Pakowałam się w pośpiechu po telefonie od Marcela, który oznajmił mi, że Klaus przeszył swojego brata sztyletem a w kolejce jest Rebecka i Kol. Wiedziałam, że jeśli hybryda ukryje swoje rodzeństwo, czarownice zemszczą się na mnie, krzywdząc wszystkich na których mi zależy. Konsekwencje były nieuniknione, a ja chciałam doprowadzić sprawę do końca bez żadnych komplikacji, które zawsze leżały po stronie pierwotnego. Wszystko musiało być tak jak on sobie zaplanował, nie mógł tak po prostu zgodzić się na warunki jakie przedstawiłam. Scott siedział na łóżku przyglądając się moim poczynaniom ze zniecierpliwieniem. Był zły, że znowu dla wampirów zmieniam swoje plany.
- Nie mogę jechać z Tobą do Nowego Orleanu. Muszę wracać do domu, do codziennych obowiązków. - Machał nerwowo nogą, nie patrząc w moją stronę. - Czemu nie możesz po prostu tego zostawić? - spojrzałam na niego wzdychając i zamykając walizkę.
- Nie proszę Cię, żebyś ze mną jechał. Wiem, że mieliśmy wrócić do Bacon Hills i zająć się czarownicami, ale są sprawy pilniejsze. - opuściłam ręce zrezygnowana.
- Elijah? - Spojrzał na mnie z bólem w oczach. - On zawsze jest naważniejszy! - Wybuchł patrząc na mnie zranionym wzrokiem. - Jak byłaś z Kalipso zadałaś mu pytanie kogo by wybrał, gdybyś stanęła z jego bratem do walki. A Ty? Kogo byś wybrała gdybyś musiała to zrobić? - Patrzyłam na niego a mój oddech przyspieszył. To było niesprawiedliwie.
- Taka sytuacja nigdy nie będzie miała miejsca Scott. - wypaliłam po chwili a on zaśmiał się nerwowo i przetarł otwartymi dłońmi twarz.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- To jest odpowiedź! - Powiedziałam wyzywająco. - Tak wygląda moje życie Scott! Nie mogę go zmienić dla...
- ...mnie? - dokończył a ja odwróciłam wzrok. - To nie jest Twoje życie. To Twój wybór! Gdybyś przestała się mieszać w rodzinne dramaty Mikaelsonów i zaczęła żyć własnym życiem, wszystko wyglądałoby inaczej. Ja zmieniłbym dla Ciebie wszystko. - patrzyłam na niego przez chwilę ze smutkiem w oczach. Ból rozrywał moje serce, ale w głębi duszy wiedziałam, że robię to dla niego. Chciałam, żeby przeżył i tylko to się liczyło.
- Widocznie nie jestem Ciebie warta. - Powiedziałam ściągając walizkę z łóżka i ruszyłam do przodu. Złapał mnie za ramię, stając obok mnie.
- Możesz się jeszcze wycofać. - powiedział z nadzieją w głosie, przełykając ślinę. Zamknęłam oczy i ruszyłam do przodu, zbiegając po schodach. Caroline patrzyła na mnie zniecierpliwiona a ja rzuciłam jej sztuczny uśmiech.
- Pożegnaj ode mnie Jake'a i proszę... Pożycz mi samochód.
- Nie jedź. Mam złe przeczucia. - Przewróciłam oczami i wyciągnęłam dłoń przed siebie. - Nie znam bardziej upartego człowieka od Ciebie. Będziesz tego żałować. - Położyła mi kluczyki na dłoni a ja ścisnęłam je mocno.
- Już żałuję. - Powiedziałam i wyszłam pośpiesznie do przestronnego garażu, w którym stało kilka aut, do użytku blondynki. Wpakowałam się do granatowej Toyoty i ruszyłam z piskiem opon w stronę znienawidzonego przeze mnie miasta. Było późno a ja działałam jak na adrenalinie. Zostawiłam swojego ukochanego faceta za sobą, czując się jak ostatnia suka. Zagryzłam wargi i uderzyłam mocno w kierownicę, klnąc pod nosem na całą sytuację. Pieprzony mieszaniec! Musiał wszystko zepsuć! Wybrałam numer do Cami, żeby upewnić się, że nie dzieję się tam nic gorszego.
- Hej, Ellie. Coś się stało? - usłyszałam przyjazny głos po drugiej stronie słuchawki.
- Dzwonię z tym samym pytaniem. Widziałaś się ostatnio z Klausem? Jest coś co mnie niepokoi, jadę do Nowego Orleanu. - powiedziałam szybko, rozglądając się po ulicy. Jeszcze tego brakowało, żebym przejechała dzisiaj kogoś.
CZYTASZ
Never Stop Believing / ScottMcCall / The Originals
FanfictionDziewczyna o niezwykłej mocy wyrusza do Bacon Hills, żeby ratować świat przed mrokiem, który nigdy nie powinien zostać zbudzony. Zaufanie, powiększające się grono osób na których jej zależy i burzliwa relacja, przez którą dawno skrywany ogień, chce...