Rozdział 11

17 1 6
                                    


ROZDZIAŁ 11

JESTEM DENARIS

Jak pustelnik czy żebrak krążyłam po Anglii. Dziś jest nowy rok, nowy początek. Krążyłam po Londynie bez celu. W końcu stanęłam na szczycie jednego z budynków odpaliłam papierosa i spoglądałam w niebo na dole ludzie odliczali. 10..9..8... Z Tyłu głowy poczułam dreszcz wróżący że ktoś mnie obserwuje. Westchnęłam.

Widzę cię. Kimkolwiek jesteś nie mam ci nic do zaoferowania.- przez ten jeden miesiąc miałam dużo czasu do przemyślenia. Bianca była czarownicą czystej krwi. Michael był czarownikiem i był narzeczonym Bianci. Ich rodziny się zgodziły na to małżeństwo. Po pewnym czasie Bianca spostrzegła że jestem czarownicą. Nasłała na mnie Michaela by mnie uwiódł.A Marco? Marco był wiernym pupilem Denaris ponieważ, jej ojcem był Szatan. Według księgi niedługo ma się spełnić przepowiednia unicestwienia świata by uwolnić Urmę i inne demony. Nie chce na to pozwolić, Lucyfer i Lucjusz stworzyli drzwi wyjścia tego więzienia ale to ja jestem kluczem. Widziałam przyszłość gdyby mi się nie udało uciec, gdyby mroczna część mnie cały czas była wolna. Doszłoby do wojny, Michael wykorzystał by mnie seksualnie by potem się mnie [pozbyć ale w porę się orientuje. Marco i ja będziemy razem. Umrę w wojnie a Marco mnie wskrzesi. Nieświadoma niczego doprowadzam do konica świata. Sielanka, nie ma co. Zaciągnęłam się kolejny raz i obróciłam się do osoby za mną. Nie widziałam jej ale czułam że jakaś postać od dłuższej chwili mi się przygląda.- Ludzie nie jestem głupia wiem że mnie obserwujesz. - westchnęłam. Fajerwerki wystrzeliły nad moją głową. W ich świetle wyszła osoba której nie spodziewałam się zobaczyć nigdy więcej. Nie, nie NIE! Zaczełam sie powoli cofać, przez miesiąc nauczyłam się wspinać po budynkach. Podeszłam do krawędzi budynku, poraz kolejny się zaciągnełam i uśmiechnełam do postaci przedemną wydmuchując dym.- Adios amigo.- Mrugnęłam zanim się zorientował co chce zrobić skoczyłam. Nie chciałam się zabić gdy tak spadałam ustawiłam się prostopadle do ściany i szybko chwyciłam wystający parapet. Podciągnęłam się na lekko skaleczonych dłoniach. Ustawiłam na gruncie i zaczęłam szybko biec wzdłuż tj cienkiej linii, Po chwili usłyszałam jak ktoś zeskoczył na wentylator nade mną. Śrubki uderzyły kilka stóp za mną, po chwili już wiedziałam że mnie ścigają. Nie jeden a kilku, cholera czemu nie mogę na spokojnie się ukrywać, czemu los wyskakuje mi z czymś takim dreszcz przebiegł mnie po prawej stronie i za mną. Spojrzałam w dół na dach budynku niżej raz kozi śmierć. Skoczyłam, zdążyli tylko musnąć moją bluzę. dłonie ułożyłam w trójkąt, przymknęłam oczy i się skupiam na jednej czynności. Po chwili wszelki głosy ucichły a ja cały czas spadałam. Uczepiłam się balkonu, było blisko, znów skoczyłam tym razem bliżej dachu nie muszę nie martwić o złamanie nogi, kiedy szykowałam powtórzyłam czynność z ułożeniem dłoni u z nów chałas fajerwerek uderzył w moje uszy, upadłam na dach budynku i lekko się poturlałam w bok uderzając o ścianę. Lekko oszołomiona wstałam i zaczęłam biec przeskakując pomiędzy budynkami po chwili znów usłyszałam kroki za sobą. NO DO JASNEJ CHOLERY NIE POTRAFIĄ ODPUŚCIĆ? Spokojnie, inaczej znów stracisz nad sobą kontrolę, zabijesz ich i nic nie będziesz pamiętać po terroru tej wariatki uwięzionej w twojej świadomości. Spokój i opanowanie, taka teraz muszę być Śmiertelnie spokojna i opanowana. Nie udało mi się do końca jej pozbyć ale może być, wystarczy że będę spokojna. Przed sobą spostrzegłam ogromną przestrzeń. Nie uda mi się do skoczyć. Ale mimo tych wątpliwości skoczyłam by po chwili zdać sobie sprawę że miałam rację. Wpadłam przez okno do apartamentu w słabej jakości. Wszędzie była pleśń i brud a mimo to ktoś tu pracował. Biegłam przez biuro przykuwając uwagą sprzątaczami. Kolorowe światła rozbłyskiwały. Schody, powoli schodziłam w dół czułam bul pod żebrami, kiedy dotykałam tego miejsca z bólem stwierdziłam że szkło wbiło mi się pod żebra. Zacisnęłam zęby i nie traciłam świętego spokoju. Ale i tak nie jestem nieśmiertelna dlatego już po chwili leżałam pół przytomna na schodach. Słyszałam jak krew ucieka z rany. Kap.. Kap.... Kap......... puk....Puk........PUK......PUK odgłosy butów się zbliżały a ja nie miałam już siły nawet na zatrzymanie czasu. Więc oddałam się ciemności. Jakieś głosy wokół mnie.

Jeste....jestem Denaris....- tylko tyle udało mi się powiedzieć.

C.D.N

CZAROWNICA córka SzatanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz