Rozdział 6

750 68 70
                                    

Uczucie, które ogarnęło Lorettę, było niewyrażalne — najpierw poczuła, że opuściły ją wszystkie żale, które w sobie nosiła, tylko aby zrobić miejsce przerażeniu. Jeśli ktokolwiek coś robił, zatrzymał się w miejscu i spojrzał na nią z tak szeroko otwartymi ustami, że z powodzeniem mogła dostrzec wszystkie ich zęby.

Gdyby mogła, zapadła się pod ziemię.

— Przez ten cały czas? — wyjąkał Camilo, który nie uśmiechał się już dziarsko i zszedł ze stołka. — Przez cały czas nie wspomniałaś o tym ani słowa? Ale solidarność, normalnie wymiatasz, Loretto!

— Mogę wszystko wyjaśnić — zarzekła się Loretta, kuląc się w sobie. Nagle poczuła się tak samo niepewnie, jak wtedy, kiedy przybyła do Casity tuż po pożarze swojego domu.

— Nie mogę w to uwierzyć — powiedziała Mirabel. Nie była zaskoczona. Była wściekła. — Przez cały czas mnie okłamywałaś, kiedy pytałam cię o Bruna. Jak mogłaś, Loretto? Dobrze wiesz, co dzieje się z naszą magią.

— Nie mówimy o Brunie — odrzekła głosem przepełnionym goryczą. Poczuła dłonie na obydwu ramionach i domyśliła się, że to Félix i Pepa dodają jej otuchy.

To, co zrobiła, było przynajmniej nieoczekiwane: wyrwała się z ich uścisku i zmierzyła wszystkich lodowatym spojrzeniem. Isabela i Dolores cofnęły się o krok. Loretta zawiesiła wzrok na najstarszej córce Pepy i Félixa na dłużej. Co jak co, ale największą wadą wszystko słyszącej Dolores była gadatliwość, więc musiała postawić sprawę jasno.

— Jeśli ktokolwiek puści parę z ust, przysięgam, że wyzbędę się jakichkolwiek skrupułów — oświadczyła, drżąc z wściekłości. — Macie siedzieć jak myszy pod miotłą. Nie dowiecie się ode mnie niczego więcej, niczego!

— Ty wszystko wiesz... — szepnęła Dolores. — A Mirabel ma rację i masz tego świadomość. Nasza magia jest w niebezpieczeństwie, a ty nie chcesz nam pomóc!

— Bo kiedy ktoś powierzy mi sekret, nie chlapię językiem na lewo i prawo!

W oczach Dolores momentalnie pojawiły się łzy. Trzasnął piorun, Loretta poczuła swąd spalenizny i w mig dostrzegła, że rąbek jej sukni się pali. Wrzasnęła i przydeptała płomień.

— Nigdy nie mów do mojej córki w ten sposób — powiedziała Pepa. Całą kuchnię wypełniły chmury. Wyglądała przerażająco i włosy zjeżyły się Loretcie na karku.

— Wiecie co? — żachnęła się, czując, że traci kontrolę nad sytuacją. — Jesteście inni, niż myślałam.

Loretta, wszedłszy do swojej sypialni na piętrze, tak trzasnęła drzwiami, że ze ścian posypał się tynk. W odpowiedzi Casita zdzieliła ją panelem po plecach.

— CHOCIAŻ TY MNIE DZISIAJ NIE DENERWUJ!

Co się z nią działo? Z impetem uderzyła pięścią w szafę, rozbijając sobie kostki, z których pociekła krew. Wszystko zaćmiewało ten ból, w szczególności jej rozszarżone nerwy. Otoczenie było dla niej iluzoryczne, bez wartości. Jak Bruno.

Jeśli myślała, że byli dla siebie stworzeni, bardzo się wówczas myliła. Obsesja Mirabel na punkcie magii i jej faktyczny upadek, rozłam rodziny Madrigal, surowość Abueli, pożar jej chaty.

Bruno, Bruno, Bruno. Teraz mogłaby mówić o nim wiecznie. Pastwić się nad nim.

Bruno sięgnął bruku na wiele przed swoimi dwiema ostatnimi przepowiedniami i Loretta przeklęła się na wszystkie możliwe sposoby za przekonanie się o tym, dopiero kiedy przepowiedział pożogę, która miała strawić jej dobytek w bliżej nieokreślonym czasie. Cisnęła pierścionkiem zaręczynowym przez okno, trafiając wtenczas do głębokiej na kilkanaście metrów studni, klnąc przy tym i płacząc.

Nie do przewidzenia || Bruno MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz