Rozdział 3

105 4 1
                                        


Z całych sił, staram się zachować spokój choć w duchu cała się trzęsę. Jego dotyk w tym nie pomaga. Nie wiem co ma myśleć, jakie ma wobec mnie zamiary.

Wszystkie oczy są zwrócone w naszą stronę, kobiety patrzą z zazdrością, mężczyźn zerkają nerwowo, wolą nie konfrontować Alfy,spuszczaja szybko wzrok.

Wyjmuje dłoń z jego uścisku, biorę wdech, uśmiecham się lekko i odpowiadam.
-Witaj Marcus-.
-Jesteś jeszcze piękniejsza niż opowiadał Twój ojciec-odpowiada uśmiechając się do Alfy Kane.
-Najpiękniejsza w okolicy-odpowiada z dumą mój ojciec.

Co jest, czy to jakaś wystawa. Mam teraz przebiec się z prawo na lewo,zrobić obrót, pokazać wdzięki. Nie podoba mi się ta rozmowa, nie lubię jak traktuje się mnie jak przedmiot, jakby mnie tu nie było.

-Calypso jestem alfa Angus, ojciec Marcusa- przedstawia się starszy mężczyzna, uśmiecha się pokrzepiająco.
-Bardzo mi miło Pana poznać - odpowiadam grzecznie.
-Formalności mamy już za sobą, może przejdziemy do naszego stolika? Jestem głodny jak wilk- mówi Marcus i patrzy na mnie wymownie.

Przechodzimy, moje miejsce znajduje się między moim ojcem a Marcusem. Siadam, ściągam szal z ramion i kładę go na kolanach. Kątem oka widzę Marcusa, zaciąga się moim zapachem i warczy. Dostaje gęsiej skórki. Jego wzrok taksuje mój profil, jestem za bardzo onieśmielona żeby na niego spojrzeć.

Mój ojciec alfa Kane wstaje i mówi.
-Członkowie watahy Dark Moon i nasi wspaniali goście witajcie -.
Rozlegają się wiwaty i oklaski. Kane podnosi dłoń na znak że chce kontynuować.
-Jako alfa życzę Wam niezapomnianej nocy i mam nadzieję owocnej w doznania - uśmiecha się szeroko.
-Jeżeli wam się poszczęści niektórzy z was odnajdą swojego partnera, bawmy się! - kończy i wznosi toast.

Wszyscy na znak unoszą kieliszki z szampanem.

Unoszę swój i biorę łyka. Szampan jest bardzo smaczny. Trunek łagodzi suche gardło.

-Zrobiliśmy szybki obchód zanim dotarliśmy do siedziby Dark Moon. Nadal mamy problemy ze zbirami, kręcą się na granicach. Nasz beta Lucan, nadal przeczesuje wasza granice powinien być z nami lada chwila-mówi alfa Angus.
-Czyżbyście nie ufali naszej straży - odpowiada alfa Kane.
-Ależ oczywiście że ufamy, ostrożności nigdy za wiele-mówi Magnus, uśmiechając się kącikiem ust.

Na salę zostaje podane jedzenie. Różnego rodzaju pieczenie dają wspaniały aromat, wykwintne sałaty, ziemniaki polane masłem i wiele innych wspaniałości a ja czuję że mój żołądek jest związany w supeł i nic dzisiaj nie przełknę, chociaż jak się zastanowię nie zdąrzyłam zjeść dziś śniadania.

Marcus bierze duża porcję pieczeni i ziemniaków, nakłada na talerz. Ten facet potrafi zjeść.
-Nie będziesz jadła Calypso? - pyta unosząc brwi.
-Poproszę o sałatę - odpowiadam.
Alfa podaje mi miskę z sałata wyciągam po nią rękę, nasze palce dotykają się przelotnie, on patrzy na mnie, jego wzrok ciemnieje, odwracam szybko głowę,sprawia że nie czuje się komfortowo. Nakładam jedzenie na talerz,nabieram jedzenie na widelec, wkładam do ust i żuję.

Rozglądam się po sali, niektóre pary zaczęły tańczyć, kobiety uśmiechają się zalotnie do swoich partnerów. Patrzą sobie głęboko w oczy, czuć od nich wibracje porządania, gorączkę tańca dusz. Dłonie delikatnie przesuwają po ich ciałach poznając siebie wzajemnie, mężczyźni warczą nisko zadowoleni. Atmosfera staje się naprawdę gorąca.

A ja nie czuję nic poza obawą, czy będę zdolna poczuć tak silna więź do mężczyzny obok. Jednego jestem pewna nie jest mi on przeznaczony. Jemu najwyraźniej to nie przeszkadza, rękę ma nonszalancko przerzuconą na oparciu mojego krzesła, jego palce co jakiś czas dotykają mojego nagiego ramienia.Zdecydowanie oznacza mnie swoim zapachem i daje w ten sposób znać że jestem jego.

Nagle drzwi wejściowe się otwierają i wchodzi przez nie mężczyzna. Jest równie wysoki co Marcus, jego klatka piersiowa unosi się w górę i dół musiał tutaj biec, jego ciemno brązowe włosy są rozczochrane od wiatru, grzywka opada na czoło, odgarnia je szybkim ruchem dłoni. Prostuje się, poprawia grafitowy garnitur. Podnosi wzrok, przeczesuje pomieszczenie, a ja widzę tylko te hipnotyzujące oczy w kolorze ciemno niebieskiego, wzburzonego morza.

Nagle uderza mnie jego zapach, pachnie jak leśna ziemia o wczesnym poranku, dojrzewająca sosna i kwitnąca lawenda. Moje ciało się spina, jest mi gorąco, oblewam się rumieńcem co oczywiście zostaje zauważone przez Marcusa.

Marszczy brwi i spogląda na mężczyznę w drzwiach.
-Lucan, w końcu jesteś, czekaliśmy na Ciebie - woła donośnie.

Lucan, beta Lucan, czy on jest mi przeznaczony, to nie może się dobrze skończyć.

Lucan kieruję wzrok w naszą stronę, uśmiecha się szeroko i podąża w naszym kierunku.

Ten uśmiech, jest cudowny.

Kroczy dumnie, wyprostowany, członkowie stada witają się z nim serdecznie. Nagle dostrzega mnie i staje jak wryty. Jego oczy wyrażają szok, który zmienia się w porządanie a następnie znowu w szok. Usta otwierają się i mówi.
-Ja pierdole, nie wierzę -.

Luna Calypso Where stories live. Discover now