Hermiona wróciła po swój płaszcz, po czym wolnym krokiem ruszyła do lady, gdzie pogawędziła chwilę ze znajomą kasjerką i zapłaciła za kolejną książkę o kugucharach. Na odchodne pomachała radośnie Rusowi, który zawzięcie dyskutował z przysadzistym czarodziejem. Gdy staruszek posłał jej czarujący uśmiech, szatynka w końcu chwyciła za mosiężną klamkę.
Draco czekał na nią od kilku dobrych minut. Pewnie ta wiedźma specjalnie przeciągała każdą czynność w nieskończoność, byleby on zamarzł na śmierć. Niedoczekanie. Potrafił być wytrwały, jeśli czegoś naprawdę potrzebował, a spotkanie z Granger było jego ostatnią deską ratunku. Zawalił – to fakt. Powinien lepiej dobierać słowa, ale ta perfidna żmija specjalnie go sprowokowała i reszta poszła sama. To był odruch bezwarunkowy, który uaktywniał się tylko przy tej paskudnej jędzy. A teraz musiał za to słono zapłacić. Nigdy się nie spodziewał, że w swoim życiu przyjdzie mu prosić przeklętą Gryfonkę o pomoc.
Nareszcie się pojawiła. Bez słowa złapała go pod ramię i z uśmiechem szaleńca przeniosła ich wprost przed drzwi gustownej kamieniczki. Opadli delikatnie na wybrukowaną posadzkę. Musiał przyznać, że była wyjątkowo dobra w teleportacji łącznej, lecz oczywiście nie zrobił tego na głos. I bez tego była zbyt pewna siebie.
– Granger, nie posądzałem cię o tak wyszukany gust – zadrwił, czytając afisz lokalu.
Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo czarodziej kroczył już w stronę Mantykory. Zaczepił kelnera, który prawie niezauważalnie ukrył sowity napiwek i zaprowadził ich do stolika w głębi lokalu.
– Chcesz mnie zabić bez świadków? – zapytała, kiedy tylko zostali sami.
– Och, Granger, Granger. Tyle kryminałów się naczytałaś, a wciąż popełniasz podstawowe błędy. – Westchnął przeciągle. – Nawet choćbym potencjalnie marzył o tym każdej nocy, to nie mógłbym cię tutaj ukatrupić przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze – na moje nieszczęście byliśmy widziani razem. Po drugie – nie miałbym co zrobić z twoimi zwłokami. No i po trzecie i najważniejsze – nie wpuściliby mnie więcej do Mantykory, a ubóstwiam ich pudding z figi abisyńskiej.
– Widzę, że opcja mojego morderstwa została przez ciebie bardzo dokładnie przemyślana, a może to jakiś spojler przed twoją najnowszą książką, hę? – Posłała mu mordercze spojrzenie.
– Cóż, przypominam, że miejscem zbrodni nie jest żadna restauracja a sam Hogwart...
Zamilkł na chwilę, kiedy dostrzegł zbliżającego się kelnera. Przysadzisty mężczyzna postawił przed nimi zamówione przystawki i dwa duże kieliszki, które napełnił horrendalnie drogim, czerwonym winem. Po czym uprzejmie skinął głową i zniknął zza winklem.
– Może i tak, ale ofiara się zgadza – odparła, kiedy kelner oddalił się na bezpieczną odległość. – Tak z czystej ciekawości, pochwal się, jak mnie zaciukałeś?
– Skąd przypuszczenie, że to ty? – Złapał za szkło. – Nie jesteś pępkiem świata, Granger.
– Proszę cię. Prefekt naczelny, wspólne dormitorium i wzajemna nienawiść. Nie masz déjà vu, kiedy o tym mówię? – zapytała drwiąco i sama wychyliła pierwszy łyk.
Było cierpkie. Podobnie jak całe to spotkanie.
– Przyznam, że przy obmyślaniu fabuły czerpałem nieco z własnych przeżyć...
– Nie chrzań, Malfoy. Zabiłeś mnie i tyle. Mam przynajmniej nadzieję, że uśmierciłeś mnie z godnością...
Draco głośno wciągnął powietrze. Odciąganie tego w nieskończoność nie miało dalszego sensu.
CZYTASZ
Morderstwo w Hogwart Ekspressie | Dramione
FanfictionHermiona Granger od zawsze ceniła wszystkie książki, jednak od pewnego czasu jeden tytuł stał się dla niej szczególnie wyjątkowy. Piątkowe spotkanie autorskie miało być spełnieniem jej marzeń, lecz zamiast tego, zamieniło się w istny koszmar... Beto...