Rozdział 10

4 0 0
                                    

***

Droga do Doliny Smoków była nużąca, choć krótka. Całe dnie spędzałam na miłych rozmowach z Nathanem, który chyba nie miał mi za złe tego, co zrobiłam ( lub po prostu dobrze to ukrywał). I na milczących chwilach spędzonych z Erikiem. Tina co jakiś czas się odzywała, dając znać o swojej obecności.

Wieczorami trenowałam łączności, sprzymierzenie i walkę. Posługiwałam się mieczem już całkiem nieźle, choć nie wiedziałam czy tak samo bym się zachowywała podczas bójki z innym człowiekiem.

Z drzew zrobiłam sobie tarczę i rzucałam niewielkim sztyletem w namalowany przeze mnie środek. Czasami udawało mi się go wbić, ale w większości nie umiałam nawet rzucać na tyle mocno, by końcówka sztyletu się zatopiła w drewnie.

Trenowałam zawzięcie, ale nie po to, by pokazać Erikowi, że się mylił. Trenowałam, bo wiedziałam, że na końcu naszej podróży czeka nas walka. Te kilka dni myślałam nad słowami Flo. Czasami w nocy śnił mi się Abnegart i Kamienie. Wiedziałam, że kiedyś będziemy musieli zająć się tą sprawą. Ale nie teraz. W tej chwili liczyło się dotarcie do mojej rodziny. Niewielką przeszkodą była pomoc fikom.

Tina wydawała się być strasznie nieznośna, ale udawało nam się czasem porozmawiać o czymś innym niż to, czy jej uszy mają odpowiednią długość, by spodobać się jakiemuś chłopakowi.

Udało mi się nawet z nią porozmawiać o moim stylu walki. Poprawiła mnie kilka razy, gdy źle ustawiłam nogę, czy odwrotnie wykonałam obrót. Cieszyłam się, że mi pomagała, gdyż Erik nie był skłonny do pomocy. Cały czas się tylko przyglądał. Po jego minie nie mogłam odgadnąć, czy jest zły, że wyruszyłam sama w stronę niebezpieczeństwa i znów cudem wywinęłam się śmierci, czy może jest zadumany, a może chciałby ze mną porozmawiać, ale jego duma nie pozwala mu mnie przeprosić. A ja nie zamierzam się do niego odezwać pierwsza.

Trenowałam więc, rozmawiałam z Nathanem, którego zaczynałam coraz bardziej lubić, oraz z Tiną. Z Erikiem nie spaliśmy przytuleni odkąd dołączył do nas Nathan. Wydawało mi się nawet, że codziennie się ode mnie oddalał. W nocy więc było mi przeraźliwie zimno. Dopiero gdy zaczynałam się trząść, czułam nadlatujące znikąd ciepło. Jakby Erik nie chciał zawieść moich rodziców i nie chciał dać mi zamarznąć.

Nathan potrafił wokół nas wytworzyć niewidzialną barierę, dzięki czemu wiatr w wyższych częściach gór, gdzie drzewa stawały się rzadkością, nie szarpał naszych włosów. Pytałam go często o jego przeszłość, ale nie mówił mi zbyt wiele, gdyż prawie nic nie pamiętał. Gdy już nam się wydawało, że opowie jakąś historię do końca, jego umysł zawodził. Tak jak i mój.

Odnaleźliśmy się w tej dziwnej sytuacji, a dzięki temu, że Erik nie rozmawiał z nami za dużo, mogliśmy spędzać ze sobą niesamowicie dużo czasu. Czasami świdrował mnie wzrokiem w taki sposób, że się cała czerwieniłam. Czasami jednak przypatrywał mi się ciekawsko.

Zauważyłam, że on i Erik w niektórych sytuacjach zachowywali się podobnie, ale zawsze, gdy Sprzymierzeniec Ognia reagował jak głupek, ten drugi łagodził wspaniałomyślnie sytuację.

Gdy Nathan tak się zachowywał, mój żołądek wywracał się do góry nogami. Uwielbiałam jego uśmiech i to, jak mnie traktował. Erik wtedy nam się przyglądał. Widziałam to. Sprawdzał czy jestem bezpieczna. Nie z własnej woli, tylko dlatego, że coś obiecał moim rodzicom.

W jego oczach widziałam nieufność i brak sympatii dla Nathana. Zdarzało się, że ognisko, przy którym siedzieliśmy, powiększało się. W takich momentach miałam ochotę Erika strzelić w twarz. Z własnej woli z nami nie rozmawiał, nie licząc krótkich rozkazów, a gdy my się świetnie bawiliśmy, ten potrafił się jedynie chmurzyć.

Dziennik jasnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz