I get so lost inside your eyes.

96 7 2
                                    

Minęło kilka dni od feralnego wieczoru, kiedy to Ethan rozstał się na oczach przyjaciółki z Laurą. Na początku czuł się trochę nieswojo, było mu dziwnie spokojnie, może dlatego, że ta sytuacja bardzo wiele wyjaśniła i już nie musiał się martwić o to, że będzie bez powodu oskarżany o zdradę. Nikt nie będzie już przeglądał jego telefonu czy szukał rzeczy w samochodzie, które mogła przez przypadek zostawić Valentina.
Był szczęśliwy, znowu.
Jako, że zaraz po świętach mieli wyjechać do Los Angeles i Nowego Jorku, postanowił po rodzinnej wigilii odwiedzieć przyjaciółkę w klinice. Wiedział, że na pewno ją tam zastanie, Bianchi, odkąd wyprowadziła się od Matki, nie obchodziła świąt. Rodzice Ethana nawet namawiali go aby zaprosił dziewczynę na kolacje, ale ona nie znosiła bożonarodzeniowej otoczki, ta kojarzyła się jej jedynie z dniem, w którym Alberto odszedł bez słowa. Bolało ją odejście ojca, nawet nie musiała mu o tym mówić, on dobrze pamiętał jak wypłakiwała się mu w ramie.

Mężczyzna wszedł do kliniki zastając w recepcji młodą dziewczynę, która od razu rozpoznała w nim perkusistę Måneskin. Przyłożył palec do ust aby nie mówiła zbyt głośno, bez słowa podpisał kartkę papieru po czym szeptem zapytał - Gdzie jest Valentina?
- Pani Bianchi? Jest właśnie na obchodzie, ostatnie drzwi na lewo - uśmiechnęła się perliście blondynka wskazując na korytarz.
- Dzięki - brunet odwzajemnił uśmiech i niespiesznym krokiem przeszedł przez korytarz, ostrożnie otworzył drzwi i wszedł do środka.
Valentina siedziała na środku dużej sali, w której znajdowalo się kilka dużych i małych boksów dla zwierząt. Obok dziewczyny stał średniej wielkości transporter, a ona sama trzymała na rękach śpiącego szczeniaka.
- Święta są do dupy, Arya, wiem że Ty też tak sądzisz - brunetka podrapała psa za uchem, a ten tylko zamlaskał kilka razy i znów zasnął.
- Cześć - przywitał się cicho Ethan podchodząc do dziewczyny, która zaskoczona spojrzała w górę uśmiechając się lekko.
- Cześć, co Ty tu robisz? - zaśmiała się cicho Valentina, a szczeniak który jeszcze przed chwilą spał zeskoczył i merdając ogonkiem podbiegł do stóp mężczyzny cicho piszcząc. Torchio kucnął przy psie po czym wziął go na ręce.
- Arya to jest Ethan, Ethan to jest Arya. Ktoś zostawił ją pod kliniką z kartką - nieudany prezent wigilijny... - Tina pokiwała bezradnie głową, nie mogła uwierzyć że ktoś był tak bezduszny.
- Przyjechałem, bo chciałem sie z Tobą zobaczyć przed odlotem - oznajmił po czym westchnął ciężko - Ludzie to idioci - Arya próbowała polizać Ethana po twarzy.
- Miałam podobny plan, ale dopiero jutro rano. Chloe została dzisiaj w domu, ma migrenę - powiedziała brunetka podnosząc się z podłogi - Chodź, przejdźmy do biura. Przed chwilą zamówiłam pizze - oznajmiła z uśmiechem ciesząc się, że nie spędzi tej nocy sama.
- Mogę ją wziąć ze sobą? - mężczyzna spojrzał na Valentinę błagalnym wzrokiem, a gdy ta skinęła twierdząco głową uśmiechnął się szeroko i wyszedł za nią z pomieszczenia.
- Chiara, możesz wracać do domu, rodzice już pewnie nie mogą się Ciebie doczekać - zwróciła się do młodej praktykantki, która pokiwała z uśmiechem głową. Jej wzrok był skupiony na długowłosym mężczyźnie, ale po chwili wstała i opuszczając klinike pomachała im na pożegnanie.
- Miłego wieczoru!
Bianchi i Torchio znaleźli się w biurze dziewczyny, ona zajęła miejsce przy swoim biurku, a Ethan na sofie razem z Aryą.
- Co chcesz z nią zrobić? - zapytał brunet zerkając na śpiącego przy jego udzie psa.
Valentina wzruszyła ramionami wzdychając - Nie myślałam o tym - oznajmiła Tina zdejmując z ramion cardigan - Może to jakiś znak i powinnam ją zatrzymać.
Ethan pokiwał głową wciskając plecy w miękkie oparcie sofy, przez dłuższą chwilę przyglądał się brunetce.
- Jestem brudna? - zapytała rozbawiona Bianchi unosząc brew.
- Nie, po prostu zastanawiałem się czy mogłabyś lecieć z nami. Wiem, że Twoja praca za bardzo na to nie pozwala, ale może Chloe mogłaby zająć się wszystkim przez jeden tydzień?

Mogła i niemal wyrzuciła Valentinę z kliniki, gdy ta chciała jeszcze dłużdj zostać by przygotować dla niej dokumenty.
- Dziewczyno, jedź do domu i pakuj walizkę. Wszystko mam pod kontrolą! - westchnęła ciężko - Aryę też - dodała po chwili śmiejąc się.
- Gdyby coś się...
- Nic się nie stanie! Mamy oddanych pracowników, Tina - Chloe odprowadziła dziewczynę do auta, a gdy ta odjeżdżała pomachała jej wesoło.

Dzień przed wylotem Bianchi nocowała w domu zespołu, u Ethana.
Dość wcześnie leżeli w łóżku, w końcu musieli wstać o czwartej rano by bez problemu zdążyć na samolot.
- Cieszę się, że się zgodziłaś - wyszeptał długowłosy zerkając na czytającą książkę brunetkę, uśmiechnął się lekko gdy ta na niego spojrzała. Valentina odłożyła książkę, położyła się na lewym boku podpierając głowę na ręcę.
- To normalne, że jestem tak zdenerwowana tym lotem? - zachichotała pod nosem. Ethan skinął głową.
Tina była tak blisko niego, miał wrażenie, że traci oddech, jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej gdy ta przytuliła się do jego boku kładąc głowę na torsie.
O mój Boże - pomyślał zaciągając się kokosowym zapachem kobiecych włosów, lekko ucałował czubek jej głowy, sam nie wiedział dlaczego. Coś dziwnego się z nim działo, miał wrażenie, że podczas tych dwóch tygodni zaczynał czuć coś więcej. Może właśnie dlatego mu tak zależało na tym, aby Bianchi towarzyszyła im podczas podróży do Stanów?
- Tęskniłam za tym - oznajmiła nagle szeptem kobieta patrząc w górę na twarz Torchio.
- Ja też - odpowiedział szybko przeczesując palcami swoje włosy, które niezdarnie opadały na jego twarz.
- Nie wiem dlaczego, ale mam ochotę Cię pocałować - stwierdziła cicho brunetka, czym bardzo zaskoczyła swojego przyjaciela. Myślała o tym od wigilijnej nocy w jej klinice kiedy spali razem na sofie z Aryą. Tamten moment zmienił bardzo dużo w jej postrzeganiu Ethana, jeszcze kilka dni temu była pewna, że na zawsze zostaną jedynie przyjaciółmi, ale jej serce zaczęło bić szybciej na myśl o Torchio.
Brunet wpatrywał się głęboko w niebieskie oczy Valentiny jakby chciał z nich wyczytać czy ta przypadkiem nie żartuje.
Kobiece, lekko rozchylone wargi niezaprzeczalnie zapraszały go do czułego gestu. Torchio nie mogąc się oprzeć powoli nachylił się nad Valetiną złaczając ich usta w delikatnym, czułym pocałunku.
Wybuch. Serca bijące w tym samym zabójczo szybkim rytmie, poznające się nieśmiało wargi przyjaciół sprawiały, że Ci zapomnieli jak się oddycha. Ethan chciał więcej, jakby jego ciało czekało na ten moment latami, pogłębił pocałunek zaczepiając zębami dolną wargę Bianchi, a następnie wdarł się powolnie językiem do jej ust.
Ten pocałunek był tak idealny, że żadne z nich nie chciało go przerywać. Byli jak woda i ogień, ale perfekcyjnie się dopełniali.
- Valentina masz może...  - Victoria wpadła niczym tornado do pokoju przyjaciela, stanęła zszokowana na środku sypialni, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko robiąc kilka kroków w tył - Nie było mnie tutaj! - zawołała wesoło zamykając za sobą drzwi.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Amore eterno.《Ethan Torchio》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz