ROZDZIAŁ III

251 19 2
                                    

Przez ostatnie kilka dni miałam dziwne wrażenie, że James nieustannie na mnie spogląda. Posyłał w moją stronę uśmieszki i kilka razy próbował zagadać. Za namową Ashley ignorowałam go, co nie było trudnym zadaniem.

Dziś po raz pierwszy od sytuacji w parku zobaczyłam Aidena. Nie pokazywał się w szkole, przez co na korytarzach mówiono tylko o tym, dlaczego go nie było. Ludzie mieli naprawdę chore pomysły i wymyślali przeróżne plotki, które nie miały nawet sensu.

-Meave - zwróciła się do mnie Ashley, która aktualnie poprawiała swój makijaż przeglądając się w aparacie swojego telefonu - Johnson zaprosił nas do siebie.

-Mnie też? - zdziwiłam się, bo Marcusa znałam jedynie z opowieści rudowłosej.

-Chce cię poznać - uśmiechnęła się - Aiden też będzie.

Nie wiedziałam, czy to był dobry pomysł. Tak naprawdę nie znałam zbyt dobrze żadnego z nich. Ashley widząc moją niepewność zaczęła mnie namawiać. Po chwili zgodziłam się mając dobre przeczucia.

***

Po szkole od razu skierowałam się do domu, aby zdążyć ze wszystkim przed spotkaniem u Marcusa. Umówiłam się z Ashley, że przyjedzie po mnie o siódmej i razem pojedziemy do Johnsona, bo niezbyt dobrze znałam miasto.

Po przekroczeniu progu domu od razu skierowałam się do kuchni, gdzie byli już moi rodzice. Przywitałam się z nimi, nałożyłam na talerz obiad i usiadłam przy stole.

-Dziś wieczorem wychodzę - oznajmiłam wpychając do ust ogromny kawałek ziemniaka - razem z Ashley jedziemy do jej znajomych.

-Impreza? - spytała lekko przestraszona mama.

-Nie, zwykłe spotkanie. Będzie nas czwórka.

Kobieta kiwnęła głową oddychając z ulgą. Zaczęłam się jej przyglądać, bo zwyczajnie lubiłam to robić. Amanda Salvatore była naprawdę piękną kobietą, po której odziedziczyłam duże brązowe oczy. Miała blond włosy sięgające do ramion i niewielką bliznę przy dolnej wardze, którą ma od dzieciństwa. Spadła ze schodów prosto na szklany stolik, który pokaleczył jej twarz. Wszystkie rany zagoiły się pozostawiając tę jedną. Z pewnością należała do osób niskich i drobnych, co nie oznaczało, że nie posiadała kobiecych kształtów. Była naprawdę piękna. Tak samo jak jej charakter. Ciepła i kochana osoba, dla której liczył się drugi człowiek. Zawsze stawiała szczęście innych ponad swoje i starała się pomóc jak umiała. Zawsze, gdy tego potrzebowałam słuchała tego, co mam do powiedzenia. Gdy widziała, że coś jest nie tak, nie pytała, a przytuliła i czekała aż będę gotowa na rozmowę. Była zdecydowanie zbyt dobra na ten świat.

Mój tata natomiast, David Salvatore, to wieczne dziecko. Uwielbia się śmiać i żartować. Mimo tragedii, która nas spotkała, nie stracił pogody ducha i na każdym kroku mnie rozwesela. Gdy trzeba jest konsekwentny i stanowczy, zwłaszcza jeśli chodzi o jakiekolwiek relacje z chłopakami. Mimo swojego wieku jest bardzo przystojny. Brązowe włosy z lekkimi przebłyskami siwizny i małe piwne oczy z drobnymi zmarszczkami w kącikach. Szeroki uśmiech, dołeczki w policzkach i oliwkowa cera. Swoją sylwetkę zawdzięcza częstym wizytom na siłowni oraz genom. Wysoki, barczysty mężczyzna, przez co zabawnie wygląda przy swojej żonie. Zdecydowanie urodę odziedziczyłam właśnie po nim. Jedynie oczy są wręcz identyczne jak u mamy.

***

Właśnie podjeżdżałyśmy pod średnich rozmiarów dom na przedmieściach. Jechałyśmy tu dobre pół godziny, które miło spędziłyśmy na rozmowie o wszystkim i o niczym. Wysiadłam z bordowego SUV-a Ashley i poczekałam aż ona również to zrobi.

THEY THINK THEY KNOW USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz