V

1K 83 132
                                    

– Co ty tu robisz? – wydukała, wybudzając go z transu.

– Stoję. – Uśmiechnął się zawadiacko. – Zaprosisz mnie w końcu?

To był ten uśmiech, o którym nie potrafiła przestać myśleć. Lekko irytujący, odrobinę tajemniczy i cholernie seksowny. Stop. Czy ona właśnie przyznała, że cokolwiek w Malfoyu mogło ją pociągać? Oszalała. A może go tu nie było? Może to tylko chory wytwór jej wyobraźni? Zamrugała kilkukrotnie, jednak ten wypacykowany blondyn wciąż tkwił w tym samym miejscu, co sekundę wcześniej. Ubrany w jedną ze swych jedwabnych koszul. Chwila. To nie był strój na taką pogodę. Powinien być przemoczony do suchej nitki, chyba że... Chyba, że wariat teleportował się wprost pod jej mieszkanie! Imbecyl. A co jeśli ktoś go zobaczył?

Hermiona wyściubiła głowę i rozejrzała się po klatce. Na całe szczęście hol był pusty.

– Właź. – Uchyliła szerzej drzwi. – Co ty wyprawiasz, idioto? Wszędzie wokół są mugole.

Czarodziej wyminął ją w przejściu, traktując mimo uszu jej lamenty. Już miał wejść do kolejnego pomieszczenia, kiedy Granger szarpnęła go za mankiet. Nawet nie zdążył się odwrócić, a ta wcisnęła mu do ręki parę puszystych, białych kapci. Jej ponaglające spojrzenie ostrzegło, że wszelkie próby protestu zostaną brutalnie stłumione. Dlatego ten jedynie przewrócił oczami i niechętnie ściągnął skórzane mokasyny.

Kiedy przebrał obuwie, szatynka gestem dłoni zaprosiła go do salonu. Szedł przodem, uważnie obserwując każdy skrawek jej mieszkania, tak niepodobnego do surowego wystroju Dworu. Wszystkiego było... dużo. Tak, to słowo idealnie opisywało to zagracone wnętrze. Książki, które nie mieściły się na wysokich regałach, poukładano w niebezpiecznie wysokie stosy. Ściany obwieszono tysiącem fotografii w kiczowatych ramkach. Po podłodze walały się pojedyncze kartki papieru. Z kolei na kanapie, oprócz tłustego kota, leżało z dziesięć wzorzystych poduszek, nijak pasujących do czerwonej, welurowej wersalki, za którą stał...

– Cały ten czas miałaś kominek? – zapytał urażony.

Hermiona złapała się za boki i niechętnie skinęła głową.

– To wytłumacz mi, dlaczego nie korzystasz z sieci Fiuu, tylko uparcie teleportujesz się przed wrota, a później przechodzisz jeszcze trzysta metrów nierzadko w deszczu czy śniegu?

Draco gniewnie skrzyżował ramiona. Czekał na jej sensowne wyjaśnienia. Dlaczego narażała się na takie niewygody? Przecież w każdej chwili mogła zachorować i jeśli myślała, że to on podawałby jej te malinowe herbaty, byłaby w błędzie. Posłałby Słomka.

Czarownica zagryzła wargę. Zataiła to z jednego, prostego powodu. Od zawsze niezwykle ceniła swoją prywatność, której czarodziejskie szmatławce za wszelką cenę chciały ją pozbawić. Przez Ritę Skeeter przeprowadziła się już trzykrotnie i od tamtego czasu była zwyczajnie ostrożna. Nikt, oprócz Harry'ego, kilku Weasleyów i jej przełożonego nie miał pojęcia, gdzie tak właściwie mieszkała słynna wojenna bohaterka. Tym bardziej Malfoy nie mógł o tym wiedzieć, a jednak był tu w swojej najczystszej, upierdliwej postaci.

– Aby połączyć nasze kominki, musiałabym ci podać mój adres, który jakimś cudem jest w twoim posiadaniu. Nie przyznasz się, jak go zdobyłeś?

Blondyn pokręcił krótko głową.

– Dobry detektyw nie zdradza swoich źródeł – dodał tajemniczo.

Hermiona spojrzała na niego badawczo. Cóż, Ron i Harry prędzej rzuciliby się pod pędzący Hogwart Ekspress, aniżeli podali mu tak cenną informację. Z kolei jej szef, pan Hooch, był cholernym służbistą, który za żadne skarby Gringotta nie ujawniłby jej danych osobowych. Malfoy nie mógł uzyskać tych informacji od czarodzieja, chyba że od... skrzata. Stworek nie lubił jej od zawsze. Nawet wtedy, gdy tak zażarcie kłóciła się z przyjacielem o zwrócenie skrzatowi wolności. Nie rozmawiała wtedy z Potterem przez bity miesiąc.

Morderstwo w Hogwart Ekspressie | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz