Rozdział 2 - David, mama nie żyje

472 23 0
                                    

Najgorszemu wrogowi nie życzę by tak się czuł. To jakby pewna część mnie wyparowała... zniknęła. Siedzę w domu i płaczę.. Nie wiem co zrobić najchetniej napisałabym do Davida, ktory jest w szkole i o niczym nie wie, ale boje się. Tak, boje się napisać do wlasnego brata. Jak On to odbierze? Agresją? Żalem? Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Siedziałam w domu przez dłuzszy czas i myślalam nad tym, aż w pewnym momencie do pokoju wszedl tata. Widzac mnie pewnie zrobilo Mu się jeszcze bardziej przykro. Te spuchnięte i czerwone oczy od płaczu. Podszedł do mnie, usiadl na łóżku i chwile siedzial w ciszy. Musiał się pozbierać by cos powiedzieć. Widziałam ile sprawia Mu to bólu, ale sama też łkając nie moglam nic wydusić.

- Nie będziesz tu siedziała zawiozę Cię do sfory .. do babci . Tam może troche zapomnisz i nie bedziesz sie tak martwić. - Czułam jak serce dzieli mi się na pół gdy to mówił.
- Jak mam zapomnieć? - Cicho odezwalam się do niego i przytulilam bardzo mocno.
- Może tamta atmosfera lepiej na Ciebie wplynie. Bo ja nie umiem Ci pomóc. - Jego oczy naszły łzami. Nie chciałam by zrobilo się przykro jeszcze bardziej więc przytaknęłam.
- A co z Davidem? - przypomnialo mi się, że jest jeszcze On. - też pojedzie ze mną? - tata pokiwał przecząco głową mowiąc, że David lepiej to zniesie niż ja. Ale znając go wiedziałam, że ten twardziel, którego zgrywa przed wszystkimi będzie w większej rozsypce ode mnie. On zawsze był bliżej z mamą.

Tata puścił mnie i nakazał bym się spakowała. Ogarnęłam te najważniejsze rzeczy i zeszłam na dół. Byłam gotowa, choć tak bardzo nie chciałam zostawiac Davida samego. Nawet się z Nim nie pożegnałam. Przez cała drogę nie odzywałam się i patrzyłam na świat za szybą. Gdy dojechaliśmy wszyscy patrzyli na mnie tak bardzo współczująco. Wiedziałam, że będzie mi tu lepiej.

- Tylko bądź delikatny do Davida. Wytłumacz Mu wszystko powoli - kazałam tacie obiecać, że powie.
- Będę najbardziej jak tylko potrafię. Kocham Cię - chciał się uśmiechnąć, a ja poczułam się trochę lepiej. Wiedziałam, że cos kręci i nie powie Mu, ale wolałam poczekać.

Po paru godzinach spędzonych z watahą, mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na niego i zobaczyłam na wyświetlaczu, że to David. Szybko odebrałam, ale nie zdążyłam nic powiedzieć. On zaczął od razu się pytać : "gdzie jestem" "dlaczego nie dałam znać, że wczesniej kończę lekcje". W Jego glosie mimo zmartwienia czułam gniew i złość. Wiedzialam od razu, że tata nie dotrzymał słowa i nie powiedział Mu o smierci mamy. Uznałam jednak, że to nie jest rozmowa na telefon i skoro nie mogę liczyc na tatę, zbiorę się w sobie i ja to powiem.. przynajmniej spróbuję.

- Jestem u babci z watahą. Czekam aż przyjedziesz i porozmawiamy. - oznajmiłam łamiącym się głosem. Słyszałam, że z kimś rozmawia więc czekałam, aż skończy. Płakałam cicho do telefonu
- Jestem, jestem, co mówiłas? - czułam rozdrażnienie gdy mówił. Powtórzylam Mu co powiedziałam, ale słysząc odpowiedź nie bylam zadowolona tylko zła i smutna. Mógł przyjechac dopiero za 3 dni. Nigdy nie sądziłam, że mecz football'owy bedzie dla Niego ważniejszy niż ja. Rozryczalam się do słuchawki, a potem rozłączyłam.

Kilka razy jeszcze dzwonił, ale nie odbierałam.... Nie mogłam. Te 3 dni dłużyly mi sie strasznie. Spędzalam ten czas z przyjaciółmi i rodziną. Dużo wspominałam wspólnie spedzone chwile z mamą. I pomysleć, że w tamten dzień zawiozła mnie i Davida do szkoły. A może to nasza wina. Gdyby nie to, że nas zawoziła może by nie doszło do wypadku. Staralam się o tym nie mysleć.

Do przyjazdu Davida został niecały dzień. Tata miał racje, humor troche mi się poprawił, ale wciąż myslami byłam w momencie gdy dowiedzialam się o śmierci mamy.

Po killu godzinach gdy byłam w pokoju i myślałam o Davidzie weszła babcia i zaczela coś mówić. Ale byłam jak zahipnotyzowana i nie slyszalam jej. Powtórzyła jeszcze kilka razy, abym zeszła na obiad. Dla świętego spokoju wstalam i poszłam. Wiedziałam, że nie długo przyjedzie David. Z każdą przybywającą chwilą czułam się coraz bardziej zestresowana i smutna.

Przyjechał... Rozsiadl się "u mnie" w pokoju. Widziałam po Jego minie, że jest trochę wkurzony. Nie pytalam czemu albo na kogo. Mogłam się tylko domyślać, że chodzi o mnie. Rozmawialiśmy długo i już chcialam Mu to powiedzieć, ale przypomniałam sobie, że jutro pelnia. On zawsze był poddenerwowany, dlatego byl taki dziki i nieuprzejmy. Wcale nie chodziło o mnie. Czując, że łzy napływają mi do oczu wolałam nie poruszac tego tematu, ale wyczul coś i zrobił się bardziej agresywny. Przez to wszystko pokłociliśmy się i samo mi tak przyszło.

-.... mama nie żyje David! To chcialam Ci powiedzieć! Ale nie dawaleś mi dojść do tego! Źle się z tym czuję, jest mi przykro! A najgorsze jest to, że Ty martwisz sie tylko sobą. Nie mam w Tobie wogóle wsparcia, a bardzo teraz go potrzebuje! - wykrzyczałam to z taką siłą, że nawet nie wiedziałam, iż tak potrafię.. Chwile po tym rozryczałam się i przytuliłam do niego. On jednak odepchnął mnie od siebie. Widzialam, że zbladł. Podniósł ręce do gory i złapał się za głowę. Odsuwał się powoli z niedowierzeniem. Wyzwal mnie i wybiegł..

NiezgodnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz