Rozdział 12

786 80 119
                                    

— NO CHYBA NIE — wrzasnęła Loretta na całą Casitę. — NIE, NIE I JESZCZE RAZ NIE!

Loretta zeszła do kuchni, mocno stąpając po ziemi. Teraz kiedy nic nie stało jej na przeszkodzie w poruszaniu się, mogła wściekać się, ile chciała. Odnalazła tam trojaczki w komplecie i natychmiast stanęła dęba na widok Bruna, mocno wciągnęła powietrze do płuc, obróciła się na pięcie i zawróciła.

— Loretta! — zawołała za nią Julieta. — I jak? Gdzie twoja sypialnia?

— Casita ubzdurała sobie, że mam mieszkać z nim — warknęła, zatrzymując się i zakładając ramiona na piersi. — Po moim trupie! Albo jego!

— Loretto, nie traktuj tak Bruna — powiedziała chłodno Julieta. — Możesz być na niego zła, owszem, ale jeśli nie przestaniesz odnosić się do niego w ten sposób, oświadczam, że cię pokłócimy. Nie jesteś jedyną osobą, która cierpi.

— Mógł pomyśleć wcześniej.

— A ty mogłaś dać dojść mu do słowa, a nie ciągle na niego wrzeszczeć.

— To wcale nie zmienia postaci rzeczy. Róbcie, co chcecie, ale ja śpię w salonie.

Jak postanowiła, tak uczyniła. Kiedy zapadł zmrok, Loretta zebrała kilka poduszek oraz koc i rzuciła to wszystko na kanapę w salonie, obrażona na cały świat. Wszystkiemu przyglądali się Madrigalowie. Bruno, zobaczywszy, że Loretta naprawdę pałała do niego nienawiścią, westchnął tylko i poczłapał do swojego pokoju.

Minęło tyle lat, odkąd był tam ostatni raz. Casita przywitała go cieplej niż jego własna narzeczona. Głupi, bolesny paradoks.

O poranku Lorettę obudziły promienie słońca łaskoczące jej skórę poprzez wzorkowane okiennice. Od razu poczuła czyjąś obecność po swojej prawej stronie. Otworzyła oczy i zobaczyła Abuelę siedzącą na skraju kanapy, na której spała Loretta, ze splecionymi dłońmi.

— Przepraszam cię, Loretto — powiedziała gwałtownie, widząc, że Loretta się obudziła. — Nie miej mi za złe moich słów. Zrozumiałam, że byłam zbyt surowa dla wszystkich, których kocham. Byłam tak wściekła z powodu Mirabel, że nie szczędziłam języka i musiałam cię skrzywdzić. Wcale tak nie myślę, wręcz przeciwnie, dzięki tobie Bruno-

— W porządku — przerwała jej Loretta, podpierając się na łokciach. — Rozumiem cię i nie wiem, czy nie postąpiłabym podobnie. Kiedy jestem zła, również nie szczędzę słów. Wybaczam ci.

Abuela uśmiechnęła się do niej i złapała ją za rękę.

— Wstawaj. Czas rozprostować kości.

Loretta jęknęła i od niechcenia zwlekła się z kanapy. Wtem jej kręgosłup przeszył ostry ból.

— No, co z tobą — zaśmiała się Abuela. — Przecież nie jesteś aż taka stara.

— To przez kanapę — odburknęła Loretta, nieco urażona wtrąceniem Almy.

— A było mówione, zamieszkaj w wieży Bruna.

— W życiu.

Udała się do kuchni, której unosił się zapach smażonych naleśników. Przy stole siedzieli już Camilo oraz Mirabel. Ostatnimi czasy ta dwójka zaczęła ze sobą coraz częściej kooperować, co nie wróżyło niczego dobrego. Loretta uwielbiała ich oboje, ale widząc ich szepczących do siebie na ucho siadła dalej, nie zaczepiając ich w żaden sposób.

A potem przyszedł Bruno. Loretta udała, że akurat idzie po dzbanek wody na koniec kuchni.

— Cześć, Tío Bruno! — powiedziała Mirabel. — Jak się spało?

Nie do przewidzenia || Bruno MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz