"Barman dostawał setkę za to, że lód był zimny."

610 13 0
                                    

Według Henry'ego Hill'a lepiej było zostać gangsterem niż prezydentem Stanów Zjednoczonych. Natomiast Azazel Verasco twierdził, że kiedyś było po prostu łatwiej pierdolić głupoty i w nie wierzyć. 

Wszystko było wtedy łatwiejsze. 

Azazel lubił nazywać chłopców z ferajny gangsterami, pewnie dlatego tak zbrzydło mu to słowo.  Nie sądził, że światu potrzeba kolejnego synonimu, aby określić idiotę. O ile pod niewieloma względami szanował tradycje La Cosa Nostry, tak nie miał zbyt wielkiego szacunku wobec jej członków oraz pozostałych organizacji rozprzestrzeniających się po świecie. Natomiast szacunek Azazela, żeby dobrze to ująć... był jak K2 zimą. Trudny do zdobycia to niedopowiedzenie. Zresztą, dla Azazela prawdziwa mafia to włoski interes. Więzy krwi, zasady, tradycja. Szanował te wartości, czerpał przyjemność z prowadzenia interesów z Włochami. Do określenia mafia przywiązywał odrobinę większą wagę i nie nazywał wielu organizacji tym mianem.                        Oni przynajmniej mieli styl. Pogrzeby capo transmitowała włoska telewizja, a samą uroczystość eskortowała policja. Rzadko można było podziwiać tak elegancką zuchwałość i bezczelność.

Natomiast amerykańscy chłopcy? Ciężko było obserwować ich poczynania bez zażenowania. Obnosili się bronią, chwalili trupami. Policja zbierała na nich magazyny teczek dowodowych. Nie było to trudne, gdy chłopcy lubili, gdy ich dziewczyny było widać, a tym bardziej słychać. A dwuznaczny charakter tych słów, odnosi się do obu przypadków.  Działania podejmowane bez rozsądku z dziecinną bezmyślnością. Azazel nie mógł znieść ich widoku.                                      Gangsterzy... uważał to słowo za silnie obraźliwe. Zawsze mieli łatwiej. Nie musieli się zmagać z policją, wydziałami narkotykowymi, podsłuchami, kamerami... a i tak wszystko  zjebali. Zbyt leniwi, żeby się postarać. Mieli wszystko podane na srebrnej tacy, zaraz koło kreski koksu. 

Szajki przestępcze rządziły wszystkim.  A każdy schodził z drogi chłopcom z pistoletami, w przeciwnym wypadku schodził z tego świata. Kiedyś czyjeś zniknięcie było zamiatane pod dywan. Wystarczyła łopata i płytki grób w lesie, dzisiaj potrzeba odrobiny pomysłowości i fantazji, aby zabić człowieka i chodzić na wolno po ulicach. Oczywiście nic nie było niemożliwe, było jedynie trudniejsze. Wymagało inteligentnych rozgrywek, gry pozorów i wybitnego umysłu. Kiedyś było łatwiej, ale to, czego byliśmy świadkami nie miało w sobie za grosz klasy. Wystarczyło dać człowiekowi odrobinę władzy, kilka ukłonów i klamkę, aby pomyślał, że jest bogiem. Dlatego też chłopcy nie chcieli się starać. Wszystko przychodziło tak po prostu. Przeświadczeni o swojej potędze, popełniali najgłupsze błędy, a co sprytniejsi byli przekrzykiwani przez głupców. Tak wyglądał ten świat. Bez pomysłu. Robić, nie myśleć. 

Działalność Azazela wymagała większych pokładów wysublimowania.

Nigdy nie byli mafią, nigdy nie byli gangsterami.

Rządzili miastem, krajem i kawałkiem świata. Tylko dlatego, że Azazel Verasco pracował ciężej od diabła.

I niech Bóg trzyma w opiece tych, którzy spróbują podważyć te słowa.

FIRST || BRACIA VERASCO: TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz