Rozdział 5

15 3 0
                                    

***

Wilki tego dnia odprowadziły nas aż do krańca Źródła. Nie chciały za nami wychodzić dalej, żeby nie przywlec za sobą jakichś istot mroku. Dopiero co uporaliśmy się z jednym niebezpieczeństwem.

Chodziliśmy więc kilka dobrych dni po upalnych krainach pełnych ogromnych stworzeń. Wieczorami czytałam raporty, które dała mi Gabi, dowiadując się o sprycie i chytrości rycerzy. Z niektórych wynikało, że Erik ma tysiąc lat, z innych że ma sto. Ale ze wszystkich można było odczytać, że jest przydupasem Luny. Robił wszystko co mu tylko kazała. Spełniał każde jej życzenie. Krew się we mnie gotowała, gdy tylko patrzyłam na te artykuły.

Oczywiście nie dawałam tego po sobie poznać podczas podróży, gdyż nie rozmawialiśmy, Na wieczornych treningach toczyliśmy bitwy na sprzymierzenia lub na miecze, gdyż w Krainach panował skwar nie do wytrzymania przez co mogliśmy swobodnie ćwiczyć w nieciążących nam ubraniach. Lekkich podkoszulkach i dresach.

Starałam się zachowywać jak zwykle. Jakbym nic nie wiedziała. Jakbym była głupiutką nastolatką, której nic nie obchodzi i czeka, aż przyniesie się jej wszystko pod nos. Przeczytałam w jednym ze zwojów, że jest to dobra taktyka na początek politycznych przedsięwzięć. Stwierdziłam, że żeby coś się dowiedzieć o tym świecie, muszę chociażby spróbować. Niestety wymaga to ode mnie ogromu ciężkiej pracy. Będę musiała udawać kogoś kim nie jestem.

Znalazłam w przeczytanych późnymi wieczorami zwojach parę cytatów, które bodajże wypowiedział Erik, ale bardzo mi się podobały. Na przykład:

Życie może Ci coś obiecać,

ale może tego nie spełnić.

Możesz przed nim uciekać,

ale Cię odnajdzie, wszędzie.

Próbuj być zawsze miła dla życia,

bo kto wie czy nie podkabluje ono o Tobie śmierci.

Spodziewaj się niespodziewanego,

bądź gotowa na wszystko."

Dlatego, mimo że Erik był dla mnie coraz większym sekretem, to miałam go za bardzo inteligentnego i doświadczonego życiem człowieka. Dlatego wiedziałam, że jeśli taktyka, którą kształtuje wyjdzie mi na nim, to wyjdzie na każdym.

Spędzałam z nim każdy dzień. Codziennie wieczorem kładliśmy się spać jak najdalej od siebie, żeby nie wytwarzać dodatkowego ciepła. Aczkolwiek czułam się z nim dobrze, gdy rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy podczas nocnych pogaduszek po treningu. Wiedziałam, że jestem bezpieczna. Co jakiś czas graliśmy w karty, które Erik dostał u wilków. Uczył mnie tej gry, choć ja przeczuwałam, że pamiętam coś z mojego życia sprzed usunięcia pamięci. Oczywiście nie mogłam sobie przypomnieć. Dlatego graliśmy w karty, choć ja ni w ząb nie umiałam.

Czasem podczas deszczowych nocy, wychodziłam by postać na deszczu i móc wchłaniać w siebie krople wody. Cała drżałam, gdy moc mojego Sprzymierzenia wpływała we mnie, pulsując z każdym uderzeniem serca. Stawałam się nareszcie całością. Woda wskazywała mi kim jestem i do czego jestem zdolna. Erik wtedy budził się i spoglądał na mnie, bym nie zrobiła nic głupiego. Jakbym w ogóle chciała wybiec w pierwszą lepszą stronę i natknąć się na ogromne insekty.

Raz nawet położył się obok mnie i wpatrywał się w niebo, pokazując mi jakie konstelacje gwiazd się nad nami znajdują. Erik zadziwiał mnie każdego dnia.

Od czasu do czasu miewałam dziwne sny. Czasem śniła mi się dziewczynka z dwoma warkoczykami związanymi czerwonymi kokardkami, stojąca nad urwiskiem, która opowiada mi przed skokiem, że na samym dole ogromnego klifu jest coś, po co warto zaryzykować. Nigdy nie udaje mi się jej uratować. Parę razy nawet skoczyłam za nią, ale to tylko spowodowało u mnie szybką pobudkę.

Dziennik jasnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz