Garść proszku Fiuu opadła na żeliwny ruszt. Hermiona odruchowo przymknęła oczy. Nie przepadała za swądem spalenizny, który od samego początku wywoływał u niej lekkie zawroty głowy. Dlatego też gdy nie poczuła tego charakterystycznego zapachu ani ciepła płomieni smagających łydki, niechętnie uchyliła powieki. Tak jak podejrzewała, wciąż znajdowała się w swoim salonie. Zmełła w ustach siarczyste przekleństwo. Wyglądało na to, że ten drań zablokował swój kominek. Cóż, skoro nie mogła dostać się do Malfoy Manor kominem, to wparzy tam przez drzwi. Dawno nie była bardziej zdeterminowana.
Z uwagi na to, że ściany, okna i drzwi jej mieszkania szczelnie pokrywała antydeportacyjna bariera, z Trupem pod pachą wyszła na korytarz. Omiotła czujnym wzrokiem całą klatkę. Wokół nie było żywej duszy. Zza paska spodni wyciągnęła różdżkę i teleportowała się wprost do Wiltshire. Lekko opadła na kamienną aleję tuż przed stalowymi wrotami. Podniosła lewą dłoń i pewnie ruszyła przed siebie. Jednak zamiast gładko przejść, odbiła się od chłodnego metalu.
– Wpuszczaj mnie! – warknęła do zastygłych w bezruchu prętów.
Te jednak postanowiły milczeć i uparcie blokować Hermionie drogę do Dworu. Zniecierpliwiona czarownica odłożyła książkę w bezpiecznej odległości, po czym spróbowała sforsować wrota mniej subtelnymi metodami. Bombarda Maxima nie zrobiła nawet rysy na żeliwnej bramie. Podobnie jak Confringo czy Expulso. Żeliwo neutralizowało rzucane przez nią zaklęcia, tłumiąc ich moc. To musiały być bardzo potężne czary zahaczające o czarną magię. Cóż, w końcu to była rezydencja Malfoyów. Czego innego mogła się po niej spodziewać? Hermiona była więcej niż pewna, że Alohomora nie zadziała, jednak w akcie desperacji postanowiła spróbować również tego. Tak jak myślała, stal ani drgnęła. Wściekła, w kilku krokach doskoczyła do bramy, chwyciła za kłute pręty i zaczęła nimi trząść.
– Wyłaź, Malfoy! – krzyknęła. – Wiem, że tam jesteś!
– Panicza tu nie ma, panienko – wychrypiał Słomek, który – niewiadomo kiedy i w jaki sposób – znalazł się tuż obok przepełnionej gniewem Hermiony. Patrzył na nią z widocznym przerażeniem, ściskając w dłoniach Trupa, którego kilka chwil wcześniej rzuciła na trawnik.
Hermiona, dostrzegając strach odbijający się w powiększonych źrenicach skrzata, skarciła się w myślach. Słomek nie był niczemu winien... chyba, że on wiedział i był jego wspólnikiem.
– Słomku, gdzie jest Draco? – zapytała, próbując nadać głosowi neutralny ton.
Skrzat spuścił wzrok i wbił go w żółtą okładkę książki. Nie odzywał się przez dłuższą chwilę, jakby próbował wymyślić kolejną wymówkę, a potem jedynie wzruszył ramionami. Ostatnio dosyć często właśnie tak odpowiadał na jej pytania, a konkretniej mówiąc, na to jedno. Zazwyczaj odpuszczała, jednak nie tym razem.
–Słomku, skoro nie ma go tutaj, to powiedz mi, gdzie mogę go znaleźć. To bardzo ważne.
– Słomek może powiedzieć panience wszystko, tylko nie to...
W mig pojęła, że Malfoy jakoś zmusił go do złożenia kolejnej przysięgi. Nie pochwalała takiego zachowania, ale skoro on mógł manipulować tak tym biednym stworzeniem, aby zataić przed nią informacje, to Hermiona równie dobrze mogła użyć swojego uroku w odwrotnym celu. I chociaż czuła, że tym samym wykorzystywała złote serce Słomka, to teraz nie miała wyboru. Miała nadzieję, że skrzat zdoła jej to kiedyś wybaczyć.
–Słomku, Draco zabronił ci mówić, gdzie teraz jest. Mam rację? – Jego ciche westchnienie było dla czarownicy wystarczającym potwierdzeniem. – To może powiesz mi, gdzie go nie ma? – Słomek w końcu spojrzał na Hermionę, a w jego oczach wciąż kryła się niepewność. – Pomogę ci zacząć. Draco nie wyjechał do swoich rodziców, prawda?
CZYTASZ
Morderstwo w Hogwart Ekspressie | Dramione
FanfictionHermiona Granger od zawsze ceniła wszystkie książki, jednak od pewnego czasu jeden tytuł stał się dla niej szczególnie wyjątkowy. Piątkowe spotkanie autorskie miało być spełnieniem jej marzeń, lecz zamiast tego, zamieniło się w istny koszmar... Beto...