Rozdział 10

68 4 7
                                        

Zbliżamy się do budynków dla gości, przed wejściem stoi para,kobieta opiera się o elewacje, mężczyzna napiera na nią całym ciałem, nogę kochanki ma zarzuconą na pas, przez co w głębokim rozcięciu sukienki widoczny jest jej nagi pośladek, samiec ugniata go ochoczo. Połączeni w namiętnym pocałunku nie zauważają naszej obecności. Nadal dzieli nas od nich jakieś piętnaście metrów a już stąd słychać ich pełne zadowolenia pomruki i jęki .

-Zachowuj się normalnie albo pożałujesz - Marcus syczy groźbę do mojego ucha, łapie za dłoń, ściska boleśnie. Krzywię się z bólu, w oczach stają mi łzy. Zmuszam się do zachowania spokoju, chociaż serce wali mi tak mocno jakby miało wyskoczyć z piersi. Z całych sił walczę aby oddychać, biorę głębokie wdechy i wydechy, nie jest to łatwe, martwię o Lucana lecz wiem że jeżeli nie doprowadzę się do ładu, wilkołaki wyczują mój niepokój.

-Znajdziecie sobie pokój - mówi Marcus kiedy jesteśmy już na tyle blisko by nas usłyszeli. Uśmiecha się szczerząc zęby, czuję że cała ta sytuacja go podnieca. Niedobrze, co robić. Myśl Calypso, cokolwiek bym nie zrobiła Marcus jest większy i silnieszy nie mam z nim szans.

Kobieta odrywa usta od warg kochanka. Twarz ma zarumienioną, usta czerwone od pocałunków, jej fryzurze daleko do doskonałości. Odskakuje na bok, poprawia w pośpiechu sukienkę. Podnosi głowę i patrzy wprost na mnie, Natalie to ona. Córka bety, ta która chętnie udziela komentarzy na mój temat. Gdyby jej ojciec dowiedział się co tu się wyprawia, skręcił by jej kark za to że się nie szanuje. Jej twarz wyraża zaskoczenie które zmienia się we wstyd i strach.

Nie martw się, nie jestem aż taka suka by zdradzić twój sekret, chociaż mam na to wielka ochotę, myślę.

Nie znam mężczyzny który jej towarzyszy, musi być z innej watahy. Jest wysoki ale nie wyższy od Marcusa. Ma delikatne rysy twarzy przez co wygląda na bardzo młodego. Duże niebieskie oczy, wydęte, kształtne usta które pozazdrościłaby mu niejedna kobieta. Ubrany jest w   szary, dopasowany garnitur, jego koszula jest do połowy rozpięta przez co  mam dobry widok na jego goła klatkę piersiową.

Odwraca się w naszym kierunku i uśmiecha nieśmiało, zajmuje mu chwilę żeby zorientować się z kim ma doczynienia, szybko odwraca wzrok , wyczuwając rangę Marcusa.
-Marcus, Calypso witajcie-mówi wbijając wzrok w swoje buty.

-Tak jak wspomniałem wcześniej, znajdźcie sobie pokój, jeżeli beta dowie się co tu się odpierdala, wyrwie ci jaja-prycha mój oprawca i ciągnie mnie do środka budynku.

Kierujemy się schodami do góry, docieramy na najwyższe piętro, zatrzymujemy przy drzwiach na końcu korytarza. Marcus wyciąga klucze z kieszeni i otwiera drzwi, wpycha mnie do środku. Za sobą słyszę przekręcenie klucza i kliknięcie zamka. Boję się poruszyć więc stoję nieruchomo, cała się trzęsę. Czuję że się zbliża, staje za moimi plecami, następne co czuje to jego gorący oddech na karku.
-Calypso, Calypso nawet nie wyobrażasz sobie co z tobą zrobię, nie mogę się zdecydować od czego zacząć - mówi odgarniając moje włosy na bok. Zbliża twarz do mojej szyji, głośno zaciąga moim zapachem,warczy.
-Czuję go na tobie, mam nadzieję że nie kłamiesz i zachowałaś co moje-przyciska usta do mojej szyji, ręką obejmuje w pasie, przyciaga brutalnie, moje plecy zderzają się z jego klatka piersiową. Dłoń z pasa zmierza w kierunku moje biustu, łapie za pierś i ściska, nie jest delikatny, z ust wyrywa mi się sapnięcie. Druga dłoń dołącza do tortury moje ciała, zaczyna od zgięcia w kolanie, sunie ku górze, podwija moją sukienkę i kontynuuje. Jest niebezpiecznie blisko moich majtek, dotyka brzegu koronki, wsuwa pod nie palec i zagłębia się w moim wnętrzu. Cała się spinam i próbuje wyrwać ale trzyma mnie mocno zakleszczoną, na nic moje próby. Liże skórę na karku, przygryza, pali mnie skóra, jestem pewna że będę miała ślad. Na plecach czuje jego rosnący wzwód. Muszę to przerwać, jestem córka Alfy, nie powinnam być tak traktowana. Z całych sił napieram do przodu, jakimś cudem udaje mi się wyswobodzić,z hukiem upadam na kolana, próbuje wstać lecz Marcus jest szybszy, już jest na mnie. Łapie za włosy, nawija na dłoń i szarpie tak że moja głowa wygina się do tyłu.

-Marcus proszę to boli-mówię a z oczu płyną mi łzy.

-O co prosisz, musisz zrozumieć to nieuniknione, masz zostać moja żoną a ja mam na ciebie ochotę, jeżeli jeszcze raz spróbujesz jakiegoś numeru, zerżnę cię tak że nie będzie mogła chodzić - warczy wściekle.

Odwraca mnie twarzą do siebie. Rozrywa cieńki materiał sukienki i stanik obnażając piersi. Siada na mnie okrakiem, ściska udami. Zniża głowę i zasysa ustami mój sutek,zaczynam desperacko kopać nogami, ciągnę go za włosy, ale to nie pomaga. Łapie obie moje dłonie i kładzie za głowę. Druga dłonią sięga za siebie, odciąga na bok moje majtki i dwoma palcami brutalnie wdziera się w moje wnętrze. Płaczę z bólu i bezsilności. To taki boli, nie tak sobie wyobrażałam sobie mój pierwszy raz.

Ktoś zaczyna walić w drzwi od zewnątrz.
-Marcus natychmiast otwórz drzwi - ten głos, znam go Alfa Angus.

Radość zalewa moja duszę, zbieram się na odwagę i krzyczę z całych sił.

-Angus pomóż mi on mnie zgwałci - Marcus warczy wściekle na moje krzyki, uderza mnie twarz.
-Zamknij się kurwa, nie piśnij słowa-wstaje i chce podejść do drzwi ale zostają one wywarzone, alfa z impetem wpada do pokoju. Obejmuje wzrokiem pomieszczenie i zatrzymuje się na mnie. Mogę sobie tylko wyobrazić jak teraz wyglądam. Zakrywam piersi tym co pozostało z sukienki i wstaje, od uderzenia piecze mnie policzek.
-Czyż ty zwariował, jak możesz tak traktować swoja przyszłą żonę, nie tak cie wychowałem - Angus unosi głos.
-Nie twoja kurwa sprawa co robię z moją żoną-odpowiada.
-Jeżeli Alfa Kane dowie się że tak traktujesz jego córkę nigdy nie pozwoli na to by została twoja żona - odpowiada alfa i kieruje się w moim kierunku. Wyciąga dłoń i mowi.
-Wstań Calypso i uciekaj ja się nim zajmę -
-Zajmę, kurwa nie jestem dzieckiem, robię co do mnie należy, ta suka śmierdzi innym samcem, myślisz ile jej zajmnie żeby mu się oddać-Marcus krzyczy i łapie mnie za ramię.
-Daj jej odejść, to koniec, nie zmuszaj mnie żebym użył siły-Angus staje przed synem, mierzą się wzrokiem. Ręka daje mi znak żebym wyszła. Nie trzeba mi mówić dwa razy, wybiegam w noc, nie mam pojęcia która jest godzina. Instynktownie chce iść sprawdzić czy Lucas jest cały ale wiem że to ryzykowne, zamiast tego puszczam się biegiem i kieruje w stronę lasu.

Nie wiem ile czasu biegnę, moje bose stopy bolą, musiałam poranić je podczas biegu. Zbliżam się do znanej mi polany, wbiegam na otwartą przestrzeń  i udaje się w kierunku drzewa, im bliżej jestem tym bardziej wyczuwam czyjąś obecność.jednak nikogo nie dostrzegam. Docieram do drzewa, zatrzymuje się, opieram dłońmi o pień, oddycham ciężko.
-Witaj Calypso-podskakuje ze strachu i odwracam szybko. Przedemna stoi mężczyzna z mojego snu. Czarne oczy przeszywają mnie na wylot. Jego wzrok pada na rozerwaną sukienkę, zakrywam się w pośpiechu.
-Cholera, nie, nie, nie rób mi krzywdy-mowię błagalnie.
-Nie zamierzam robić ci krzywdy-odpowiada, ma głęboki głos.
-Kim jesteś? - pytam.
-Mam na imię Marcel i jestem ojcem Marcusa-.

Luna Calypso Where stories live. Discover now