10.❞ Dziwaczna góra ❞

184 9 3
                                    

      Pogoda była wręcz idealna na wyprawę. Słoneczko świeciło, było ciepło, ale nie za gorąco. Na deszcz ani inne złe warunki się nie zapowiadało. Lokar został obudzony przez Griza w dość... Specyficzny sposób. Czarnoksiężnik wdrapał się na jego balkon i nie dość, że wybił mu okno, to jeszcze obił poduszką. Szybę obiecał, że wstawi, ale co Kuba oberwał to jego! Nastolatek pomagał zapakować Bambiemu potrzebne rzeczy na wyprawę, takie jak prowiant, jakaś broń i ewentualne ubranie na zmianę. Przed domem rusałki oczekiwał na nich Griz. Mężczyzna znudzony był czekaniem, jednak samemu nie chciało mu się iść, a jak jeszcze raz pospieszyłby chłopaków, to Lokar znów by go ochrzanił. Nareszcie drzwi się otworzyły i z budynku wyszedł Bambi z plecakiem, który wyglądał na ciężki, a zaraz za nim Kuba, który również miał swój plecak i zapewne tak samo ciężki, jeśli nie bardziej, niż ten Bambiego.

- No nareszcie – skomentował fioletowooki znudzonym tonem.

- Jakbyś pomógł, byłoby szybciej – parsknął Lokar, zamykając za sobą drzwi do domku rusałki – Chodźmy już. W wiosce zostają dwa golemy i Diego, w razie nieproszonych gości. Wiesz, gdzie chcesz iść? – tutaj zwrócił się do czarnoksiężnika.

- W stronę gór – głową wskazał kierunek – Wiem, gdzie co się znajduje w innych okolicach, a w górach ani razu mnie nie było. Więc idziemy sprawdzić, co tam jest.

- Niech będzie. No, to lecimy.

      Wyprawa zapowiadała się na długą. Samo dojście do gór zajęłoby sporo czasu, gdyż kierowali się do tych po zupełnie innej stronie niż te, przy których się osiedlili. Lokar najbardziej obawiał się tego, że Bambi w połowie drogi uzna, że bolą go nogi i nie chce iść dalej lub co gorsza im się gdzieś zgubi. Nie znali się długo, fakt. Ale dla Lokara ta mała rusałka była jak brat. I ku zdziwieniu obydwu, Bambi trzymał się zaskakująco dobrze. Ani razu nie narzekał, że już dalej nie może czy że chce wrócić do domu.

      Wyszli z lasu i znaleźli się tuż przed wejściem na górę. To była bardzo dziwna góra, wyglądała na większą niż ta, którą widzieli z wioski. Pierwszy równy teren na niej był może 200 metrów nad podróżnikami. Nie chcieli wchodzić na sam szczyt, rzecz jasna, ale zbadać to miejsce w jakimkolwiek stopniu. Usiedli jednak na chwilę, gdyż jak się okazało – to Griza i Lokara ogarnęło zmęczenie. Całą trójką usiedli na ziemi, Lokar wyciągnął z plecaka butelkę z wodą i upił z niej kilka łyków krystalicznie czystej, kojącej cieczy.

- Wejdziemy na najniższą płaszczyznę – zdecydował Griz, wskazując palcem na wyżynę górującą nad nimi – Już tam może być coś, co nas interesuje, a nie ma sensu wchodzić na samą górę, bo jedynie się zmęczymy. Kiedyś sam może tu przyjdę.

- A szukamy czegoś konkretnego? – spytał Lokar, zatykając szklany przedmiot korkiem. Schował ją do plecaka, wcześniej pytając Bambiego, czy ma ochotę. Ten jednak zaprzeczył.

- Właściwie to nie – mężczyzna wstał i otrzepał szatę z potencjalnego brudu – Po prostu się rozejrzeć. A teraz nie chcę was samych zostawiać w wiosce – ostatnie zdanie powiedział sam do siebie tak cicho, że tylko on sam siebie słyszał – Idziemy?

      Lokar pokiwał głową. Poszedł w ślady starszego i podniósł się z ziemi, a zaraz za nim Bambi. Ruszyli w stronę góry. Tak na oko czekało ich trochę czasu dość ciężkiej wędrówki przez skaliste ścieżki. Co innego po prostej drodze, ale pod górę i to jeszcze po tak nieprzyjemnym terenie? Masakra! Mieli szczęście, że był dzień, bo z pewnością kręciłoby się w tamtym miejscu mnóstwo szkieletów oraz zombie.

      Kiedy w końcu ich oczom ukazała się „kamienna polana", jak to Bambi nazwał skalistą równię, na które mieli się właśnie znaleźć. Usłyszeli jakiś głos, całą trójką zastygli w bezruchu. Bambi chwycił rękę Lokara i delikatnie ją ścisnął. Kuba jednak doskonale znał ten głos. To Sinox! Wyszedł przed Griza, mimo jego protestów i syczenia, że coś mu się stanie i zaczął podglądać, co się dzieje. Nie mylił się, jego przyjaciel stał przygwożdżony do ściany przez najeźdźców. Wyglądali jak zwykli ludzie, osadnicy, którzy zamieszkiwali wioski, jednak różniło ich jedno – mieli szarawą skórę i każdy z ich gatunku miał czarne włosy.

- Musimy mu pomóc – szepnął do Griza – Możesz użyć jakiejś magii czy czegoś, aby ich chociaż odciągnąć?

- Poczekaj, może uda się z nimi dogadać – burknął Griz, wychylając się zaraz obok brązowookiego – Zostań tu z rusałką, a ja tam pójdę.

      Lokar posłuchał i kazał Bambiemu trzymać się blisko siebie, Griz zaś udał się w stronę grabieżców. Nie byli nastawieni przyjaźnie, co było widoczne na pierwszy rzut oka. Naciągnięta kusza raczej nie jest zbyt pokojowym symbolem, czyż nie? Było ich tylko trzech i czarnoksiężnik wręcz modlił się o to, aby nie zwołali żadnych posiłków. Griz wydobył swoją rózgę. Widocznie powiedzieli coś, co go rozwścieczyło. Uderzył jednego z nich, a on odleciał na kilka metrów w tył. Jego towarzysze, początkowo zlęknieni, ruszyli do ataku. Griz nie poradziłby sobie z nimi, więc Lokar postanowił, że każe Bambiemu zostać i się gdzieś schować, a sam pobiegł w kierunku Griza. Dobył swojego żelaznego miecza i rzucił się na jednego z najeźdźców, wbijając mu broń w brzuch. Sprawnym ruchem wyrwał mu kuszę i pchnął, aby spadł z ostrza. Nie zdążył się odwrócić, a Griz kazał mu podejść do przestraszonego Sinoxa. Brunet zawołał jeszcze Bambiego i podbiegł do swojego przyjaciela.

- Damian, stary – klęknął przed nim, kładąc mu ręce na ramionach – Co ty tu robisz?

- Zniszczył wioskę Kuba – oczy blondyna były zaszklone i opuchnięte, jakby od długiego płaczu – Miałeś rację, nic nie zostało...


//Hillow, mamy kolejny rozdział :D Nie ma to jak pisać rozdziały, bo się nie może spać po nocy... Możecie pisać swoje porady na lepszy sen tak swoją drogą, chętnie posłucham, co pozwala Wam spać. Ode mnie tyle, lecę spaciować :D

Fight for everything ❦ Lokarowice fanfiction ❦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz