Rozdział 14

104 4 8
                                    

Will

- Will? Co tutaj robisz? - stojąca w drzwiach Hazel miała włosy w nieładzie i ubrana była w luźną koszulkę Obozu Jupiter. Z chłopaka nagle wyparowała cała determinacja z jaką tu przyszedł. Niepewnie miął w dłoniach materiał własnej pomarańczowej koszulki i wodził oczami po ziemi. W końcu jednak zebrał się w sobie i odezwał:

- Przepraszam, że nachodzę cię bez zapowiedzi. Przeszkadzam? - wypalił na jednym oddechu. Dziewczyna wydawała się być nieco zaskoczona, ale przesunęła się, wpuszczając go do wnętrza domku.

- Wejdź. Nie przeszkadzasz, mieszkamy przecież teraz w jednym obozie, nie potrzebujesz specjalnego zaproszenia, żeby przyjść - mówiła, przerzucając kilka książek z krzesła na burko, robiąc przez to dodatkowe miejsce do siedzenia. - Usiądź i opowiadaj. Co cię sprowadza?

- Chodzi o Nica - zaczął Will, uważnie obserwując jej reakcję. Hazel spięła się, a jej twarz stężała. Wiedział, że teraz jej niepodzielna uwaga jest skupiona na nim. - Więc... zrobiłem coś, czego bardzo żałuję... i potrzebuję twojej pomocy - wydukał, nie patrząc dziewczynie w oczy.

- Słucham więc - ta oparła brodę na dłoniach.

   Opowiedział jej wszystko, od początku do końca. Nie pominął żadnego szczegółu, mówił nie tylko o faktach, ale też o własnych uczuciach i wnioskach. Hazel ani razu mu nie przerwała, uważnie świdrowała go złotymi oczami, trwając w milczeniu. Kiedy skończył, odetchnęła prostując się. Przez chwilę się nie odzywała, po czym zwróciła się do niego:

- Szczerze? Mam ochotę cię teraz zamordować. Która część tego twojego błyskotliwego mózgu stwierdziła, że wejście w ten zakład to będzie dobry pomysł?! Jak długo miałeś zamiar ciągnąć ten teatrzyk?! Czy ty zdajesz sobie sprawę... - rugała go przez dobrą chwilę, a on każdą tę reprymendę przyjmował z pokorą i skruchą. Kiedy dziewczyna skończyła suszyć mu głowę, w końcu popatrzyła na niego, zaciskając usta w wąską kreskę. - Ale mimo wszystko dziękuję, że mi powiedziałeś. Jesteś szczery i umiesz przyznać się do błędu, to się chwali.

- Znasz go lepiej niż ja - powiedział Will, patrząc na Hazel z nadzieją. - Czy jest coś, co mogę teraz zrobić, żeby to naprawić?

- Kiedy dokładnie się pokłóciliście? - zapytała.

- Będzie z 3 godziny temu - odparła chłopak, patrząc na zegarek.

- Myślę, że najgorętsze emocje zdążyły już opaść - stwierdziła. - Najlepsze co możesz teraz zrobić, to do niego iść i z nim porozmawiać. Wytłumacz mu to wszystko, tak, jak tłumaczyłeś mnie.

- Ale on mnie nie chce widzieć. I nie sądzę, żeby szybko zmienił zdanie. - odparł Will, opierając czoło na dłoniach.

- Znajdź sposób. Nie twierdzę, że ci wybaczy. Ale przemyśli. Może nawet zrozumie. Jeśli serio chcesz naprawić co zawaliłeś, to musisz spróbować - powiedziała, odprowadzając go do drzwi.

- Dziękuję ci, Hazel - wyszeptał Will, patrząc prosto w jej złote oczy.

- Chcę dla niego jak najlepiej. Dla ciebie z resztą też. Nie znam cię za dobrze, ale wydajesz się być w porządku. Poza tym, on cię pokochał, a to znaczy, że musisz być naprawdę niezwykły. On... kiedy o tobie mówi... wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale oczy błyszczą mu się gwiazdy. Jakby wymawiając twoje imię, nagle rozpalało go jakieś wewnętrzne światło. Jestem jego siostrą, chcę widzieć go w stanie takiego szczęścia na co dzień. Jeśli to ty jesteś jego źródłem, to zależy mi, abyś był w jego życiu. Powodzenia - dodała, otwierając drzwi.

   Will biegł prosto do domku Hadesa. Nie myślał o tym co powie, ani jak powie. Miał przeczucie, że nie może się nad tym zastanawiać, to musi płynąć prosto z serca, inaczej mu się nie uda. A jeszcze nigdy w życiu nie zależało mu na niczym bardziej, niż na naprawieniu swojego błędu. Dopadł do drzwi i zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Nie, nie zupełnie: Czyżby usłyszał przytłumiony odgłos bosych stóp na podłodze? Może mu się tylko wydawało. Drzwi jednak dalej pozostawały zamknięte. Przez chwilę wahał się, nie wiedząc co zrobić. W końcu jednak zebrał się w sobie: choćby miał mówić do pustej przestrzeni, musi powiedzieć co ma do powiedzenia teraz. Teraz lub nigdy.

Nie odchodź... //Solangelo//Where stories live. Discover now