16. ❞ Szałas i słoneczny poranek ❞

111 10 9
                                    

Bambi spojrzał na Griza. Czarnoksiężnik opierał się plecami o wejście do portalu i przeglądał jakąś księgę. Rusałka podeszła do niego i spojrzała na jego twarz.

- Gdzie oni poszli? – zapytał niewinnym głosem – I czemu mnie zostawili?

- Poszli do piekła – odparł fioletowooki, jakby było to coś zupełnie normalnego – I nie brali cię ze sobą, żeby żaden potwór nie przypalił ci tyłka.

- Co to tyłek? – skrzywił się. Griz oderwał wzrok od lektury i odkaszlnął.

- Nieważne. Co chcesz robić?

- Chodźmy zbudować szałas – poprosił Bambi.

- No dobra.

Wyjątkowo Griz nie używał magii. Miał się zajmować Bambim, więc uznał, że zajmie się nim sam, bez użycia magii. Dlaczego? Sam nie wiedział, ale polubił tego dzieciaka. Zaczęli od zbierania z Bambim patyków i niedużych gałęzi. Młody miał mało siły, ale kombinował, czym zaimponował magowi.

- Bambi, masz rodziców? – zapytał w końcu brunet. To pytanie korciło go od dnia, w którym rusałka się u nich pojawiła.

- Co to rodzice? – młody oderwał się od układania kupki drewna.

- To są tacy ludzie... – Griz zająknął się. Jak można opisać rodziców? – Tacy ludzie, którzy opiekują się tobą, kiedy jesteś mały, bawią się z tobą, poświęcają ci czas.

- No to... Wy jesteście moimi rodzicami – uśmiechnął się niewinnie chłopiec.

- Nie, to nie na tym polega – odparł szybko czarodziej – My jesteśmy twoimi przyjaciółmi. My spędzamy z tobą czas, opiekujemy się sobą, owszem. Ale rodzice to są osoby, które powinny kochać cię najmocniej na świecie. Mama i tata... – zaciął się. Sam nie miał najlepszego kontaktu z rodzicami, w momencie, kiedy jeszcze jakikolwiek miał. Ojciec go nienawidził, a matka była obojętna na wszystko, co się działo – Gdzie mieszkałeś, zanim przeniosłeś się do tego domku?

- Ja zawsze tam mieszkałem – stwierdził – Ale do pewnego czasu mieszkała ze mną dwójka ludzi. Nie pamiętam jak wyglądali ani kim byli, bo było to dawno. Może to byli ci... rodzice.

- A co się z nimi stało?

[🏹]

Słoneczny poranek. Uśmiechnięta kobieta trzymała w ramionach swoje czteroletnie dziecko. Chłopiec miał brudną buzię, wokół jego ust były plamy z malin. Drzwi różowego domku otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna – ojciec dziecka. Wyglądał na szczęśliwego.

- Moja jabłonka wydała pierwsze owoce! – powiedział ucieszony.

- Och, to świetnie! – kobieta podeszła do niego i ucałowała w policzek.

Oboje mieli dziwną skórę. Niebieską, udekorowaną zielonymi, żółtymi i brązowymi plamami. Przypominało to wzór Ziemi. Ich dziecko wyglądało identycznie. Kobieta posadziła synka na posłaniu i wraz z mężem wyszła przed dom. Nie było ich długo, chłopiec zaczął się martwić. Wyszedł przed dom, a po jego rodzicach nie było ani śladu. No, teoretycznie. Na kamiennej ścieżce było dużo czerwonych plam.

- Pewnie poszli po maliny – pomyślał i wrócił do domu.

[🏹]

- Wydaje mi się, że te plamy to był sok malinowy – powiedział niewinnym głosem – Ale potem już nie wrócili. Nie wiem, co się stało, ale od tamtej pory mieszkałem sam.

- Boże... – Griz doskonale wiedział, co mogło się stać. Zakrył usta dłonią i spojrzał na Bambiego – I ty tak przez kilka lat sam sobie radziłeś?

Rusałka pokiwała głową. Czarnoksiężnik nie miał serca powiedzieć mu prawdy, był zdecydowanie za młody i na pewno by tego nie zrozumiał. A jeśli jednak by zrozumiał – przeżyłby to bardzo mocno. Wrócili do budowy szałasu.

[🏹]

Powoli zapadał zmrok, a Aaravosa dalej nie było. Griz uznał, że stracili poczucie czasu. W Netherze czas leci inaczej, a zegar nie działa. Siedział z Bambim w jego szałasie, przy ognisku. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedziałby mu, że będzie robił za niańkę rusałki, pewnie wyśmiałby mu się w twarz. Ale stało się – wielki czarnoksiężnik, władca piorunów siedział w drewnianym szałasie obok ośmiolatka i zajadał się podpieczonymi piankami. Na niebie dojrzał nieprzyjemnie wyglądające, mroczne chmury.

- Będzie padać – stwierdził i spojrzał na Bambiego – Przenieśmy się do twojego domku.

Rusałka pokiwała głową i dojadła swoją piankę. Oboje wstali i ruszyli w stronę wioski, od której dzieliło ich 10 minut spaceru. Po drodze złapał ich deszcz. Griz wziął dzieciaka na ręce i przeteleportował się do wioski. Od każdej zasady są odstępstwa. Pojawili się w sypialni Bambiego. Było ciemno, żadna latarnia nie była zapalona, więc fioletowooki złapał zapalniczkę i zapalił najbliższą sobie. Na zewnątrz rozpadało się na dobre, nie było mowy o wychodzeniu na dwór. Wzrok czarodzieja zatrzymał się na regale z książkami.

- Lubisz czytać? – zapytał Bambiego.

- Nie umiem – mruknął młodszy – Lokar mi zawsze czyta.

- Nauczę cię kiedyś – powiedział kiwając głową – To dzisiaj ja ci poczytam, okej?

- Tak!

- To najpierw idź się przebierz w coś suchego, a ja zaraz wrócę – Bambi kiwnął głową i poszedł do innego pokoju. Griz przeteleportował się do wieży, aby samemu również się przebrać.

Gdy wrócił, Bambi siedział na swoim łóżku z wybraną książką. Widocznie tą zaczął czytać mu Lokar, bo skoro dzieciak nie wiedział jak czytać, musiał kierować się czymś innym podczas wyboru. Czarodziej usiadł obok niego, wziął książkę w swoje dłonie i zaczął lekturę.


//Ja żyję, przysięgam. Well, wyjaśnienia! Ostatnio kompletnie nie mam siły ani motywacji, aby cokolwiek robić + miałam problemy ze sprzętem i nijak nie mogłam uruchomić Wattpada na laptopie, a to właśnie na laptopie piszę. Wszystko wróciło już do normy, więc myślę, że w tym tygodniu coś jeszcze się pojawi.

Jak tam mijają wakacje? Macie w planach jakieś wyjazdy? A może już gdzieś byliście albo obecnie jesteście? Możecie się pochwalić :D Ja w przyszłym tygodniu jadę do Warszawy, ale będę miała rozdziały, aby coś powstawiać. Ja wiem, że ten rozdział był nudny, ale nie wnosi wiele do fabuły - jest aby dopełnieniem poprzedniego!

Fight for everything ❦ Lokarowice fanfiction ❦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz