Rozdział XV

127 11 1
                                    

Wróciliśmy do domu trzymając się za ręce. Było po 20.

-Wróciliśmy!-krzyknęłam.

-O dobrze że jesteście.-powiedziała ciocia wychodząc z korytarza.-Chciałam cię poprosić żebyś poszła  do sklepu po chleb na kolację. Bo się skończył miałam iść ale skoro jesteś to byś poszła. To co idziesz czy nie masz siły?-spytała ciocia z uśmiechem.

-Pójdę.-Ciocia wyszła po pieniądze.

-Pójść z tobą?-zapytał Harry.

-Nie to jest nie daleko.

-Okej.-ciocia podała mi pieniądze. Wyszłam z domu i skierowałam się do pobliskiego sklepu. Poprosiłam kasjerkę o chleb zapłaciłam i wyszłam. Szlam myśląc że zrobiło się bardzo ciemno. Właśnie przechodziłam przez ciemną uliczkę gdy poczułam jak ktoś przyciąga mi ścierkę do twarzy. Po chwili zemdlałam...

Perspektywa Harrego:

Lucy nie było już od godziny siedzieliśmy w salonie i martwiliśmy się o nią. Powiedziała że zaraz przyjdzie a jeszcze jej nie ma. Tak bardzo się o nią martwię. Wstałem jak oparzony z kanapy. Tak jeszcze trzeba żeby jej ojciec na mnie na wrzeszczał że jej nie pilnuje.

-Ja idę jej szukać.-powiedziałem i wybiegłem z domu. Usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się i ujrzałem Alexa.

-Poczekaj idę z tobą!-krzykną za mną. Alex dobiegł do mnie w ciemnym zaułku w którym po krótkiej chwili zauważyłem leżący telefon Lucy. Wziąłem go szybko do rąk.

-Ktoś musiał ją porwać, nie zgubiłaby telefonu.

-Też tak myślę. Zadzwonię na policję.

-Okej ja idę jej dalej szukać.- Odwróciłem się i poszedłem dalej szukać Lucy. Postanowiłem przebić się przez barierę obronną myśli dziewczyny. Kiedyś nie miała takiej mocnej bariery ochronnej. Do tej pory nie potrzebowałem przebijać się przez jej ochronę. Ale teraz muszę. Skupiłem się jak nigdy dotąd  i... przebiłem się.

Perspektywa Zayna:

Szedłem właśnie do Lucy chciałem jej powiedzieć czego się dowiedziałem o jej ''rodzicach,,. Poszperałem dziś i się dowiedziałem kim są jej prawdziwi rodzice. Nie spodziewałem się że ma takie korzenie. Jej ojciec jest pełnoprawnym aniołem a matka upadłym aniołem, tylko ona już nie żyje. Przykro mi że jej mama nie żyje chociaż ona jej nie zna. Słyszałem że nie które anioły mają dzieci z upadłymi albo z ludźmi ale jest ich tak mało że nie spotkałem nikogo poza Lucy. Po tym jak ją zraniłem tym że spotykam się z kim innym nie mogłem sobie tego wybaczyć. Chociaż nie znaliśmy się. Mam nadzieję że jest szczęśliwa z tym... jak mu tam... O Harrym. Może w końcu mi wybaczy i zostaniemy przyjaciółmi. Chcę jej pomóc. W związku z tym że ma ojca anioła jest w dużym niebezpieczeństwie. Nie chcę myśleć co by zrobili ludzie (samati). Samati nienawidzą upadłych a dzieci aniołów i upadłych to już w ogóle. Szkoda że nie zdążyłem jej nic powiedzieć tylko od razu się pokłóciliśmy. Samati to ludzie nie są jakoś nadzwyczajni tylko oni i ich dzieci wiedzą o prawdziwym świecie który ich otacza. Tak więc oni tępią nas za to kim jesteśmy. Nie winie ich za to że zostali tak wychowani ale oni nie mają skrupułów by nas zabijać. Nie wiem co wymyślili na nasz temat ale gdy nas spotkają to albo zabijają albo patrzą z odrazą.

Perspektywa Lucy:

Gdy się obudziłam głowa bolała mnie tak jak nigdy. Nawet jak się mocno napiłam to tak mnie nie bolała. Opierałam się plecami o jakiś słupek a ręce miałam przywiązane do tyłu chyba jakimś starym łańcuchem. Nie powiem moje nadgarstki były tak mocno związane że jeszcze trochę a krew w cale by mi nie dopływała. Co ja tu robię? A no tak ktoś mnie porwał mam nadzieję że ktoś mnie szuka. A tym czasem trzeba się uwolnić przy moich zdolnościach nie będzie to trudne. Pomajstrowałam trochę moją mocą przy łańcuchu w końcu puścił. Mam nadzieję że porywacze nie przyjdą teraz bo by mieli do czynienia z mega wkurzoną dziewczyną która ma do pomocy swoje nadzwyczajne moce. Chyba nie są tak głupi? Dobra skup się dziewczyno.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz