Rozdział 2

132 6 1
                                    

Słowa ojca stawiają mnie do pionu, nie mogę go zawieść jeżeli to zrobię poniosę duże konsekwencje.

Udaje się do swojego pokoju, rozbieram przepocone rzeczy i wchodzę pod prysznic. Ciepła woda koi moje nerwy. Wmasowuje kokosowy żel w ciało, wodzę dłońmi po ciele i zastanawiam się jakie to uczucie gdy dotyka cie mężczyzna. Jestem dziewicą, ojciec nie dopuszczał do mnie innych samców, pilnował co robię i z kim. Gdy byłam dzieckiem miałam przyjaciela Angusa, lubiłam spędzać z nim czas, czego nie pochwalał alfa Kane. Wieczorami wymykałam się z pokoju, w wilczej formie biegaliśmy po lesie. Uwielbiam czuć tą wolność, dzikość wilka, siłę. Moja wilczyca ma śnieżnobiałe futro z podpalanymi łapami w kolorze miodu. Jest piękna.

Za moje atuty uważam obfity biust, wąska talię i wydatne biodra, typowa sylwetka klepsydry.Często widzę ukradkowe spojrzenia samców,gdy przechadzam się po terenach watahy Jednak zawsze szybko odwracają wzrok nie chcą mieć do czynienia z moim ojcem.

Myje również moje długie,blond włosy które sięgają mi do pasa. Wychodzę spod prysznica, wysuszam ciało ręcznikiem, staje przed lustrem w łazience. Patrzę w swoje zielone oczy.-

-Musisz być dzielna Calypso, Marcus nie jest złym człowiekiem, tak myślę , jako przyszły alfa oczekuje się od niego oddania, determinacji, autorytetu, do tego potrzebuje równie silnej Luny, dam radę -

Zakładam bieliznę, decyduje się na biały komplet z koronki. Aplikuję lekki makijaż, maluję rzęsy, oczy podkreślam czarną kredką, usta pociągam bezbarwny błyszczykiem. Czas zająć się włosami, wyciągam suszarkę, podsuszam lekko i zakręcam końce.

Z dołu słyszę głos ojca. -Calypso masz pół godz Alfa i Marcus są na terenie watahy od godziny, przybyli wcześniej żeby upewnić się ze nic nie zakłóci balu, jak wiesz od jakiegoś czasu mamy problem ze zbirami, czekam na Ciebie, pospiesz się - mówi. - Będę gotowa na czas ojcze-odpowiadam. - Dobrze-mówi.

Słyszę jego oddalające się kroki. Podchodzę do szafy i wyciągam srebrną sukienkę która wybrałam na bal. Idealnie opina moje ciało, jak druga skóra,ramiona pozostają odkryte, ma spory dekolt ale nie na tyle bym czuła się w niej niekomfortowo. Suknia sięga do ziemi, po lewej stronie ma wycięcie sięgające do połowy uda. Na stopy zakładam dopasowane szpilki na wysokim obcasie. Narzucam szał na ramiona. Zerkam szybko w lustro, jestem gotowa.

Schodzę na dół,uważnie stawiam stopy na każdym stopniu, nie jestem mistrzynią chodzenia na obcasach i nie chciałabym skręcić sobie karku.
Na dole czeka ojciec, jego oczy kierują się na mnie, wzrok ma oceniający, lustruje mnie od góry do dołu, widzę apropate, uff zdałam egzamin celująco.

- Wyglądasz pięknie Calypso, Marcus będzie zachwycony-mówi zadowolony.

Wychodzimy z domu i udajemy się do budynku gdzie odbywają się wszelakiego rodzaju przyjęcia, bale i tego typu uroczystości. Denerwuje się, pocą mi się ręce a nogi lekko drżą, uspokój się Calypso.

Widzę jak kolejni członkowie watahy wchodzą frontowymi drzwiami, mężczyźni ubrani w eleganckie garnitury, kobiety w szykowne suknie.

Mijają nas Natalie i Annie trzymające się pod rękę, rzucaja mi spojrzenie i chichoczą pod nosem. Zadzieram podbródek, prostuje się, krocze dumnie, jestem córka Alfy nie pozwolę by mnie wyśmiewano.

Wchodzimy do środka. Przy ścianach stoją duże dębowe stoły , nakryte białym obrusami, piękna perłowa zastawa i srebrne sztućce mienią się w świetle lamp. Bukiety czerwonych róż, pachną przepięknie. Na każdym stole widnieją karteczki z imieniem, kolejno zaproszeni siadają przy stołach.

Kieruję się za ojcem który idzie do stołu znajdującego się w centralnym punkcie sali. Mój wzrok przykuwa wysoka postać która w tej chwili jest odwrócona tyłem. Mężczyzna mierzy conajmniej dwa metry, jego szerokie, muskularne ramiona prężą się dumnie, czarne zmierzwione włosy, ubrany jest w ciemno granatowy garnitur. Obok niego stoi troszkę niższy mężczyzna, ma włosy przypruszone siwizną, ostry profil i równie dominującą postawę. Mówi coś do tego obok i odwracają się w naszą stronę.
Biorę głęboki wdech, wpatrują się we mnie czarne oczy. Na jego ustach pojawia się leniwy uśmiech. Rysy ma ostre, wyraźnie zarysowana szczęka, zgrabny nos i te oczy, przyszpilają mnie w miejscu, są skupione tylko na mnie, badają moje ciało,oceniają.

Oblewa mnie zimny pot, ręce zaczynają się trząść. Z całej siły walczę by stawiać stopę jedna za drugą. Jesteśmy coraz bliżej, czuję bijącą od niego aurę alfy, przechodzą mnie ciarki. Zatrzymuje się, zadzieram głowę do góry, on bierze moja dłoń w swoją, całuję wierzch i mówi głębokim głosem.
-Witaj Calypso, czekałem na Ciebie-.

Luna Calypso Where stories live. Discover now