Rozdział 15

296 12 43
                                    

Na niebie od dawna już świeciły gwiazdy, a blade oblicze księżyca w pełni oświetlało okolicę, kiedy konwój dojechał do obozowiska. Gdy wszyscy wyszli z aut, Travis kazał położyć Lorenę na noszach. Newt zaoferował, że pomoże trzymającym ją mężczynom i przejął jeden z uchwytów. Travis uśmiechnął się i wskazał ręką na kilkanaście namiotów, które rozświetlone od środka ogniskami, wyglądem przypominały nieco tipi.

- Witajcie w naszym obozie. Zjecie i wyśpicie się. Rano omówimy waszą sytuację.

- Przepraszam pana przewodnika - wtrącił Minho - ale nie mówił pan przypadkiem, że jest was dużo? Chyba, że macie jakoś zaczarowane te namioty.

Newt zgromił go wzrokiem, ale musiał przyznać, że faktycznie liczba namiotów nie była imponująca. Kraftowiec prychnął i wyciągnął krótkofalówkę.

- Bookman, możesz wyłączyć projektory.

Żadne z nich nie spodziewało się, że namioty znikną, a przed nimi wyrosną monstrualnych rozmiarów, koła nośne  gąsienic. Ogromny napęd bowiem miał unieść na sobie bryłę pojazdu, której formy nie do końca można było określić. Była czymś pośrednim między ostrosłupem a graniastosłupem o podstawie pięciokąta. Dodatkowo, gdy zaświeciły się reflektory, mogli dostrzec, że ściany pojazdu wykonano z nieco pordzewiałych blach. Każda z nich mogła mieć metr na metr i została ustawiona pod innym kątem. W ten sposób inaczej odbijała światło i dodawała trójwymiarowości. Gdzieś ponad nimi rozległ się zgrzyt, coś gdzieś zawyło i zagwizdała para, a po plecach Streferów przeszedł dreszcz. Po chwili w ich stronę zmierzała klatka.

- Serio?- wydusił Patelniak.

- Ich puścimy pierwszych - Travis wskazał na Newta i resztę.- A my pojedziemy jako drudzy. Newt, a może raczej Newtonie...- Zamyślił się.- Nieważne. Gdy skończycie, poproś kogoś, by przyprowadził cię do Planowni.

Chłopak niepewnie kiwnął głową i wszedł razem z innymi do klatki. Travis gwizdnął, a konstrukcja ruszyła w górę.

*** 

Położyli dziewczynę na metalowym stole. Kobieta, która wyglądała na lekarza, skupiła się najpierw na największej ranie. Obcięła nogawkę spodni, trochę powyżej niej. Przyjrzała się w skupieniu ranie, która zdążyła pokryć się ropą, a skóra wokół niej mocno się zaczerwieniła. 

- Wdało się paskudne zakażenie. Stąd gorączka. Co się stało?- zapytała i przeniosła wzrok na blondyna, oczekując odpowiedzi. Jednocześnie zaczęła przemywać udo Loreny.

Newt bezradnie pokiwał głową i rozłożył ręce. 

- Jej brat mówił, że nadziała się na jakiś zardzewiały pręt. 

Kobieta pokiwała głową.

- Na szczęście nie ma potrzeby amputować. Porządnie ją opatrzymy, podamy antybiotyki i coś przeciwgorączkowego. Będzie żyć. Chociaż powrót do zdrowia trochę potrwa. 

Newt pomagał lekarce jak tylko mógł. W Strefie wiele razy obserwował dziewczynę, więc co nie co pamiętał. Po skończonej pracy, wspólnymi siłami przenieśli Lorenę do pokoju obok, na wygodne łóżko. Newt powiedział kobiecie, że jeszcze chwilę z nią zostanie.

- W porządku. W razie czego, jestem w kanciapie obok - uśmiechnęła się pocieszająco i zamknęła drzwi. 

Chłopak odetchnął z ulgą. Opadł na stołek, który stał obok łóżka i przetarł dłonią twarz. Oparł policzek na dłoni i wbił spojrzenie w twarz Loreny. Nie ukrywał, że przez cały ten czas był napięty jak struna. Gdy usłyszał, że wszystko będzie w porządku, kamień spadł mu z serca. 

Sacrifice || Próby ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz