotkać z dwójką swoich najlepszych przyjaciół? Przez niego?
– Bo? – wybąkał.
Hermiona wzięła głęboki wdech. Sama się wkopała.
– Bo powiedziałam im, że wyjechałam do Australii...
Draco zmarszczył brwi.
– I co ty, na wszystkie skarby Salazara, miałabyś robić w tej Australii?
Nie odpowiedziała od razu. Sama odkorkowała Ognistą i upiła z gwintu spory łyk. Wykrzywiła się lekko. Rzadko piła, a jeśli już, to słodkie wina albo piwo kremowe. Nie przywykła do smaku tak mocnego alkoholu. Minęło dobre kilka minut, zanim podniosła głowę i spojrzała na niego nostalgicznym wzrokiem.
– Spędzać czas z moimi rodzicami...
Zatkało go.
– Myślałem, że twoi rodzice mieszkają w Anglii – oparł po chwili.
Nie miał pojęcia, co innego mógłby powiedzieć. Przeprosić za wścibstwo? Możliwe. Obiecał sobie nie ciągnąć tematu, o ile Granger nie będzie skora do zwierzeń. Wiedział dobrze, że czasem zwyczajnie trzeba się komuś wygadać, nawet jeśli byłby to dawny wróg. Teraz był cierpliwym słuchaczem i miał whiskey. Nie mogła lepiej trafić.
– Mieszkali. Kiedyś. Przed wojną wyczyściłam im pamięć. Musiałam. Dla ich bezpieczeństwa – dodała, napotykając jego pytający wzrok. – Wymazałam im siebie ze wszystkich wspomnień, nadałam nową tożsamość i zawód. Wszczepiłam rodzicom myśl, aby wyprowadzili się do Sydney. To duże miasto. Idealne, aby zmieszać się milionami innych mugoli. Voldemort nie mógł ich tam dopaść. Mnie samej poszukiwania zajęły dobrych kilka tygodni, chociaż dokładnie znałam ich fałszywe nazwisko. Sama je wymyśliłam. Monika i Wendell Wilkins – powiedziała cierpko i pociągnęła z butelki. – Cudem udało mi się usunąć skutki obliviate i kiedy już myślałam, że wrócimy razem do Anglii, mama pewnego wieczora przyznała, że to właśnie w Australii czuła się jak w domu. Jak mogłam kazać im porzucić miejsce, w którym czuli się szczęśliwi? Zabrałam im rok życia, Draco. To i tak licha zapłata za to, ile przeze mnie wycierpieli.
CZYTASZ
Morderstwo w Hogwart Ekspressie | Dramione
FanfictionHermiona Granger od zawsze ceniła wszystkie książki, jednak od pewnego czasu jeden tytuł stał się dla niej szczególnie wyjątkowy. Piątkowe spotkanie autorskie miało być spełnieniem jej marzeń, lecz zamiast tego, zamieniło się w istny koszmar... Beto...