II

1.1K 88 104
                                    

Hermiona wróciła po swój płaszcz, po czym wolnym krokiem ruszyła do lady, gdzie pogawędziła chwilę ze znajomą kasjerką i zapłaciła za kolejną książkę o kugucharach. Na odchodne pomachała radośnie Rusowi, który zawzięcie dyskutował z przysadzistym czarodziejem. Gdy staruszek posłał jej czarujący uśmiech, szatynka w końcu chwyciła za mosiężną klamkę.

Draco czekał na nią od kilku dobrych minut. Pewnie ta wiedźma specjalnie przeciągała każdą czynność w nieskończoność, byleby on zamarzł na śmierć. Niedoczekanie. Potrafił być wytrwały, jeśli czegoś naprawdę potrzebował, a spotkanie z Granger było jego ostatnią deską ratunku. Zawalił – to fakt. Powinien lepiej dobierać słowa, ale ta perfidna żmija specjalnie go sprowokowała i reszta poszła sama. To był odruch bezwarunkowy, który uaktywniał się tylko przy tej paskudnej jędzy. A teraz musiał za to słono zapłacić. Nigdy się nie spodziewał, że w swoim życiu przyjdzie mu prosić przeklętą Gryfonkę o pomoc.

Nareszcie się pojawiła. Bez słowa złapała go pod ramię i z uśmiechem szaleńca przeniosła ich wprost przed drzwi gustownej kamieniczki. Opadli delikatnie na wybrukowaną posadzkę. Musiał przyznać, że była wyjątkowo dobra w teleportacji łącznej, lecz oczywiście nie zrobił tego na głos. I bez tego była zbyt pewna siebie.

– Granger, nie posądzałem cię o tak wyszukany gust – zadrwił, czytając afisz lokalu.

Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo czarodziej kroczył już w stronę Mantykory. Zaczepił kelnera, który prawie niezauważalnie ukrył sowity napiwek i zaprowadził ich do stolika w głębi lokalu.

– Chcesz mnie zabić bez świadków? – zapytała, kiedy tylko zostali sami.

– Och, Granger, Granger. Tyle kryminałów się naczytałaś, a wciąż popełniasz podstawowe błędy. – Westchnął przeciągle. – Nawet choćbym potencjalnie marzył o tym każdej nocy, to nie mógłbym cię tutaj ukatrupić przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze – na moje nieszczęście byliśmy widziani razem. Po drugie – nie miałbym co zrobić z twoimi zwłokami. No i po trzecie i najważniejsze – nie wpuściliby mnie więcej do Mantykory, a ubóstwiam ich pudding z figi abisyńskiej.

– Widzę, że opcja mojego morderstwa została przez ciebie bardzo dokładnie przemyślana, a może to jakiś spojler przed twoją najnowszą książką, hę? – Posłała mu mordercze spojrzenie.

– Cóż, przypominam, że miejscem zbrodni nie jest żadna restauracja a sam Hogwart...

Zamilkł na chwilę, kiedy dostrzegł zbliżającego się kelnera. Przysadzisty mężczyzna postawił przed nimi zamówione przystawki i dwa duże kieliszki, które napełnił horrendalnie drogim, czerwonym winem. Po czym uprzejmie skinął głową i zniknął zza winklem.

– Może i tak, ale ofiara się zgadza – odparła, kiedy kelner oddalił się na bezpieczną odległość. – Tak z czystej ciekawości, pochwal się, jak mnie zaciukałeś?

– Skąd przypuszczenie, że to ty? – Złapał za szkło. – Nie jesteś pępkiem świata, Granger.

– Proszę cię. Prefekt naczelny, wspólne dormitorium i wzajemna nienawiść. Nie masz déjà vu, kiedy o tym mówię? – zapytała drwiąco i sama wychyliła pierwszy łyk.

Było cierpkie. Podobnie jak całe to spotkanie.

– Przyznam, że przy obmyślaniu fabuły czerpałem nieco z własnych przeżyć...

– Nie chrzań, Malfoy. Zabiłeś mnie i tyle. Mam przynajmniej nadzieję, że uśmierciłeś mnie z godnością...

Draco głośno wciągnął powietrze. Odciąganie tego w nieskończoność nie miało dalszego sensu.

Morderstwo w Hogwart Ekspressie | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz