Rozdział 8

12 2 0
                                    

Stałam jak wryta, wpatrując się w scenę walki. Dwójka ludzi - z takim samym tatuażem węża na szyi za lewym uchem, jak mężczyzna, który niemal mnie zabił - przeciwko jednemu człowiekowi, próbującemu odpierać ataki. Wpatrywałam się w pojedynek, jak zaczarowana. Mężczyźni z tatuażem wygrywali. Używali przeciwko swojemu rywalowi łączności. Woda z rzeki z impetem, co chwila trafiała w tarczę wokół przegrywającego, która stawała się coraz mniej odporna. Drugi zaś wykorzystywał roślinność i noże przytroczone do pasa, którymi celnie rzucał w mężczyznę bez tatuażu.

Z transu wyrwała mnie ciepła dłoń Erika, wokół której już swawolnie poruszały się ogniki. Musieliśmy pomóc człowiekowi nad rzeką. Trzeba było tylko znaleźć się na jej drugim brzegu, czyli przetrwać prąd, jaki rzece nadawał jeden z wygrywających rycerzy.

Za dużo nie myśląc, uniosłam ręce, a za moim przykładem poruszyła się woda w rzece. Teraz pomiędzy dwoma ruszającymi się falami, powstał korytarz.

- Biegnij! – krzyknęłam, stawiając opór wodzie. – Nie wytrzymam tak długo!

Erik wyciągnął lśniący, srebrny miecz z pochwy i już w połowie drogi wyrzucał płomienie ognia liżące przeciwników człowieka, którego tarcza zdążyła opaść, a sam leżał nieprzytomny w wysokiej trawie na drugim brzegu rzeki.

Czułam opór w każdym mięśniu, w moim żołądku i mózgu. Zmuszałam się całą siłą woli, by nie opuścić ogromnych fal, tworzących przejście dla Erika, biegnącego po błotnistym korycie. Jeśli teraz upuszczę wodę, mój przyjaciel tego nie przetrwa. Dlatego drżącymi mięśniami utrzymywałam ręce w górze i starałam się utrzymywać wodę..

W tym momencie do świadomości przywrócił mnie Sprzymierzeniec Ognia, który zdążył spalić jednego z nich (tego władającego nożami i roślinnością), a drugiego zmusić do ucieczki w las. Ukląkł obok nieruchomego człowieka, sprawdzając jego puls i obrażenia, po czym podniósł go i z niemałym wysiłkiem zaczął wracać, trzymając chłopaka na plecach.

W połowie jego drogi powrotnej miałam już mroczki przed oczami.  Z doświadczenia wiedziałam, że to nie jest dobry znak. Zdawałam sobie jednak sprawę, że jeśli nie utrzymam jeszcze chwilkę mojego przejścia, oboje zginą. Siły opuszczały mnie, powodując powolne opadanie ścian, które wciąż były podrywane przez rycerza, którego widziałam po drugiej stronie rzeki. Musiałam go zmusić do odpuszczenia.

Ruchem ręki wytworzyłam bardzo koślawą strzałę z wody, zmieniłam ją w lód i resztkami sił przebiłam udo przeciwnika. Ten złapał się za ranę, którą spowodowałam i uciekł dalej w las, dając mi możliwość skupienia się na utrzymaniu korytarza przez ostatnie sekundy.

Byli już tak blisko, a dla mnie powrót Erika wydawał się trwać nieskończoność. Gdy znaleźli się już w zasięgu mojej ręki, Sprzymierzeniec Ognia zdjął sobie z ramion nieprzytomnego chłopaka, a ja wyciągnęłam rękę, by pomóc im się wydostać z koryta. Wtedy ściany wody puściły, tylko stopa Erika zamoczyła się w lodowatej wodzie. Delikatne krople opadły też na moją twarz, dzięki czemu poczułam znane mi, przyjemne mrowienie.

Odetchnęłam z ulgą.

Nabierałam powietrze haustami, próbując opanować drżenie rąk i mroczki przed oczami, które bardzo powoli zanikały. Byłam strasznie słaba.

- Musisz powstrzymać krwotok – rozkazał mi Erik. – Ja podam mu w tym czasie parowcę, żeby jego rany się zasklepiły. Dasz radę? – zapytał, patrząc na mnie oceniającym wzrokiem.

Gdyby chciał, mógłby teraz spojrzeć mi do głowy i zobaczyć mój słaby stan psychiczny. Ale tego nie zrobił. Byłam mu wdzięczna.

- Jasne. To bułka z masłem – prychnęłam.

Dziennik jasnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz