Rozdział 12

74 3 1
                                    

Przemyślałam sobie wszystko na spokojnie. Te wyścigi, życie w Szanghaju, uczelnia i ludzie. To chyba było za dużo jak na tak krótki czas, potrzebowałam chwili oddechu, spokoju, a z własnej woli rzuciłam się na głęboką wodę nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Ale no nic. Powiedziało się A to czas powiedzieć B.

Dzisiaj postanowiłam nie kłócić się z nikim na uczelni, nie pokazywać swojej wrednej natury, tylko przeżyć chociaż jeden dzień na luzie. Ale czy to jest możliwe gdy dwa dni wcześniej przyjeżdża po Ciebie jakiś typek sportowym samochodem i zabiera w nieznane? Ponadto tym kimś okazuje się wnuczek członka federacji wyścigowej, a uniwersytecki chat trzeszczy od tego przez cały weekend? To może być trudne wyzwanie. Ale jestem Polką, a my lubimy takie wyzwania. A jeszcze zostaje sprawa tego feralnego jokera. Pomijając, że dalej do końca nie mam pojęcia co to jest,  tym bardziej jak się w to gra. Gdy zadzwoniłam do swoich polskich znajomych z zapytaniem na temat tej gry, wyśmiali mnie tylko i stwierdzili że „ Czego Ci Chińczycy nie wymyślą" i zmienili temat i tak przegadaliśmy pół dnia.
Chyba zostało mi przyjąć porażkę na klatę i jakoś przecierpieć tego brydża czy co to tam było.

Wchodząc na uczelnię zobaczyłam, że wzrok większości osób jest zwrócony w moją stronę. Oho zapowiada się ciekawy dzień. Starając się przyspieszyć krok ruszyłam pod salę wykładowczą standardowo już wpadając w czyjeś ramiona. Tym kimś okazał się Chiński James Potter - nawet nie pamiętam jak miał na imię, no cóż ale nie ważne. Warknęłam pod nosem coś co miało brzmieć jak przeprosiny, ale ten chwycił mnie tylko mocniej za rękę i zaqczął rozmowę.
- słuchaj Magda chciałem cię przeprosić w imieniu swoim i Si za całą tą sytuację w jego domu  i za telefon, on nie jest taki zły, po prostu pogubił się w życiu... jak go poznasz to nawet da się lubić. Zaśmiał się nerwowo.
- Wiesz co Potter, mam to gdzieś. Miło z twojej strony, że przepraszasz, ale to on powinien to zrobić, a nie wysyłać cnotkę, ty i twoi koledzy w tym wypadku jesteście najmniej winni. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak to jest porzucić całe swoje dotychczasowe życie na rzecz jakiegoś głupiego wyjazdu na drugi koniec świata, nie wiesz jak to jest gdy praktycznie nie masz do kogo otworzyć buzi i szczerze porozmawiać, bo twoi przyjaciele zostali tam gdzie ty też powinieneś być, także nie mów mi, że ten ananas jest niewinny i naprawdę żałuje, bo szybciej mi kaktus na ręku wyrośnie niż w to uwierzę. Jeśli jeszcze raz usłyszę coś na jego temat to już nie będę miła. Proszę o nie zbliżanie się do mnie, chyba, że w sprawie tego durnego brydża. Dziękuje za uwagę, do nie miłego zobaczenia.
- Nie mam na imię Potter tylko XiMen, nie jestem taki płytki za jakiego mnie bierzesz,jeśli tak chcesz to proszę bardzo. Twoje wyzwanie rozpocznie się w przyszły wtorek. Mam nadzieję, że wiesz chociaż jak się używa kart. Do zobaczenia „Lily"

Prychnęłam tylko na jego odpowiedź. Wyjęłam pospiesznie telefon, odszukałam w kontaktach numer Ung'a i napisałam krótką wiadomość.
[ potrzebuję pomocy, mam nadzieję, że orientujesz się w grach karcianych wezwij kogo trzeba, najlepiej, żeby to było dzisiaj wieczorem, odwdzięczę się ]
Na odpowiedź zwrotną nie musiałam długo czekać. Chłopak napisał, że wszystko załatwi i mam się zjawić w padoku o 15:30. Uśmiechnęłam się tylko na jego wiadomość, zadowolona, że jak na razie nie jestem na mocno przegranej pozycji.

Po zajęciach od razu udałam się w stronę umówionego miejsca, po drodze wstąpiłam do restauracji mamy, wzięłam ze sobą coś do jedzenia dla mnie i dla chłopaków. Nich się cieszą dzieci, w końcu mi pomogą to i ja się im odwdzięczę, a poza tym wyglądają jak niedożywione patyczaki, a jak wiadomo każdy Polak lubi jeść, wiec jeśli zadają się ze mną to też muszą jeść.
Na miejsce dotarłam chwilę przed czasem, chodziłam po padoku szukając żywego ducha, ale o dziwo nikogo nie było. Przechodząc obok mojego boksu usłyszałam jakieś podniesione głosy i śmiechy, udałam się wiec w tamtą stronę. Wchodząc pewnym krokiem zobaczyłam rozstawione stoły przykryte zielonymi obrusami, wyglądającymi jakby były zabrane z kasyna i chyba ze dwadzieścia osób. Na ich czele stał Ung ze swoim dziadkiem który uśmiechał się do mnie serdecznie.

- witaj drogie dziecko, mój wnuczek mówił, że wpadłaś w tarapaty i jest Ci niezwłocznie potrzebna pomoc. Wiem, że czasami lubi przykoloryzować, ale o dziwo był bardzo rozemocjonowany, także opowiadaj co się stało i nie traćmy czasu. 

- Na mojej uczelni jest grupka chłopaków..... zaczęłam.

- No nie gadaj, że Ci się podoba jeden z nich, bo ukręcę Ci głowę Maggie, ja tu stawiam połowę Szanghaju, jak nie cały, a ty mi tu o jakichś romansach mówisz. Ung jak zwykle wpadł w słowotok, nie miałam nawet jak mu przerwać.

- chłopie, stop, stop. Nie podoba mi się żaden z nich, to raz. dwa wpadłam w tarapaty związane z nimi. Mianowicie pierwszego dnia gdy zaczynałam zajęcia wpadłam na jednego z nich, zrobili wokół siebie wielkie zamieszanie, wypadł mi telefon i dekiel mi go zdeptał. Ja nie daję sobie w kaszę dmuchać, więc od razu powiedziałam co mi leżało na wątrobie i kazałam odkupić mu mój telefon, ale widocznie jego duma mu na to nie pozwoliła i doszło do naszego sporu. 

- tak zaczynają się historie miłosne - dodał swoje trzy grosze dziadek Ming.

- oj błagam, ananasowy łeb nawet nie jest przystojny...

- Pomożecie mi czy mam szukać kogoś innego? lub od razu pakować torby i wracać do Polski?

- już dobrze dziecko, mów w czym mamy Ci pomóc i nie marnujmy czasu, bo czeka na Ciebie jeszcze trening, niedługo zaczyna się sezon. 

- ta grupka to F4. Panowie są podobno niezniszczalni  w brydża i nie da się ich pokonać, a moje wyzwanie właśnie wiąże się z tą cholerną grą. Mam z nimi zagrać, ale ja nawet nie wiem co to kurka jest. Całe życie myślałam, że to jest gra z użyciem koni i tych śmiesznych kijków.

- To krykiet głupku. zażartował Ung, Dobrze, że mam szósty zmysł i zaprosiłem na dzisiejsze spotkanie kilka osób od gier i jest tam mój znajomy który potrafi ograć każdego właśnie w brydżu. 

- ratujesz mi życie wiewiórko, wiszę Ci obiad w restauracji mojej mamy. Przytuliłam chłopaka o mały włos nie płacząc.

Ruszyliśmy w stronę najbliższych stolików uprzednio witając się ze wszystkimi. Moi przyjaciele i trenerzy którzy na co dzień pomagali mi przygotowywać się do wyścigów dzisiaj byli ubrani w ciemne garnitury, obok nich stały osoby które widziałam pierwszy raz w życiu. Zapewne to ci o których mówił chłopak kilka minut wcześniej. 

Zasiedliśmy do najbliższego stolika a pan Ming dłonią przywołał jednego z nowych członków teamu. 

-Marco musisz nauczyć nas grać w brydża na poziomie mistrzowskim w trzy dni, mamy misję do wypełnienia. Powiedział poważnie najstarszy z rodu.

- Zrobię co w mojej mocy, aby podołać temu zadaniu. Powiedział te słowa z poważnym wyrazem twarzy

- Płacę najlepszymi ciasteczkami jakie mogłeś kiedykolwiek zjeść. powiedziałąm z lekkim uśmiechem. Kurde chłopak miał to coś w sobie, zdecydowanie jego rysy twarzy nie wskazywały na to aby był z pochodzenia Chińczykiem.

Przed rozpoczęciem nauki rozdałam zawinięte ciasteczka chłopakom, aby w trakcie mieli co przewkąsić, oni wdzięcznie uśmiechali się i kiwali głowami dziękując.

Siedzieliśmy i graliśmy już kilka godzin, mój mózg zaczął przestawać rozróżniać numery kart,  walczyłam ze snem, ale byłam nieugięta. Nie dam się tak łatwo grupo F4!. Nie wiecie jeszcze z kim macie do czynienia. Z taką myślą i z nowym zapałem kontynuowałąm grę.


Moja historia / Meteor gardenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz