– Nie jestem Megarą – odparła i cicho zamknęła za sobą drzwi.– A ja nie jestem Orionem – wyszeptał do pustych ścian i znów chwycił za butelkę.
Pił duszkiem. Chciał się schlać. Musiał się schlać. Inaczej tego nie wytrzyma.
Ale co z Granger? Nazajutrz powinien rzucić na nią obliviate. Zabrać jej tylko dzisiaj? A może wziąć też ostatnie miesiące? Przecież nikt nie wiedział, że to z nim spędzała każdy dzień od kilkunastu tygodni. Wszczepiłby jej myśl, że pojechała do tej przeklętej Australii. Wtedy bajeczki, które opowiadała Złotemu Chłopcu i Wieprzlejowi stałby się dla niej prawdą. Gorzej wyglądała kwestia Słomka. Może jemu też będzie musiał zmienić wspomnienia? I zostanie tylko on. Tylko Draco będzie wiedział, jak to było mieć tuż obok wszystko to, czego się pragnie, a potem to stracić. Nie liczył na kolejną szansę. Odrzuciła jego pocałunek i nie została... Nie zostałaby, nawet gdyby błagał ją na kolanach. Nie było im dane żyć długo i szczęśliwie. King i Megara to też tylko mrzonki. Licha nadzieja, która wykiełkowała z małego ziarna niepewności, jakie zasiała w nim Granger. I ta nadzieja właśnie w nim gasła. Z każdym łykiem było jej coraz mniej, a gdy w końcu sięgnął dna, zniknęła bezpowrotnie. Tak jak świat, który przysłoniła ciemność.
***
Słomek pojawił się nagle, zaniepokojony hukiem dochodzącym z gabinetu Dracona. Teleportował się przed drzwi i zapukał kilkukrotnie. Odpowiedziała mu cisza. Z najczarniejszymi myślami przeniósł się do środka. Draco leżał na podłodze i jęczał coś pod nosem. Musiał spaść ze skórzanego fotela, który wciąż lekko się obracał.
– Czy panicza coś boli? – zapytał, nachylając się nad pijanym czarodziejem.
– Serce – wybełkotał z zamkniętymi oczami.
Skrzat złapał Malfoya pod ramię i pomógł mu się podnieść. Draco już dawno nie wyglądał tak żałośnie. Zdaje się, że ta przeklęta noc każdemu dała w kość. Szczególnie obolałemu czarodziejowi.
– Przenieść panicza do Munga? – zapytał z przejęciem.
Draco pokręcił lekko głową. Tępy ból uderzył znienacka. Powinien skończyć na jednej Ognistej. Po pierwszej butelce wszystko było dobrze. On czuł się wyśmienicie, a Granger wciąż tu była. Wiedział, że łapczywość go kiedyś zgubi i właśnie nadszedł ten dzień.
– Do łóżka, Słomku.
– A panicza serce?
Chwycił Słomka za dłoń i ostatni raz tęsknie spojrzał na drzwi.
– Będę musiał z tym żyć.
***
Kurczowo trzymała Łapka, wchodząc do jednego z kominków. Rudzielec już raz prawie się jej wyrwał, a ona nie miała zamiaru szukać go po całym Dworze. Straciła chęć na cokolwiek. Pragnęła jedynie lec w łóżku i już nigdy więcej z niego nie wyjść. Bo i po co? Nie udawało się jej naprawić magicznego świata, chociaż naiwnie próbowała robić to od lat. Powinna się poddać już w Hogwarcie, kiedy skrzaty wyraźnie dały do zrozumienia, że nie potrzebują jej starań. Co ona sobie myślała z tą W.E.S.Z.-ą? Na co to komu było? Nawet jej przyjaciele uważali to za odrealniony pomysł, a przecież Ron i Harry byli w nich specjalistami. Dlaczego przez ten cały czas była ślepa na wszystkie sygnały? Może Wizengamot wcale nie robił jej na złość, tylko podejmował najlepszą z możliwych decyzji? Może to oni ratowali skrzaty przed nią?
Gdy tylko znaleźli się w domu, obrażony kuguchar wyrwał się z jej ramion. Ofuknął ją gniewnie i przeniósł się na czerwoną kanapę. Świetnie, nawet własny kot też był przeciwko niej. Jakby cały świat zawarł układ wymierzony prosto w nią. Hermiona z ociąganiem poczłapała do kuchni. Potrzebowała szklanki wody. A może czegoś mocniejszego? Może gdyby tak nie hamowała Dracona, teraz oboje zaśmiewaliby się do łez, odkrywając kolejne smaczki Morderstwa? No i ten jego bełkot...
CZYTASZ
Morderstwo w Hogwart Ekspressie | Dramione
FanfictionHermiona Granger od zawsze ceniła wszystkie książki, jednak od pewnego czasu jeden tytuł stał się dla niej szczególnie wyjątkowy. Piątkowe spotkanie autorskie miało być spełnieniem jej marzeń, lecz zamiast tego, zamieniło się w istny koszmar... Beto...