VIII

837 78 76
                                    


– Nie jestem Megarą – odparła i cicho zamknęła za sobą drzwi.

– A ja nie jestem Orionem – wyszeptał do pustych ścian i znów chwycił za butelkę.

Pił duszkiem. Chciał się schlać. Musiał się schlać. Inaczej tego nie wytrzyma.

Ale co z Granger? Nazajutrz powinien rzucić na nią obliviate. Zabrać jej tylko dzisiaj? A może wziąć też ostatnie miesiące? Przecież nikt nie wiedział, że to z nim spędzała każdy dzień od kilkunastu tygodni. Wszczepiłby jej myśl, że pojechała do tej przeklętej Australii. Wtedy bajeczki, które opowiadała Złotemu Chłopcu i Wieprzlejowi stałby się dla niej prawdą. Gorzej wyglądała kwestia Słomka. Może jemu też będzie musiał zmienić wspomnienia? I zostanie tylko on. Tylko Draco będzie wiedział, jak to było mieć tuż obok wszystko to, czego się pragnie, a potem to stracić. Nie liczył na kolejną szansę. Odrzuciła jego pocałunek i nie została... Nie zostałaby, nawet gdyby błagał ją na kolanach. Nie było im dane żyć długo i szczęśliwie. King i Megara to też tylko mrzonki. Licha nadzieja, która wykiełkowała z małego ziarna niepewności, jakie zasiała w nim Granger. I ta nadzieja właśnie w nim gasła. Z każdym łykiem było jej coraz mniej, a gdy w końcu sięgnął dna, zniknęła bezpowrotnie. Tak jak świat, który przysłoniła ciemność.

***

Słomek pojawił się nagle, zaniepokojony hukiem dochodzącym z gabinetu Dracona. Teleportował się przed drzwi i zapukał kilkukrotnie. Odpowiedziała mu cisza. Z najczarniejszymi myślami przeniósł się do środka. Draco leżał na podłodze i jęczał coś pod nosem. Musiał spaść ze skórzanego fotela, który wciąż lekko się obracał.

– Czy panicza coś boli? – zapytał, nachylając się nad pijanym czarodziejem.

– Serce – wybełkotał z zamkniętymi oczami.

Skrzat złapał Malfoya pod ramię i pomógł mu się podnieść. Draco już dawno nie wyglądał tak żałośnie. Zdaje się, że ta przeklęta noc każdemu dała w kość. Szczególnie obolałemu czarodziejowi.

– Przenieść panicza do Munga? – zapytał z przejęciem.

Draco pokręcił lekko głową. Tępy ból uderzył znienacka. Powinien skończyć na jednej Ognistej. Po pierwszej butelce wszystko było dobrze. On czuł się wyśmienicie, a Granger wciąż tu była. Wiedział, że łapczywość go kiedyś zgubi i właśnie nadszedł ten dzień.

– Do łóżka, Słomku.

– A panicza serce?

Chwycił Słomka za dłoń i ostatni raz tęsknie spojrzał na drzwi.

– Będę musiał z tym żyć.

***

Kurczowo trzymała Łapka, wchodząc do jednego z kominków. Rudzielec już raz prawie się jej wyrwał, a ona nie miała zamiaru szukać go po całym Dworze. Straciła chęć na cokolwiek. Pragnęła jedynie lec w łóżku i już nigdy więcej z niego nie wyjść. Bo i po co? Nie udawało się jej naprawić magicznego świata, chociaż naiwnie próbowała robić to od lat. Powinna się poddać już w Hogwarcie, kiedy skrzaty wyraźnie dały do zrozumienia, że nie potrzebują jej starań. Co ona sobie myślała z tą W.E.S.Z.-ą? Na co to komu było? Nawet jej przyjaciele uważali to za odrealniony pomysł, a przecież Ron i Harry byli w nich specjalistami. Dlaczego przez ten cały czas była ślepa na wszystkie sygnały? Może Wizengamot wcale nie robił jej na złość, tylko podejmował najlepszą z możliwych decyzji? Może to oni ratowali skrzaty przed nią?

Gdy tylko znaleźli się w domu, obrażony kuguchar wyrwał się z jej ramion. Ofuknął ją gniewnie i przeniósł się na czerwoną kanapę. Świetnie, nawet własny kot też był przeciwko niej. Jakby cały świat zawarł układ wymierzony prosto w nią. Hermiona z ociąganiem poczłapała do kuchni. Potrzebowała szklanki wody. A może czegoś mocniejszego? Może gdyby tak nie hamowała Dracona, teraz oboje zaśmiewaliby się do łez, odkrywając kolejne smaczki Morderstwa? No i ten jego bełkot...

Morderstwo w Hogwart Ekspressie | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz