rozdział 6

56 3 0
                                    

Dziewczyna nagle usiadła i krzyknęła. Miała koszmar. Myślała że to koszmar. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała na jakiejś kanapie na przeciw kominka. Była już noc. Coś poruszyło się obok kominka. Brunetka przypatrzyla się dokładniej.
To wąż. Kuźwa, to wąż! Gdzie ja jestem? przeraziła się. Rozmyślała nad ostatnimi wydarzeniami które pamięta.
Pocałunek Syriusza zaruminiła się na samą myśl. Od razu to odegnała i przypominała sobie, co było dalej.

WSPOMNIENIE ANNIE
Wyszła z Trzech Mioteł. W Hogsmeade panował już bój. Czarownicy, czarownice i aurorzy walczyli ze Śmierciożercami. To tu to tam strzelały jakieś klątwy. Dziewczyna więcej nie myśląc ruszyła w bój. Walczyła z trzema Śmierciożercami, o dziwo nie przegrywała. Sami Śmierciożercy byli zdziwieni że 14 latka tak zwinnie omija ataki trzech Śmierciożerców. Gdy z nimi skończyła zobaczyła burze czarnych loków. Wiedziała kto to jest. Bellatrix Lestrange, niegdyś Black. Szła w stronę Annie z groźnym uśmiechem na twarzy. Powiedziała:
- Ho,Ho, Ho kogo tu mamy? Nasza pyskata Gryfonka. Pamiętam cię, sprzed czterech lat, w lochach.
- Nie miło cię widzieć, Bellatrix.
- Opowiadałam o tobie Czarnemu Panu. Spodobałaś mu się, choć dla mnie lepiej by było cię zabić... Ale podporządkuje się woli Czarnego Pana.
- Nigdy nie wstąpię w jego szeregi, rozumiesz, idiotko?!
- Nie pyskuj, Potter, nie chcesz wiedzieć, co Czarny Pan robi z taki jak ty. A teraz... Crucio!
- Aaa!- krzyknęła. Padła na ziemię, udając że niby coś ją boli, tak naprawdę nic nie czuje. Była nieśmiertelna. Lestrange podeszła do Brunetki, złapała za jej ramię i się teleportowały. Annie usłyszała za sobą krzyk swojego chłopaka:
- Nieeeeeeee!
Zemdlała.

NARRACJA TRZECIOOSOBOWA
Annie rozmyślając o ostatnich wydarzeniach nie zauważyła węża skradającego się do niej. Wślizgnął się po kanapie i owinął się na Gryfonce. Dopiero teraz Annie spostrzegła węża, a dokładniej poczuła. Rozumiała mowę węża.
- Witaj, jestem Nagini. Uprzedzę twoje pytanie: jesteś w tajnej bazie Toma Riddla znanego również jako Lorda Voldemorta.
- C-co?
- Tak, tak, tak. Uprzedzę również twoje drugie pytanie: rozumiesz mnie ponieważ Salazar Slytherin obdarował cię darem wężomowy.
- Wow... Niezła jesteś.
- Wiem.
- Mam jeszcze jedno pytanie.
- Mów śmiało.
- Co ja tu właściwie robię?
- Tom wyczuł że jesteś kimś więcej niż zwykłą czarownicą. I teraz mówię poważnie. Znam Toma jak nikt inny, nie mówię tak po to żebyś wstąpiła w jego szeregi. Raczej cię ostrzegam.
- Ostrzegasz?
- Tak. Nie wstępuj do jego armi. To się dla ciebie i twoich bliskich się źle skończy. Masz dar wampirów, możesz przewidywać przyszłość. Spokojnie możesz zobaczyć przyszłość. Ale nie teraz. Nie tutaj.
- A gdzie moja różdżka?
- Poważnie? Przecież to oczywiste że Tom kazał cię rozbroić i uniemożliwił ci używanie tu mocy. Nie chciał mieć niemiłych "niespodzianek".
- Ile tu leżę?
- Jakieś... 3 dni?
- Trzy dni?!
- Tom zakazał cię budzić. Powiedział: sama musi się wybudzić.
W tym momencie ktoś otworzył drzwi. Pojawił się nie kto inny jak Lucjusz Malfoy. Annie już dawno podejrzewała że jest jednym z nich.
- O świetnie, obudziłaś się. Czarny Pan oczekuje cię.
Nagini ześlizgneła się z brunetki i powiedziała:
- Idź, idź, tylko nie wstępuj w jego szeregi. Powodzenia.
- Do zobaczenia, Nagini, mam nadzieję że się jeszcze zobaczymy.
- Nie martw się, zobaczysz Jeszcze mnie.
Dziewczyna pomachała weżycy na pożegnanie i wyszła za Malfoyem. Szli przez ciemne korytarze, milcząc. Weszli do wielkiej sali z długim stołem. Po bokach stołu siedzieli ludzie ubrani w czarne szaty z kapturami, Śmierciożercy. Na samym końcu siedział... Voldemort. Brunetka, jak na Gryfonkę przystało, spokojnie weszła do sali i ustała na przeciwko lorda. Łobuzersko się uśmiechnął.
- Witaj, Annie...
- Przepraszam, Anne.- przerwała mu. Poczuła w sobie niesamowitą odwagę.
- Hmm, jesteś bardzo odważna. Niech będzie, Anne...- spojrzał na swoich podwładnych. - wyjdźcie stąd, ale mówię, już. Wszyscy.
Posłusznie opuścili salę.
- To co tam chciałeś, Voldziu?
- Voldziu?- zirytował się Voldemort.
- O boże, ja to powiedziałam? Sorki, myślałam że to pomyślałam.
- Do rzeczy... Albo nie, pytanie jedno mam. Wolisz rozmawiać z Lordem Voldemortem czy Tomem Riddlem?
- Znaczy chyba i tak czy siak rozmawiam z jedną i tą samą osobą, więc...
- Czyli Tom.- odwrócił się, a potem zwrócił głowę do Annie. Tylko teraz nie była łysa, biała, stara i bez nosa tylko młoda, przystojna głowa nastolatka. To nie był Voldemort którego widziała w Prorku i przed chwilą. To był... To był ktoś zupełnie inny.
- Wracając, kilka lat temu poczułem że uaktywniłaś swoje moce. Wiem o przepowiedni i twoim spotkaniu z założycielami szkoły.
- Co? Jaka przepowiednia?
- Czyżby Stary Drops  nie powiedział ci o przepowiedni? To ja ci powiem. A raczej pokaże.
I żucił na stół przed Annie pergamin. Przeczytała:

Dziewczyna przybędzie czasu pewnego,
By położyć kres człowieka podłego.
Godryk da jej siłę,
Salazar sprytu żyłę,
Rovena mądrość przekaże,
A Helga miłości róże.
Owa będzie nosić cząstkę w sobie,
Wampira, wilkołaka, demona i upadłego.
By wszystkiemu przywrócić dobro,
Tak się stanie.

Na tym przepowiednia się kończyła. Przeczytała ją jeszcze kilka razy aby dobrze zrozumieć przepowiednie. Skończywszy, wytrzeszczyła oczy na Toma. Riddle patrzył na nią jakimś dziwnym wzrokiem. Ani złym ani dobrym... Brunetka powiedziała:
- Jak się domyśliłeś?
- Czego?
- Że jestem tą dziewczyną z przepowiedni.
- A to... ktoś mi w tym pomógł... Nie ważne. Mam jedno pytanie...
- Oo, zaczyna się.
- Co?
- Nie ważne. Mów.
- Jesteś odważna, mądra i sprytna, potrzeba mi takich ludzi, dołącz do nas.
- Mówiłam.
- Że co?
- A nic, nic, tak mówię. Chyba wiesz co powiem, Voldek.
- Ja pierdziele, nie nazywaj mnie tak!
- Oj, Voldek, wiesz że nie możesz mi nic nie zrobisz. Jeśli dowiedziałeś się wszystkiego o mnie i mocy powinieneś wiedzieć jedno.
- Co?
- Że jestem nieśmiertelna, żadna Avada czy nuż w plecy mnie nie zabije. Tylko ja sama mogę się zabić. Teraz musi być ci łyso.
- Grrr...
- A i jeszcze jedna rzecz. A dokładniej dwie. Nigdy, ale to nigdy, nie wstąpię w twoje szeregi. I... Zaraz zniknę.
- Co, kurwa?
- Bum!- i zniknęła. Niby jest dopiero w czwartej klasie i nie powinna umieć się teleportować ale będąc w pierwszej klasie na lekcjach u księcia Christophera, nauczyła się teleportacji. Książę uczył ją że to jedna z podstawowych mocy wampirów, a ministerstwo nie musi wiedzieć.
Pierwsze o czym pomyślała były błonia. Dlatego tam właśnie się pojawiła. I to był błąd. Była właśnie pełnia. Brunetka pojawiła się dosyć blisko Zakazanego Lasu. Zapomniała, że jej chłopak był wilkołakiem. Usłyszała za sobą chrząst włamujących się patyków. Odwróciła się powoli a przed nią stał... Wilkołak. Brunetka stała jak wryta ale szybko się obudziła i zmieniła się w lisa polarnego. Pobiegła w stronę Zakazanego Lasu aby zagnać tam Lupina. Oczywiście, pobiegł za nią. Biegła tam i z powrotem aż wilkołak sobie odpuścił i pobiegł w głąb zakazanego lasu. Dziewczyn odwróciła głowę za nim a potem pędziła do zamku. Zapomniała przemienić się w człowieka i biegła przez korytarze dalej w postaci lisa polarnego. Dobiegła do gabinetu dyrektora i w końcu się przemieniła. Zaczęła walić w drzwi profesora, ponieważ nie znała hasła. Wkońcu otworzył jej dryrektor w szacie do spania. Uśmiechnął się na widok dziewczyny i zapytał:
- Jak było?

Ciąg  dalszy nastąpi...

Panno Potter ? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz