Dwa miesiące

1.2K 65 6
                                        

            Czas płynął nie ubłaganie odkąd dowiedziała się, że jej kraj jest pogrążony w wojnie. Król Lucjan wysłał swoich najstarszych synów na granice z krajami Parte i Jaris, w obawie, że zachłanność tych drugich może dotknąć także ich.

            Śnieg znikł już całkowicie z królestwa Ambro, na drzewach magnolii zakwitły pierwsze kwiaty, gdy po dwumiesięcznej nieobecności Teodor i Aleksander spotkali się w połowie drogi do domu. Po radosnych uściskach i wymianie zdań dotyczącej sytuacji na froncie, ruszyli w stronę zamku, na ucztę wyprawioną specjalnie na ich część.

            Kornelia siedziała jak to ostatnio miała w swoim zwyczaju pod krzakiem iglaka wyczekując przybycia zarówno młodych książąt jak i Blanki. O przybyciu mężczyzn powiadomiły ją okrzyki oraz muzyka rozbrzmiewająca z Sali balowej, natomiast o przybyciu Blanki nic nie wskazywało. Dziewczynka od tamtej nocy nie pokazała się jej. Kornelia przeżywając swój ból i rozgoryczenie przychodziła tu co noc, pragnąc poznać ducha bliżej i poczuć jego ciepło, ciepło które daje ukojenie.

            Teodor po przywitaniu rodziny i gości zebranych w Sali, udał się do swoich komnat aby  się odświeżyć, jego głowę zaprzątały dziwne myśli. Wyraźnie czuł nieobecność na Sali złotowłosej kobiety, która z bliżej niewyjaśnionych przyczyn stawała się bliższa jego sercu. Przemierzając korytarze, zatrzymał się przed wejściem do korytarza z salami gościnnymi. Stał już naprzeciw jej drzwi, już dotykał klamki, gdy nagle w obawie przed odrzuceniem cofnął rękę.

-Nie bądź durniem- z całej siły zapukał i wszedł do komnaty.

Ta o dziwo była pusta. Nagle poczuł jak zaczyna mu brakować powietrza, czyżby jego najgorsze obawy właśnie się ziściły? Czy ojciec wydał ją za mąż i wyjechała? A może targnęła się na swoje życie, jest taka dumna, że perspektywa wyjścia za mąż za jakiegoś starego lorda jej by na pewno uwłaczała. Podszedł do okna pragnąc zaczerpnąć wiosennego powietrza i wtedy ujrzał, postać w ogrodzie. W pierwszej chwili  myślała, że to Blanka, chociaż już po posturze wiedział kim jest ta postać. Nie zważając na nic ruszył korytarzem ku schodom.

Kornelia przymknęła oczy, z wycieczenia, bezsilność i bezsenność ostatnio dawały jej w kość. Nagle poczuła ciepło na swojej dłoni i szybko otworzyła oczy. Przed jej twarzą stała mała blondyneczka i się uśmiechała.

-Wrócili- zachichotała- Idzie tu po ciebie

-Kto?- zdezorientowana nie wiedziała o czym mówi dziecko

-Jest wściekły, że nie przyszłaś go powitać- dziecko zakryło sobie usta- bał się, że już cię nie ma- mówiąc to pochyliła się bardzo blisko do twarzy Korneli po czym się rozpłynęła.

Usłyszała jak ktoś biegnie w jej kierunku, poderwała się na równe nogi i zaczęła się odkręcać w stronę zbliżającej się postaci.

-Tutaj jesteś- głos mężczyzny był jej bardzo dobrze znany, głównie znany w tonie gniewu jaki właśnie słyszała-Jak mogłaś nie przyjść powitać przyszłego króla.

Teodor był tak blisko, zwolnił tempo i podchodził do niej w ten swój męski i stanowczy sposób, tak jakby właśnie upatrzył swoją ofiarę.

- Nic dziwnego, że nie masz męża! Kto by chciał taką arogantkę z zadartym nosem- zbliżył się do niej tak blisko, że wyczuwała jego gorące i spocone ciało. Schudł, a twarz miał wycieńczoną, pobyt na froncie po mimo braku walk dał mu w kość.

-Powinnaś dostać baty- Syczał jak jadowity wąż, rozjuszony do granic wytrzymałości. W głowie Korneli zaświtała myśl dlaczego to właśnie jej nie obecność tak go rozłościła, widać Aleksander nawet tego nie zauważył, a nawet jeśli to nie uraziło go to tak bardzo jak o tego pana księcia.

Teodor był już na tyle blisko, że ich ciała prawie się zderzały. Otworzył usta aby wylać z siebie kolejną obelgę, ale wtedy ona wspięła się na palce, dłońmi optuliła jego twarz i pocałowała go. Namiętnie i głęboko, a on odwzajemnił pocałunek po mimo tego, że ze zdziwienia nie potrafił zapanować nad swoim ciałem.

