Rozdział 6 - Krewetki tygrysie, nie są z tygrysa.

233 8 0
                                    

- Niech Bóg ci wynagrodzi w dzieciach!

Roześmiałam się głośno, gdy Amy przeniosła ostatnią zabawkę Georga ze swojego mieszkania do mojego. Mali oglądająca telewizje patrzyła spod byka na chłopca, który zadawał jej pytania w stylu "Co oglądasz?", "Dlaczego to oglądasz?", "Włączysz bajki? Obejrzymy Trolle?".                            Zapowiadał się cholernie długi dzień.

- Zostawiam ci klucze od mieszkania w razie czego. I jeszcze raz dziękuję, Lorelai. Ratujesz mi tyłek.

Machnęłam tylko ręką.

- Przestań. Leć do pracy, będę dzwonić jak się będzie coś działo.

Pożegnałyśmy się z Amy, po czym usiadłam na ziemi i wyciągnęłam puzzle z torby z zabawkami. Wysypałam je na ziemie i zaczęłam układać. George od razu podbiegł do mnie, a następnie zaczął koordynować procesem układania puzzli. Cieszyłam się, że udało mi się go czymś zaciekawić, bo bałam się, że Mali była gotowa wszcząć wojnę o pilota, do którego chciał się dorwać chłopiec. Popołudnie zatem minęło nam całkiem miło, gdyż George bawił się ze mną swoimi zabawkami a Mali musiała gdzieś wyskoczyć, aby załatwić parę "swoich spraw". Syn Amy był naprawdę grzecznym i bezproblemowym dzieckiem. Zrobiłam na szybko lasagne, gdy George oglądał bajkę. A po obiedzie poszliśmy na spacer do parku i na lody. Widok chłopca ubrudzonego w każdym możliwym miejscu czekoladą, roztapiał moje serce. W ogóle przebywanie z Georgem było cudownym doświadczeniem. Mam dwadzieścia sześć lat i w sumie mogłabym już mieć dzieci. Teraz jestem gotowa, w przeciwieństwie do dziewiętnastoletniej mnie. Duży dom z ogrodem, w którym mogłyby się bawić. Nie zdecydowałabym się na jedno dziecko jak moi rodzice. Chciałabym mieć kilkoro.

Ale moją zmyśloną sielankę psuł brak jednego elementu w moim życiu - partner do produkcji małych potomków. Jako niepoprawna romantyczka szukałam iskry w oczach przyszłego kandydata i napięcia seksualnego między nami. Powoli zaczynałam się obawiać, że marzenia o dzieciach będę musiała zastąpić kolekcją zwierząt. Moje wymagania jeszcze trzymały się wysokich progów. Ale kiedy skończę trzydziestkę, a na horyzoncie nie pojawi się, żaden odpowiedni kandydat, obniżę je o wiele stopni.

 Jednak czas miał pokazać, że staropanieństwo na pewno mi nie grozi.

Siedziałam na ławeczce i pochłaniałam swoje lody truskawkowe, gdy George bawił się na placu zabaw z innymi dziećmi. Mój spokój ducha zrujnowała Mali, która niczym zjawa zmaterializowała się obok mnie na ławce. Podskoczyłam przestraszona z sercem w gardle, gdy ona rozsiadała się wygodnie. Jej szafirowe oczy ukryte za ciemnymi okularami słonecznymi, jak zawsze bacznie obserwowały otoczenie.

Paranoiczka.

- Nie mówiłam ci gdzie jesteśmy - stwierdziłam, na co wzruszyła tylko ramionami. 

Podejrzewam już od jakiegoś czasu, że ta wariatka zainstalowała mi jakiegoś chipa w telefonie. Siedziałyśmy tak chwilę w ciszy obserwując jak George bawi się i przewraca w piaskownicy. Odwróciłam wzrok od placu zabaw i zaczęłam natrętnie przyglądać się przyjaciółce. Ona natomiast nie odrywała wzroku od dziecka. 

- Co? - mruknęła ze świadomością, że czegoś od niej chcę. 

- Skąd wiedziałaś, że w tym barze sprzedają nieletnim?

Mali chwilę się zastanawiała nad odpowiedzią. Z dużym prawdopodobieństwem wymyślała właśnie jakieś przekonujące kłamstwo. 

- Znałam dwie dziewczyny, które siedziały przy oknie z piwem. Nie miały dwudziestu jeden lat.

- Przecież ty nikogo nie znasz poza mną.

Kącik jej ust uniósł się ku górze.

- Lorelai, znam wielu ludzi.

FIRST || BRACIA VERASCO: TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz