Ciało Bruna było napięte, a on sprawiał wrażenie, jakby to, że Loretta przyciska go do siebie, było ostatnią rzeczą, której chciał. Loretta nigdy nie dawała po sobie poznać, że bardzo za nim tęskniła i teraz kiedy w końcu miała go przy sobie, całkowicie zapomniała, że Bruno przesiedział w samotności dziesięć lat, pozbawiony fizycznego kontaktu z drugim człowiekiem. Zrozumiała, że taka dawka bliskości, do tego nagła, mogła sprawiać, że Bruno czuł się po prostu niekomfortowo i odsunęła się od niego.
Bruno odskoczył od niej jak poparzony. Serce Loretty pękło w pół.
— Przepraszam, Bruno, zapominam się — próbowała się tłumaczyć, siadając przed nim ze spuszczoną głową. — Cholera, ja nie chciałam.
Bruno zagryzł policzki od środka i popatrzył na nią, nadal w szoku.
— N-nic się nie stało — odpowiedział, siląc się na uśmiech. — Tylko... nie rób tak więcej, proszę. To sprawia, że czuję się przytłoczony.
— Dziękuję, że mi powiedziałeś. — Loretta uśmiechnęła się, ukazując szereg białych zębów. — Ale to nie będzie dla ciebie kłopot, jeśli czasem... no wiesz... złapię cię za rękę albo... coś w ten deseń?
Loretta poczuła, że się rumieni. Natomiast Bruno zachichotał i kiwnął głową. Obydwoje poczuli, że są na dobrej drodze do powrócenia do tego, co zostawili przed dziesięciu laty.
Słońce było jeszcze wysoko nad horyzontem, toteż Loretta postanowiła, że dokończy obszywanie bazy pod nową suknię Mirabel. Uznała, że nie będzie już zamęczać Bruna swoją obecnością, więc udała się przed dom i usiadła na ławkę z koszem z materiałami oraz igłami.
Nareszcie poczuła, że wszystko, małymi kroczkami, wraca do normy. Loretta była tam, gdzie spodziewała się, że będzie, kiedy skończy pięćdziesiąt lat — w domu z mężczyzną, którego kocha, kilkoma projektami na suknie i gromadą dzieci. Cóż, pociechy, z którymi dzieliła dom, może nie były jej, ale traktowała je jak swoje.
Wieczór był ciepły, a skąpana w słońcu Loretta nawet nie zauważyła, kiedy ściemniło się tak, że ledwo widziała, którym końcem igły szyje. Kiedy spojrzała na zegar, zaniemówiła, widząc na nim dziesiątą w nocy. Przerzuciwszy w połowie gotową sukienkę przez krawieckiego manekina, weszła do kuchni po małe co nieco.
Wyglądało na to, że nie tylko Loretta była nocnym markiem w Casicie. Julieta czytała książkę przed kominkiem, popijając śliwkowego grzańca.
— Matko, już dawno nie szyłam tak długo... — stęknęła Loretta, kładąc dłonie u dołu swoich pleców. — Ocho, jutro chyba nie wstanę...
— Jak się czujesz, mi amiga? — zapytała Julietta z lekkim uśmiechem, zakładając książkę włóczkową zakładką.
— No... dobrze, tak myślę — powiedziała Loretta, wzdychając. — Jestem zdezorientowana, ale pozytywnie. Wiesz...
— Lotta, dlaczego tak się jąkasz? — zachichotała Julietta. Wyciągnęła nogi na pobliskie krzesło i wyszczerzyła zęby jeszcze szerzej. — Nie wiesz, jak bardzo wszyscy cieszymy się z waszego powodu. Bruno był taki nieśmiały przez pierwsze dni po jego odnalezieniu... Myślę, że teraz, kiedy wszystko wróciło do normy, trochę się rozkręci.
— Boję się o niego — mruknęła Loretta i usiadła na oparciu fotela Julietty. Zwiesiła głowę i spojrzała na swoją przyjaciółkę wzrokiem pełnym współczucia. — Boje się, że nie wrócimy do tego, co było kiedyś... on tak się zmienił...
— Też się zmieniłaś, Lotta — oznajmiła czule Julietta i złapała Lorettę za dłoń. — I dobrze o tym wiesz. Zrobiłaś się jeszcze bardziej nadopiekuńcza niż wcześniej, ale i... piękniejsza i słodsza! — Julietta chwyciła ją w pasie i ścisnęła, a Loretta zaśmiała się, czochrając jej czarne, przyprószone siwizną włosy. — Mój brat kocha cię jak szaleniec, problem tkwi w tym, że nie wie już, jak to okazać.
CZYTASZ
Nie do przewidzenia || Bruno Madrigal
FanfictionKiedy człowiek straci wszystko, co ma, złapie się każdej deski ratunku. Owa deska spłonęła razem z innymi w domu Loretty, która w jedno popołudnie obróciła w popiół cały swój dobytek. Wszyscy mieszkańcy Encanto dołożyli cegiełkę, większą, mniejszą...