Rozdział 35

81 7 0
                                    

- Znowu wpakowaliście się w jakieś pieprzone kłopoty? - Kol, najmłodszy z Mikaelsonów był rozdrażniony widząc swoje rodzeństwo po tak długim czasie w domu. - Budzę się któregoś dnia rano i czuję, że ktoś na moich plecach wypala rozgrzanym żelastwem jakiś znak. Wiecie co sobie pomyślałem? - Spojrzał na rodzeństwo z pogardą i rzucił szklanką o najbliższą ścianę. 

-Oświeć nas bracie. - Klaus był w nie najlepszym humorze do żartów, przeglądając księgi pozostawione przez ich matkę. 

- To Twoja sprawka! Wszystkie problemy, które nas spotykają są przez Ciebie! - Pierwotny podszedł do brata i wymierzył mu solidny policzek. Oczy Klausa zwęziły się i patrząc prosto na mężczyznę rzucił go na stół, który połamał się z hukiem. 

- Wszystko co masz zawdzięczasz mi! - Krzyknął prosto w twarz. - Nawet to że żyjesz! 

- Niklaus przestań dramatyzować. - Westchnął Elijah. - Mamy dosyć problemów, by teraz rozpoczynać nowe waśnie w naszej rodzinie. Haley! - pierwotny rozłożył ręce w geście przywitania a kobieta podbiegła do niego schodząc z piętra i wtuliła się. Odetchnął i przeczesał dłonią jej ciemne włosy. - Dobrze Cię widzieć. 

- Wróciłeś. - szepnęła i poprawiła kosmyk włosów, opadający jej na twarz. - W dzielnicy francuskiej.. 

- Wilczku zaczekaj z lawiną kolejnych kłopotów na później. - Klaus jej przerwał. 

- Jak chcesz walczyć? - zapytała zdenerwowana. - Nie mamy żadnych opcji! Nie chcę żebyście wszyscy zginęli. 

- Jeśli białe drzewo znowu zacznie rosnąć a wampiry dowiedzą się, że więź została zerwana, będą próbowały na Was polować. Przez tyle lat narobiliście sobie wielu wrogów. Wielu z nich od lat szuka zemsty. - Freya patrzyła się na braci przenikliwie. 

- Przypominam Ci moja droga, że wielu moich wrogów już dawno nie żyje. - Zaśmiał się szyderczo. - NIe sądzę, żeby ktokolwiek mógł mnie zabić, nawet jak wredne czarownice dopną swego. 

- A co z Ell? - Haley założyła ręce na piersiach i zmarszczyła brwi. 

- Złoży się w ofierze, żeby ratować swoich. - Wyjaśnił bez emocji, jakby wizja jej śmierci w ogóle go nie obeszła. 

- Nie rozumiem dlaczego chcesz poświęcić jej życie za swoje! Nie jesteś wart takiego poświęcenia! - Krzyczała i obróciła się, wbiegając z powrotem na górę. Wiedziała, że ta rozmowa nie ma sensu, a pierwotny nie zmieni zdania i nie stanie po stronie jej przyjaciółki. Elijah westchnął i wolnym krokiem ruszył za nią. 

Klaus patrzył się na brata, wiedział że był na niego zły. Jego twarz stężała, kiedy przyglądał się w oczy swojej siostry czarownicy a ona uśmiechnęła się do niego  zrezygnowana. 

- Nie rozumiem czemu mu nie powiesz. - Powiedziała wzruszając ramionami a on odwrócił się do niej plecami unikając jej wzroku. 

- Bo kiedy inni widzą, że mi zależy.. To dostrzegają moją słabość. Nie chcę tego. - westchnął i wyszedł zostawiając swoją siostrę z przemyśleniami, które zmieniły jej postrzeganie relacji pomiędzy swoim bratem a czarodziejką.  


Elijah wszedł powoli do pokoju, gdzie Haley stała przy oknie ocierając policzki od płynących łez. Była zbyt dumna, żeby pokazać żal, co należało do cechy charakterystycznej całej tej rodziny. Wampir stanął obok niej, wpatrując się w martwy punkt. 

- Obiecuję Ci, że ją uratuje. Za wszelką cenę.  

- Dlaczego Klaus nie chce, żeby ludzie dostrzegli w nim dobro. Jestem z Wami tyle lat.. I za każdym razem, kiedy widzę w nim człowieka... On to niszczy jednym spojrzeniem. - Przełknęła ślinę i zagryzła dolną wargę. 

Never Stop Believing / ScottMcCall / The OriginalsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz