Rozdział 16

626 48 32
                                    

Nic nie było w stanie opóźnić ruchu wskazówek zegara, które każdego dnia obracały się jeszcze szybciej, niż poprzednio. Loretta miała ręce pełne roboty przy nadzorowaniu prac budowlanych mających miejsce na jej starej posesji, ale nie poradziłaby sobie, gdyby nie pomoc rodziny Madrigal.

Bruno wspierał Lorettę całym sercem i z dumą przyglądał się jej pochłoniętej wypełnianiem wniosków lub planowaniu coraz to fikuśniejszych sukien. Od pewnego czasu zamieszkała w jego wieży na stałe i Bruno każdej nocy upewniał się, że ściskał ją tak bardzo, jak tylko było go na to stać. Ich rutyna była żmudna i monotonna — codziennie rano Bruno robił Loretcie kawę, całował ją w czoło, a potem dyskutowali, co będą robić danego dnia. Następnie wybierali się do miasta, aby wrócić z koszem pełnym jedzenia, czasami z bukietem kwiatów, i szli na budowę, gdzie prace szły pełną parą. Razem śmiali się z Kahla, który nie wyglądał na zadowolonego za każdym razem, gdy widział ich razem, a później wracali do Casity, by zająć się własnymi sprawami.

Loretta była szczęśliwa, widząc, jak Bruno się zmienia, jak wychodzi ze swojej ciasnej strefy komfortu.

Nadeszła zima, a wraz z zimą spadła temperatura i pewnego poranka całe Encanto pokryło się szronem. Nie śniegiem, ku rozczarowaniu Antonia i wielu innych mieszkańców miasteczka. Loretta otworzyła najpierw jedno oko, później drugie i poczuła gorący, głęboki oddech na swojej szyi, który sprawił, że poczuła się tak rozkosznie rozgrzana, że nie chciało się jej ruszyć nawet małym palcem.

— Bruno, wstawaj... — mruknęła Loretta, wyplątując się z jego ramion. — Trzeba iść na budowę...

— Która godzina? — usłyszała jego zachrypnięty głos.

— Przed siódmą...

— Jest sobota i bardzo dobrze wiesz, że w soboty nie wstaję przed dziewiątą — powiedział Bruno i zaborczo przycisnął do siebie Lorettę, tak, aż westchnęła. — Zresztą, nie musimy być tam codziennie.

— Ja muszę.

— Musi tam być twoja zawziętość, nie ty — wymruczał Bruno.

Nic nie wskazywało na to, że Bruno odpuści. Loretta cierpliwie poczekała, aż zaśnie ponownie i na palcach wyślizgnęła się z ich sypialni, starając się zrobić jak najmniej hałasu.

Istotnie tego dnia była sobota, w dodatku mroźna i wietrzna. Już niedługo trzeba okryć krokwie plandeką, pomyślała Loretta.

Teraz kiedy na letnie suknie było już za zimno, zajęła się szykowaniem krojów płaszczy i futer, dzięki czemu jej działalność nadal mogła się rozwijać. Loretta wplątała się w korzystny dla niej układ z tutejszym pasterzem, który w zamian za gotowy produkt dostarczał jej czystą i świeżą wełnę oraz pasma materiału z niej utworzone. Od tego czasu nie tylko szyła, ale i robiła na drutach. Co zabawne, nauczyła się tego dzięki Mirabel.

Tuż po pierwszych gromkich opadach śniegu zima dała wszystkim w kość. Nie nadążano już z odśnieżaniem posesji, a prace nad budową sklepu stały się po prostu niemożliwe. Loretta z bólem serca musiała ogłosić ich wstrzymanie dla bezpieczeństwa własnego i innych pracowników.

W krótkim odstępie czasu na ulicach Encanto pojawiły się świąteczne ozdoby; porozwieszane od latarni do latarni lampki i łańcuchy iskrzyły się kolorami, a wielka choinka postawiona przy kaplicy tętniła życiem. W sklepach coraz częściej można było dostać piernikowe bloki albo książki kucharskie ze świątecznymi przepisami.

Bruno zaś nie wiedział, co począć. W końcu był ze swoją rodziną, którą tak bardzo kochał, i Lorettą, ale nie miał zielonego pojęcia, jak się zachować. Mimo że minęło już prawie pół roku od jego powrotu, czasami zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby, gdyby został w ścianach.

Ale potem spoglądał na roześmianą Lorettę i zapominał, że przez myśl przemykało mu coś podobnego. Natomiast jego głowę nawiedziła inna, niecodzienna myśl. Bo gdy tak spoglądał na swoją narzeczoną, rosło w nim przemożne uczucie...

Na kilka dni przed wigilią Loretta wraz z Dolores i Isabelą wyruszyły do miasta na świąteczne zakupy, podczas gdy reszta rodziny pozostała w domu, rozpoczynając generalne porządki. Ubrały się ciepło, szczelnie owinęły się wełnianymi szalikami i wkroczyły w tłum. Tu i ówdzie wybrzmiewały okrzyki radości oraz uznania, kiedy mijały tutejszych grajków i kolędników wyśpiewujących bożonarodzeniowe pieśni.

— Co Abuela wpisała na listę? — zapytała Isabela, która, zwarzywszy na porę roku, ostatnimi czasy nie mogła pochwalić się swoim talentem.

Loretta ściągnęła rękawiczkę, wyjęła dużą kartkę i przeleciała ją wzrokiem.

— Trochę tego i trochę tamtego...

— Tía Loretta, myślę, że coś chodzi ci po głowie — zagaiła Dolores, patrząc na nią z przekonaniem. — Słyszę wszystko, ale co cię trapi, ptaszki mi nie wyśpiewały.

— Może za dużo na siebie bierzesz? — powiedziała Isabela. — Tak wiele czasu spędzałaś na budowie, a teraz nic tylko sterczysz w kuchni, albo szyjesz. Powinnaś odpocząć.

— Nie robiłabym tego, gdybym nie czuła się na siłach — odpowiedziała Loretta. — Muszę zarobić jak najwięcej pieniędzy, w końcu zaraz zima się skończy i budowa ruszy dalej. Bądźcie spokojnie, nic mi nie jest. Może chodzimy po warzywa? O, popatrzcie, tu jest tanio.

Isabela i Dolores spojrzały na siebie i stwierdziły, że istotnie było coś na rzeczy. Nie zdziwiły się wielce, kiedy pierwszym, co powiedziała, zastanawiając się nad prezentem, było:

— Czy Brunowi się to spodoba?

— Tía Loretta, jemu spodoba się dosłownie wszystko, co mu podarujesz — zachichotała Isabela, kładąc dłoń na jej ramieniu. — Ale jeśli mogę, moim zdaniem ucieszy się jeszcze bardziej, jeśli dostanie coś, czym będzie mógł podzielić się ze swoimi futrzastymi przyjaciółmi.

— O tak — przyznała Dolores, ładując do koszyka kilka rzeczy z listy. — Antonio powiedział mi, że jego szczury dużo już o tobie słyszały.

— Czasami przeraża mnie fakt, że on potrafi rozmawiać ze zwierzętami. I zapominam o tym.

Kobiety kontynuowały zakupy. Z tyłu głowy Loretta miała ciągle propozycję prezentu dla Bruna, aż tu nagle wpadł jej świetny pomysł. Musiała zdobyć tylko chwilę wolnego czasu i przynajmniej jednego szczurka jej narzeczonego. To zadanie nie było trudne, gdyż Bruno nie rozstawał się ze swoimi podopiecznymi prawie nigdy, a jeśli już, to musiał mieć ku temu naprawdę solidny powód.

Gdy tylko zakupy dobiegły końca, obładowane torbami wróciły do Casity, w której podłoga była wymyta na błysk. Dolores upchnęła żywność w lodówce, a Loretta od razu pobiegła do swojej sypialni, schować prezenty, które nakupiła dla reszty rodziny.

Wtenczas Bruno pracował z Félixem przy zawieszeniu lampek na choince, która miała prawie dwa metry wysokości, a jej szpic dotykał sufitu. Po raz kolejny nawiedziły go lęki i uprzedzenia co do swojej obecności tutaj... ale zaraz do salonu wkroczyła Loretta, bardzo z czegoś zadowolona.

— Znalazłaś garniec złota na końcu tęczy, mi vida? — zaśmiał się Bruno, zapominając o lampkach. Loretta zarzuciła czarnymi lokami i wzięła się pod boki. Félix rzucił na nich okiem i tylko szturchnął Bruna, aby zaczął zwracać uwagę na to, co robi. — No już, już...

— Święta coraz bliżej, po prostu nie mogę się już doczekać — westchnęła Loretta, myjąc ręce. — Hmm, może pomogę Camilo z kurzami...

Nie do przewidzenia || Bruno MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz