Rozdział 10

159 12 18
                                    

Nico


   Brunet szedł przez obóz, rozglądając się w poszukiwaniu Willa. Kątem oka zauważył mignięcie blond włosów gdzieś po swojej lewej. Odwrócił się gwałtownie, otwierając usta, żeby zawołać imię przyjaciela, ale zobaczył jedynie Alfiego - dziecko Ateny. Chłopaka zalała fala rozczarowania, ponieważ na prawdę miał szczerą nadzieję, że znalazł syna Apollina. Normalnie Alfie i Will byli nie do pomylenia: ten pierwszy miał znacznie dłuższe włosy, tak jasne, że niemal białe. Do tego był dużo niższy od Willa i miał nieco drobniejszą posturę. Różniły się również ich twarze - rysy syna Ateny były znacznie słabiej zarysowane, a oczy duże i szare. Wszystkiego dopełniały odcienie ich skóry - Willa była opalona, natomiast Alfiego raczej blada.

- Cześć - odezwał się chłopak, wyrywając Nica z zamyślenia.

- Cześć... - odparł z roztargnieniem, wciąż jedną nogą w chmurach.

- Coś się stało?- Alfie ze zmartwieniem zmarszczył nos.

- Miejmy nadzieję, że nie - mruknął cicho Nico - Widziałeś gdzieś Willa? - zapytał już na głos.

- Chyba mijaliśmy się kiedy szedł tam - powiedział blondyn wskazując w stronę lasu.

- Po co miałby tam iść? - Zdziwił się brunet - Tam praktycznie nic nie ma.

- Wydaje mi się, że Rose chciała zobaczyć tamtą część obozu.

Nico zaklął po Włosku. Alfie skrzywił się lekko, rozumiejąc jego słowa. Syn Hadesa przecież sam przyłożył rękę do jego nauki języka.

- To źle? - zapytał nie wiedząc skąd u kolegi nagły wybuch gniewu.

- Nie, po prostu... Musimy coś jak najszybciej załatwić, a on mi gdzieś zniknął - skłamał szybko brunet - Dzięki za pomoc! - zawołał już biegnąc w stronę lasu. W myślach błagał bogów, aby okazało się, że Will miał rację, że Rose naprawdę jest zwykłym herosem. Nigdy w życiu nie pragnął niczego tak bardzo, jak tylko tego, żeby to alarmujące przeczucie w jego głowie było kłamstwem. Był osobą, która nienawidzi się mylić, ale w tej chwili oddałby wszystko, żeby tylko być w błędzie.


Will

   Will wlókł się niechętnie obok Rose w stronę lasu. Był zmęczony, poirytowany i zmartwiony. Chciał się jak najszybciej wymówić od towarzystwa córki Demeter i iść porozmawiać z przyjacielem. Zwłaszcza, że dziewczynie nie zamykały się usta. Trajkotała mu coś nad uchem, a on uśmiechał się mechanicznie i kiwał głową udając, że jej słucha. Zanim się obejrzał stali w progu porzuconej szopy na broń i narzędzia, stojącej na granicy obozu z zakazanym lasem.

- Tu nie ma nic wartego uwagi - zwrócił się do Rose - To tylko stara graciarnia.

- Wiem - odparła. Will poczuł się nieswojo, coś było nie tak. Ton jej głosu się zmienił, nie było w nim już wesołego roztrzepania, tylko zimna satysfakcja. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył tylko zatrzaskiwane drzwi oraz oczy Rose błyszczące w półmroku. Chłopak wzdrygnął się i cofnął o krok. Musiał się stąd wydostać, ale dziewczyna stała między nim a przejściem.

- Pamiętasz mnie? - zapytała wpatrując się w niego natarczywie.

- Przyszłaś do obozu trzy dni temu... - odpowiedział niepewnie. - Nie widzieliśmy się wcześniej...

- Kłamstwa! - krzyknęła, przerywając mu. W jej oczach płonęła furia. Will cofnął się jeszcze o krok i zorientował się, że jego plecy napotkały ścianę. Nie było już drogi ucieczki.

Nie odchodź... //Solangelo//Where stories live. Discover now