- Żartujesz sobie?!
Newt chwycił go za poły płaszcza i przyciągnął bliżej do sobie. Delorian nie wykonał żadnego ruchu w jego stronę. Ze spokojem przyglądał się blondynowi, któremu wściekłość biła z oczu.
- A dlaczego miałbym to robić? Próbuję wam pomóc. Tylko tyle.
- Chwila, moment. Newt, puść go... Kogoś mi przypominasz.- Minho pociągnął chłopaka do tyłu, by znalazł się nieco dalej od nowo poznanego. Zmierzył go wzrokiem i skupił się na twarzy Deloriana. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.- To ty! Byłeś w ośrodku. Widziałem cię! Pamiętacie? Gość mnie potrącił w korytarzu.- Zwrócił się do Thomasa i Newta.
- No to głupio wyszło, ale...- nie dokończył, bo Siggy z krzykiem rzucił się na niego. Zaczął go okładać nieudolnie pięściami. Wokół nich wzbiły się tumany kurzu, którymi po chwili byli oblepieni.- Jak. Mogłeś. Dopuścić. Do. Tego. Żeby. Umarła!- krzyczał.
Wszyscy wokół rzucili się, by odciągnąć oszalałego chłopaka. Niko wymierzył mu siarczystego policzka.
- Ogarnij się i nie wrzesz. Ściągniesz na nas tych debili.- Przytrzymał dłońmi twarz chłopaka i popatrzył w oczy. Patelniak powoli uspokoił oddech i przestał się wyrywać.- W porządku? Koniec szału?
Chłopak pokiwał głową i poprawił oddech. Sprawdził czy wciąż ma przytroczone pudełko z przyprawami do paska i stanął na uboczu, wciąż przenosząc wzrok z ciała Winstona na Deloriana.
W tym czasie mężczyzna podniósł się z ziemi, otrzepał płaszcz i pomasował szczękę.
- Cios to masz dobry, tylko popracuj nad techniką, ale tak czy siak... Ktoś jeszcze ma ochotę mi przyłożyć, zanim wam coś opowiem?- rozejrzał się po grupie.- Nie? Wspaniale. Zapraszam za mną.
Ruszył przed siebie, w stronę rozpadającego się mostu.
- Stój, skąd mamy wiedzieć, że możemy ci ufać i że to co mówisz o Lorenie to prawda?- zapytał Thomas.
Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku, westchnął i wskazał na Newta.
- Młody, pozwól tu na chwilę.
Blondyn podszedł do niego, zachowując jednak dozę rezerwy.
Delorian podwinął nogawkę i odchylił cholewkę buta. Wszystkim ukazało się znamię w kształcie czterolistnej koniczyny.
- Chyba poznajesz. To będzie gwarancja. Jeżeli się okaże, że kłamałem, a to namalowałem sobie długopisem, z czystym sumieniem będziesz mógł mnie oskalpować... Bez znieczulenia.
- To jakiś psychol.- Mruknął Niko, sceptycznie przyglądając się mężczyźnie.
- Nie większy niż ty.- Mrugnął do niego i odwrócił się na pięcie.- Chodźcie, inaczej zastanie was noc i mili, rozpadający się koledzy.
***
Delorian wyprowadził ich z ruin miasta bez większych przeszkód. Wędrowali bezdrożami. Poruszali się dolinami między wydmami, by nie zauważyli ich potencjalni napastnicy.
W ciągu drogi pośród zgliszczy Starego Świata, opowiedział im co nieco. Dowiedzieli się, że od roku należy do jednego z pododdziałów Prawego Ramienia, grupy, która odbijała Odpornych z labiryntów, by zabrać ich do Bezpiecznej przystani, gdzie mogliby żyć spokojnie, bez strachu przed DRESZCZem. Przygarnęli go, gdy uciekł z Ostatniego miasta, gdzie Chodzący we śnie żyją jakby zarazy nie było. Młode pokolenie nie zaznało strachu Pożogi. Dorośli również zapominają co to walka o życie. W czasach gdy każdy powinien dbać o swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo drugiego człowieka, w mieście szerzy się rozpusta i korupcja. Wielkie korporacje z DRESZCZem na czele, wyzyskują ludzi i mamią ich wizjami, które nie mają prawa bytu.
CZYTASZ
Sacrifice || Próby ognia
Fanfiction|Przejdą piekło| "- Tamtych wysłałem przodem. Chłopak wie co robić.- powiedział, pakując do ogromnej, skórzanej torby podróżnej różnego rodzaju broń oraz kilka najpotrzebniejszych rzeczy. - A masz plan dla nas?- zapytała poirytowana. Sceptycznie prz...