Rozdział 9 - Egzamin, na który się nie przygotowałam.

330 13 2
                                    

Gdy mężczyzna w czerni otworzył dla mnie drzwi Porshe, uderzył we mnie zapach intensywnych perfum, drewna i skórzanej tapicerki. Mimowolnie zaciągałam się tym boskim zapachem o kilka sekund za długo.

Opamiętałam się i pełna wątpliwości zajęłam miejsce z tyłu zaraz obok mężczyzny, którego spotkałam dwa dni temu w restauracji. Wpatrywał się we mnie bystrym, przenikliwym spojrzeniem. Zajęłam spokojnie miejsce, zachowując przy okazji jak największy dystans między nami. Od przednich siedzeń, które zajęli Hugo oraz Gabriel oddzielał nas czarny pulpit, który umieszcza się w limuzynach. Najwidoczniej samochód został przerobiony. Przyciemniane szyby sprawiały, że wnętrze było ciemne i ponure. Delikatnie przestrzeń rozjaśniały kremowe fotele. W powietrzu unosił się zapach bardzo drogich perfum Azazela. Miały w sobie nuty bergamotki. Były przepiękne. Pragnęłam, żeby moje ubrania przesiąkły tą cudowną wonią. Azazel wpatrywał się we mnie z cieniem uśmiechu na ustach. Ale tylko z jego cieniem. Żaden wyraźniejszy wyraz nie formułował się na jego wykutej z kamienia twarzy.  Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, będąc ciągle pod jego baczną obserwacją. Wsunęłam kosmyk włosów za ucho i postanowiłam przerwać krępującą ciszę.

- Więc... dlaczego mnie śledzisz? - zapytałam niepewnie. Zaczęło mnie skręcać w żołądku z nerwów. Mężczyzna przechylił delikatnie głowę i nieznacznie zmrużył oczy.

- Nie śledziłem cię, Lorelai - zaprzeczył pewnie i zamilkł na kilka długich sekund. Już obawiałam się, że zostawi mnie z tą niedorzeczną odpowiedzią. - Moi pracownicy cię obserwowali, zgodnie z moim poleceniem.

- Tak - przedłużyłam delikatnie samogłoskę i zgodziłam się kiwając głową. - W jakim celu?

- Ponieważ mam kilka wątpliwości. 

Zmarszczyłam brwi zmieszana.

- Odnośnie?

- Ciebie.

Zrobiło mi się duszno. Kiedy człowiek pokroju Azazela ma co do ciebie wątpliwości, nie wróży to niczego dobrego. Mężczyzna przeszywał mnie wzrokiem, uwodził zapachem, przyciągał swoją elegancją. Był surowy. Ależ jak mi się to podobało. Pociągało. Znałam emocjonalnych mężczyzn, zabawnych mężczyzn a nawet tych głupkowatych. Azazel był poważnym facetem. Bardzo opanowanym i subtelnym. Nie wykonywał niepotrzebnych gestów, nie pokazywał zbędnych emocji. Jego postawa i zachowanie były esencją klasy i elegancji. A także nie zwiastowały niczego pozytywnego.

- Lorelai, chciałem się z tobą spotkać, ponieważ mam kilka pytań, na które nie jestem w stanie znaleźć odpowiedzi sam.

- Nie rozumiem - pokręciłam głową.

Azazel wwiercał przenikliwe spojrzenie w moje oczy, jakby za ich pośrednictwem miał dotrzeć do samej duszy. Siedział swobodnie. Z założoną nogą na udzie, brodą opartą na dłoni. Był ubrany w ciemny garnitur. Na szyi miał idealnie zawiązany krawat. A poszetka była w tym samym odcieniu ciemnej koszuli. Wyglądał jak pierdolony właściciel banku, kasyna i doliny krzemowej. 

- Naprawdę nie rozumiem. Całej tej sytuacji - wymachnęłam ręką gestykulując "całość". -  Nie mam pojęcia kim jesteś. Poznaliśmy się w restauracji, w niedzielę i zakładałam, że więcej się nie zobaczymy. Dlaczego masz jakikolwiek wątpliwości po spotkaniu ze mną?

Azazel pokiwał delikatnie głową. Przetarł dłonią usta i zmienił swoją pozycję, przybliżając się delikatnie w moją stronę.

- Dlatego że widzę bardzo niewielkie prawdopodobieństwo naszego przypadkowego spotkania. A znam wielu ludzi, którzy bardzo pożądaliby takowego.

FIRST || BRACIA VERASCO: TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz