Rozdział 11

162 11 4
                                    

Nico

Nagle podłoga eksplodowała. Cienie strzeliły w górę niczym płomienie, a spod ziemi zaczęli wypełzać nieumarli. Nico już dawno nie używał mocy, ale ta przepełniała go teraz połączona z falą gorącego gniewu. Ukierunkował ją teraz w stronę Rose. W jego głowie istniała tylko jedna myśl, nad wyraz czysta i jasna: "Zabić ją".

Nieumarli i cienie poddane jego woli natychmiast posłusznie ruszyły w stronę potwora. Pozostali herosi cofnęli się pod ściany, a zaskoczona Rose obnażyła kły przyjmując pozycję obronną. Armia podziemi opadła ją jak szarańcza i choć zaciekle stawiała opór, powoli zdobywali przewagę. Było ich za dużo jak dla jednej osoby, a Rose była już zmęczona poprzednią walką. Miotała się między żołnierzami mroku, próbując przełamać ich szyki. Ona tak samo jak oni pochodziła z królestwa podziemi, jednak ta nietypowa armia była zależna od woli syna ich boga, a z boskim wyrokiem nawet ona nie mogła walczyć.

Nagle nieumarli stanęli jak wryci, a następnie rozstąpili się w dwa perfekcyjne szeregi zostawiając poranioną i posiniaczoną Rose między sobą. Cienie popełzły z powrotem w stronę Nica, który stał w bezruchu z wyciągniętym mieczem. Jego twarz była beznamiętna i zimna, jakby wykuta w lodzie, jednak oczy wciąż płonęły gniewem i nieugaszonym pragnieniem zemsty.

Ruszył między szeregami nieumarłych jak tryumfator między swoimi żołnierzami. Z boku wyglądało to nieco komicznie: niski, drobny nastolatek w zbyt dużej, czarnej koszulce obok czasami nawet dwumetrowych ludzkich szkieletów odzianych w zbroje antycznych wojowników. Jednak nikomu nikomu nie było do śmiechu. Chłopak stanął nad Rose i spojrzał na nią z góry. Czubkiem miecza uniósł jej głowę zmuszając ją, by na niego spojrzała.

- Zapłacisz mi za to - powiedział lodowaty tonem. Nawet w tej sytuacji Rose nie straciła dumy. Spojrzała mu w oczy i próbowała jeszcze dosięgnąć go szponami, sycząc wściekle. Mignęła stygijska stal, a już po chwili agresywny syk potwora zamienił się w bolesny skowyt, gdy chłopak zatopił miecz w jej szponiastych dłoniach.

- Miałam cel - wychrypiała, uśmiechając się szaleńczo. Rzuciła okiem na Willa wykrwawiającego się obok. - I zaraz się on dopełni. Nic nie możesz z tym zrobić. Jesteś synem śmierci, nie życia. Niczego nie żałuję.

- Gdybym zabijał każdego, kto nie odwzajemnia moich uczuć, to miałbym na rękach krew co najmniej jednej...a może nawet dwóch osób - powiedział Nico - Tak, zabijałem. Potwory. Osoby, które zagrażały życiu mojemu i moich przyjaciół. Wrogów, którzy bez zastanowienia zrobiliby to samo. Nie zabijałem niewinnych ludzi, których jedyną winą były ich uczucia. A nie znam osoby równie niewinnej co Will, zawsze gotowej, żeby pomóc. Herosa, który niesie życie zamiast śmierci. Mówisz że go pokochałaś?! - jego głos się podnosił, a dłonie na mieczu zaciskały coraz mocniej.

- Nico... - zaczął ostrzegawczo Jason, ale tamten go nie słuchał.

- Co o nim wiesz?! Ile razy z nim rozmawiałaś?! - przycisnął ostrze mocniej do gardła Rose, pociekła krew. 

- Niczego nie żałuję - powtórzyła, uśmiechając się szyderczo. - Mam nadzieję, że już nigdy się nie podniesie.

Tego chłopak już nie mógł znieść. Gwałtownie chwycił Rose za włosy i szarpnął jej głowę do tyłu, odsłaniając szyję. Nachylił się nad potworem z furią wymalowaną na twarzy.

- A ja mam nadzieję, że twoje plugawe ciało już nigdy nie wypełźnie z Tartaru - powiedział lodowatym szeptem, po czym ciął mieczem.

Jedno cięcie. Drugie. Trzecie. Syn Hadesa tak długo ranił ciało monstrum, dopóki zupełnie nie obróciło się w pył. Zapadła grobowa cisza, herosi stali jak wryci, wpatrując się w przyjaciela. Natomiast Nico podniósł się i podszedł do rannego Willa. Kiedy Przyklęknął obok niego, nagle coś w nim pękło. Łzy spłynęły mu po twarzy żłobiąc jasne ślady w kurzu i pyle na policzkach bruneta.

Nie odchodź... //Solangelo//Where stories live. Discover now