-Skończ Panie Książę te wylewne uwagi- skwitowała jego monolog, poczym ruszyła w kierunku zamku. Nie uszła nawet dwóch kroków gdy silne dłonie chwyciły ją w pasie i przycisnęły do ciała mężczyzny.

-Jesteś jak trucizna, która miesza mi w głowie i nie pozwala zapanować nad zmysłami- szeptał jej do ucha, a jego gorący oddech zamieniał się w zimny dreszcz na jej ciele- uderzasz mi do głowy jak najlepszy trunek i najgorsze jest to, że nie mogę z ciebie wytrzeźwieć- po tych słowach zatopiła swoje usta w jej szyi, całował ją delikatnie by chwilę później zatopić się w niej jak pragnący w wodzie. Dłonie jego wędrowały po jej tali i biuście, odkręcił ją wokół własnej osi tak aby móc odnaleźć jej usta. Przyciskając ją tym samym tak mocno do swojego ciała aby poczuła na sobie jego erekcję.

-Czujesz jak na mnie działasz?- z ust Korneli wydobył się tylko głuchy jęk, jęk tęsknoty i podniecenia, który zakomunikował Teodorowi przyzwolenie do dalszych pieszczot. Całym ciężarem swojego ciała pociągnął ją ku ziemi, straciła równowagę i wylądowała na nim okrakiem. Jego sprytne dłonie szybko odnalazły jej nagie uda, trzymał je w obięciach tak mocno jakby bał się, że je straci na zawsze.

Dziewczyna wyrwała się z namiętnego uścisku jego ust, łapiąc gwałtownie powietrze i dysząc, w świetle księżyca zauważyła, że Teodor patrzy na nią z wygraną w oczach, jakby chciał jej pokazać, że mu się nie oprze. Kornelia wyprostowała się i spojrzała na niego z góry.

-Nie myśl, że tak łatwo mnie zdobędziesz- na co on chwyciła ją za kostki i gwałtownie pociągnął ku ziemi, tak że wylądowała tuż obok niego.

-Już cię zdobyłem- zaśmiał się.

Kornelia wsparła się na boku i zbliżyła do jego ust.

-Nigdy nie będę niczyją nałożnicą, będziesz mnie wielbić i chełbić, będziesz kwiaty nosił i o możliwość porozmawiania prosił, zakochasz się i odasz mi się cały, wtedy ja pomyślę czy oddam się tobie- po tych słowach pocałowała go i czym prędzej wstała, ruszyła do zamku, aby się wykąpać. Była bowiem od stóp do głów umazana wiosenną murawą i błotem. Nic nie słyszała za sobą, więc Teodor musiał zostać sam ze swoimi pragnieniami.

Szybko i po cichu dotarła do swojej komnaty, weszła do łazienki i zdjęła ubłoconą suknię, gdy Ramira nalała gorącej wody wyprosiła ją z komnaty i stwierdziła, że rozbierze się sama. Zdjęła gorset i szaty bieliźniane, poczym weszła do bali z gorącą wodą, już miała usiąść…

-Z tej perspektywy wyglądasz jeszcze lepiej- Kornelia szybko usiadła do gorącej wody aż zapiekło ją ciało, a woda rozprysła na całe pomieszczenie. Teodor roześmiał się w głos, ona skuliła się tak aby on nie mógł nic dostrzec.

-Teraz jesteś taka niewinna i bezbronna, mógł bym cię mieć o tak- i pstryknął palcami- już nie pyskujesz ? Pani dumna wstydzi się swojego ciała?

Gotowało się w niej, nie dlatego że woda była gorąca, od złości jaką napawał ją ten natręt. Wstała i wyprostowała się tak, że wszystkie jej szczegóły były mu widoczne, on milczał, było słychać jak przełyka głośno ślinę.

- Co z tego, że patrzysz, jak mnie nie zdobędziesz? Jesteś zbyt leniwy mój drogi, aby zapracować, ciało to jedno, a dusza i namiętność to drugie.- Powoli wyszła z bali i podeszła do niego. Wzięła jego dłoń w swoją i włożyła wskazujący palec do buzi, drugą jego dłoń położyła sobie na piersi i ją zcisneła, poczym pokierowała po swoim gładkim ciele do swojego centrum.

-Działasz na mnie a mieć mnie nie możesz. Wyjdź!- podniosła głos. Teodor ruszył ku wyjściu, pośpiesznie, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Była tak dumna, po mimo tego, że była wystraszona dalej grała i nie dała się mu złamać.

KorneliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz