8. ❞ Rusałka ❞

184 12 12
                                    

      Lokar nawet nie zauważył kiedy zleciał cały tydzień w urokliwej krainie. Od Sinoxa nie dostawał żadnych wiadomości, więc musiał zająć jakoś czas. Z pomocą Griza udało mu się wybudować kilka domków i kawałek muru. Musiał przyznać, czarnoksiężnik miał genialny gust jeśli chodzi o architekturę. Kuba nie miał pojęcia gdzie fioletowooki idzie w nocy – Griz nie spał w jego obozowisku ani w żadnym z domków. Może on też gdzieś już się wybudował? Tylko czemu nic mu nie powiedział?

      Słońce zaczęło powoli zachodzić, więc standardowo przy obozowisku lśniło ognisko. Lokara jeszcze nie było, wyszedł na wyprawę po materiały do budowy kolejnych domków, więc ognia pilnował Griz. Był bardzo znudzony, tego dnia nie miał ochoty bawić się w odszyfrowywanie księgi otrzymanej od Aaravosa, gdyż tak właśnie nazywał się jego przyjaciel-opiekun, od którego ową księgę otrzymał. Aaravos był przyjacielem jego ojca, króla starej, zapomnianej krainy, która upadła niedługo po ucieczce Griza, jednak był też kimś więcej – władał magią jak nikt inny. Król nie tolerował magii, więc kiedy dowiedział się, że jego pierworodny i najlepszy przyjaciel praktykują magię – wygnał ich. Opiekę nad młodym Grizem przejął właśnie Aaravos.

      Z przemyśleń wyrwały go czyjeś kroki. Nie były one jednak zbliżone do tego, jak Lokar chodzi, więc były dwie opcje – albo Sinox zdecydował się do nich dołączyć albo mają nieproszonego gościa. Podniósł się z kłody, która ostatnimi wieczorami była jego ulubionym miejscem i z kieszeni szaty wyjął płomienną różdżkę, aby w razie czego móc się bronić.

- Pokaż się! – krzyknął w stronę, z której usłyszał dźwięk.

- Nie krzywdź mnie! – z krzaków dobiegł go cichy, jakby dziecięcy głos – Nie mam złych zamiarów!

- Dzieciak? – zdziwił się, szepcząc do siebie.

      Powolnym krokiem zaczął się zbliżać do kępki krzewów, w których najpewniej siedział właściciel tego głosu. To musiało być jakieś dziecko, ale co ono robiłoby samo na środku jakiejś polany? W okolicy nie ma żadnej osady ani miasta, więc musiało się zgubić, przynajmniej zdaniem Griza. Nigdy nie przepadał za dziećmi, wydawał się mu to zbędny obowiązek – były głośne, robiły dużo bałaganu i zabierały większość czasu swojego opiekuna. Jednak były również bezbronne, przez co czarnoksiężnik nie musiał obawiać się jakiegoś nieoczekiwanego ataku – no, może poza gryzieniem, jednak tego mógł się spodziewać. Powoli rozchylił krzaki i nie ujrzał w nich dziecka tylko... Rusałkę! Niewielka istotka wpatrywała się w niego swoimi dużymi oczętami – jedno z nich było koloru mlecznej czekolady, drugie zaś porannego słońca. Griz w życiu widział wiele rusałek, jednak ta wydawała mu się jakaś inna. Otóż chłopiec, gdyż płeć dało się stwierdzić po kształcie uszu delikwenta, miał bardzo niecodzienną karnację, która przypominała kulę ziemską. Części ciała, które nie były zakryte ubraniem były niebieskie, w wielu miejscach pokryte zielonymi i brązowymi plamkami.

- Niech mnie pan nie krzywdzi! – pisnęła rusałka, zakrywając twarz rączkami.

- J-Ja... – głos ugrzązł w gardle fioletowookiego. Nie miał pojęcia co powiedzieć temu dziecku. Wyglądało na tak przerażone, że nie chciał mu dokładać – Uhm... Chcesz zjeść ze mną i moim kolegą? I w ogóle, gdzie są twoi rodzice?

- Moi rodzice? – zabrał dłonie z twarzy. Wydawał się zaskoczony słowami mężczyzny i zaczął przyglądać się mu z zaciekawieniem – A co to?

- Nie wiesz co to rodzice? – zdziwił się. Może wychowywał się z dalszą rodziną i nie ma rodziców? – Kto się tobą opiekował?

- Nikt – wzruszył ramionami. Bo kto się miał nim zajmować? – Sam się sobą zajmowałem.

      Czarnoksiężnik był zaskoczony. Ten dzieciak wyglądał na maksymalnie osiem lat, więc fakt, że nikt się nim nie zajmował był dość druzgocący. Kiwnął w jego stronę głową, aby wyszedł zza krzaków. Chciał zabrać go do obozowiska i coś się o nim dowiedzieć.

- Dalej nie odpowiedziałeś na moje pytanie – zwrócił mu uwagę. Dwukolorowe oczy zwróciły się ku górze, a ciemne brwi się zmarszczyły – No, czy chcesz z nami zjeść? Pogadalibyśmy trochę, może zostałbyś na noc.

- Chętnie – jego wąskie usta ułożyły się w uśmiech – Dawno nic nie jadłem.

~~~~

      Bambi, bo takim właśnie imieniem przedstawił się chłopiec wiedział, że może ufać Grizowi i Lokarowi. Rusałki mają to do siebie, że wyczuwają uczucia innych – na podstawie tego potrafią stwierdzić, czy coś im grozi. Od tamtej dwójki nic złego nie czuł, czyli byli w porządku.

- Gdzie mieszkasz? – zagadał Kuba wkładając do ust jagodę, którą zebrał po drodze – Nigdzie w okolicy nie ma żadnej wioski.

- Nie mieszkam w wiosce – wyjaśnił – W głębi lasu jest mój domek. No, a przynajmniej był. Taki różowy, rosło wokół niego mnóstwo kwiatów. Miałem nawet własną jabłonkę!

- Jak daleko ten domek jest? – Griz zmarszczył brwi – Tak mniej więcej.

- Może... Z 15 minut drogi stąd? – chłopiec sam nie wiedział dokładnie. Rzadko wychodził poza swój ogród, miał w nim zapewnione wszystko co trzeba. Teraz jednak został zmuszony, by go opuścić, już prawdopodobnie na zawsze.

- To co robisz tak późno poza domem? – tym razem odezwał się Griz – Ile ty masz lat? Osiem? To niebezpieczne, wiesz ile endermanów czy szkieletów się tu włóczy?

- To długa historia – jego twarz praktycznie natychmiast zmarkotniała – A lat mam siedem.

- Jeszcze lepiej – parsknął czarnoksiężnik – Opowiadaj, co się stało. Może pomożemy.

      Opowiadając to wszystko, co go spotkało tego dnia Bambi był tak bardzo zaaferowany. Zaczęło się od tego, że około południa wilki, które często przechadzały się w okolicy domku chłopca zaczęły zachowywać się bardzo dziwnie. Tak niespokojnie, jakby wyczuwały niebezpieczeństwo. Wtedy dzieciak uznał, że może jest gdzieś tu jakaś nowa wataha bądź inne, groźne zwierzęta, jednak to nie było to. Kilka minut później do drzwi różowego domku rozległo się pukanie, chociaż lepiej byłoby to nazwać waleniem. W drzwiach stała koścista postać ubrana w białą, lekko poniszczoną i splamioną karmazynową cieczą szatę. Entity, no tak. Najpierw chciał tylko porozmawiać, jednak Bambi od razu wyczuł od niego złą aurę. Nawet nie zauważył, kiedy tajemniczy przybysz dobył swojego kościstego miecza i zaczął go atakować. To tyle...

- Woah, i co teraz? – Lokar wydawał się faktycznie przejęty historią – Masz gdzie mieszkać?

- Nie mam – w tamtym momencie twarz Bambiego wyrażała smutek. I może zawód, strach?

- To zostań ze mną – zaproponował Kuba – Wiesz, jest tu sporo domków. I jeśli chcesz możesz zatrzymać się w moim domu, ja spałbym na kanapie.

- Naprawdę bym mógł? – brunet pokiwał głową – O rany, dziękuję!

- Za słodko – burknął Griz. Podniósł się z kłody i otrzepał szatę z niewidzialnego kurzu – Ja już idę, zobaczymy się jutro. Uważajcie na siebie, ten szajbus może się tu gdzieś kręcić.

- Jasne, tato – zaśmiał się Lokar akcentując ostatnie słowo. Mężczyzna fuknął – Śpij dobrze, do jutra. I też uważaj!


//Hillow! Jak może już zauważyliście zmieniłam okładkę, więc możecie powiedzieć co o niej sądzicie :) A oprócz tego namazałam dla Was rysunek Bambiego, tak o :D Znajduje się w mediach!

Fight for everything ❦ Lokarowice fanfiction ❦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz