Wyszliśmy na powierzchnię tak jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Syreny odpłynęły do królestwa, które zmierzają odbudować. Słońce grzało niemiłosiernie moje barki. Tylko mokra skóra schnąca szybko pod wpływem promieni i warkocze wciąż utrzymujące się na mojej głowie podpowiadały mi, że to wszystko było prawdą.
- Gotowa? – zapytał Erik.
Wróciły wspomnienia z początku naszej wyprawy. Jednakże wtedy byłam kimś kompletnie innym. Stałam się inną osobą podczas naszej krótkiej, ale intensywnej wyprawy. Zerknęłam na niego pełnym emocji spojrzeniem, które wyrażało niemałą tęsknotę za wszystkim co porzucamy za sobą, by iść dalej i wędrować prosto w sidła Olszaka.
- Gotowa, jeśli ty gotów – odparłam.
Uśmiechnął się do mnie. Sprawdził, czy na pewno mamy wszystkie potrzebne rzeczy w plecakach i nadał tempa dalszej podróży.
Czułam jak moje nogi odmawiają posłuszeństwa jeszcze na terenie Krainy. Trenowaliśmy wieczorami co prawda, ale prawie wcale nie wychodziłam poza statek. Odzwyczaiłam swoje zabliźnione stopy i zdrętwiałe nogi od codziennej wędrówki i zmęczenia mięśni.
Pod koniec dnia usiedliśmy pod nieziemsko pięknym irysem, którego fioletowe płatki zwieńczały się kilka metrów nad nami. Erik wyciągnął mapę i rysował coś kawałkiem węgla, który widocznie targał ze sobą, albo ukradł piratom.
- Jesteśmy teraz kilkadziesiąt kilometrów od doliny Wisły. Nie jestem pewien, czy damy radę ją przepłynąć. – Potarł gorączkowo brodę. – Jestem prawie pewien, że nie ma żadnego mostu i należałoby iść naokoło lub...
Zerknęłam na mapę, gdy się zawahał. Ujrzałam miejsca, o których mówił mi Reks. Próbowałam sobie przypomnieć, co wybudowano lub po prostu zlokalizowano niedaleko nas, co pomogłoby nam skrócić nieco drogę.
- Przez Las Przeszkód...
Był to Las pełen rozstawionych po kątach ludzi Olszaka, dziwnych labiryntów, które na przestrzeni lat zbudowały elfy i fiki. Nikt tam nigdy nie chodził, bo wszyscy bali się utknąć w jakimś miejscu, z którego nie byłoby ucieczki. My jednak straciliśmy już za dużo czasu. Erik oczekiwał na moją odpowiedź.
- Pójdziemy Lasem – postanowiłam.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli sprawy pójdą nie po naszej myśli, możemy trafić na Dolinę Smoków? – zapytał, unosząc wysoko brwi.
Jeszcze raz spojrzałam na mapę, próbując znaleźć inny sposób, drogę bezpieczniejszą niż ta, którą zaproponowałam. Ale takiej nie było.
- Tak – odparłam tylko.
Przygotowałam nam posłania, gdy mój przyjaciel podróży pstryknięciem palców rozpalił ognisko. Byliśmy coraz bliżej wyjścia z Krain Wielkich Motyli, dawniej nazywanych Dolinami. Dni stawały się krótsze, noce ciemniejsze i pełniejsze strachów. Już można było wyczuć zimny wietrzyk owiewający moje ramiona okryte delikatną, jedwabną, koszulą o kolorze lilii wodnych kwitnących na tafli jeziora. Spodnie, które dostałam od piratów wydawały się lekkie, ale ciepłe. Moje nogi zdążyły się spocić podczas tej podróży.
W razie co trzeba będzie wyciągnąć stare kurtki. Teraz zima powinna powoli ustępować wiośnie. Aczkolwiek nie wiadomo, jakie tajemnice pogodowe tai przed nami mroźna pora roku. Teraz, bliżej szczytów górskich może zrobić się nieprzyjemnie.
Położyliśmy się obok siebie, bliżej niż na początku podróży.
Przed wejściem w głębiny jeziora mieliśmy moment, który zesłałam jak najdalej w głębokie zakamarki mojego umysłu. Ale, gdy mogłam znów leżeć i miałam czas na więcej niż ciągłe siedzenie w zwojach piratów, uczenia się ich historii i cichy trening z Erikiem...

CZYTASZ
Dziennik jasności
FantasyRodzina Meriel znika, zostawiając jej niedokładne wskazówki. Musi znaleźć tajemniczego Pana Inky, który ma za zadanie jej pomóc ich uratować. Jakie sekrety swoich rodziców odkryje podczas podróży? Czego dowie się o samej sobie?