Rozdział 6

17 2 0
                                    

– Em, nic ci nie jest? Poznaj Ryana, kolegę Marco – Jess z szerokim uśmiechem na ustach wstała i podeszła do nas.

– Emily – mruknęłam, nie patrząc na mężczyznę.

– Ryan. Ale my się już przecież znamy – odparł swoim głębokim głosem.

Och, brzmiał dokładnie tak samo, jak pamiętałam. Tembr jego głosu poruszał każdą komórkę mojego ciała. Chociaż bardzo starałam się na niego nie patrzeć, podniosłam wzrok. Czarne oczy Ryana były wpatrzone w moją twarz. Szybkim spojrzeniem ogarnęłam całą jego sylwetkę, po to by na kilka sekund zatrzymać się na ustach, a potem z powrotem na jego oczach.

Tonęłam. Głębia jego spojrzenia zniewalała. W sekundzie poczułam fale gorąca napływające do mojego ciała. Spoconymi dłońmi nie mogłam utrzymać w ręce torebki. Nie wiedziałam, czy to w klubie jest tak parno, czy to ja cierpię na jakieś dziwne napady gorąca.

– Tak – wyszeptałam pod nosem, nie przerywając linii łączącej nasze spojrzenia.

Chciałam na niego patrzeć. Sycić wzrok jego przystojną twarzą, ogorzałą od słońca, z kilkudniowym zarostem.

– O, Em, nic nie mówiłaś. Skąd się znacie?

– Emily była razem z mężem w salonie, w którym pracuję. Oglądali samochody – wyjaśnił Ryan.

Cholera, James. Na wspomnienie o mężu gorąco, które odczuwałam zmieniło się w lodowaty strumień wyrzutów sumienia, spływający w dół po moim kręgosłupie. Powinnam wracać do domu, a nie stać tutaj i rozgadywać się. To był bardzo nieodpowiedni moment.

– Ja... – zająknęłam się. – Jess, przepraszam, ale ja naprawdę muszę już iść – zwróciłam się w stronę przyjaciółki. Zbliżyłam się do jej policzka i wycisnęłam na nim krótki pocałunek na pożegnanie. Odsunęłam się dwa kroki do tyłu, rzuciłam ostatnie spojrzenie na Ryana, odwróciłam się i uważając na to jak stawiam kroki, odeszłam.

Potrzebowałam powietrza. Chciałam odetchnąć. Musiałam się stąd wyrwać.

Los wyraźnie sobie ze mnie drwi.

Miałam spokojne życie. Nie mogę powiedzieć, że przyjemne, ale było w miarę spokojne. Pozbyłam się wszystkich marzeń, pragnień, potrzeb. Martwiłam się jedynie o to, w jakim nastroju James wróci do domu. A teraz?

Ryan. Jeden mężczyzna, jakich wielu, a poruszył jakąś strunę w moim sercu. Dotarł do miejsca, które myślałam, że umarło na zawsze.

Bałam się zmian. A zmiana moich uczuć to chyba najgorsza z możliwych.

Byłam już prawie na dworze, kiedy usłyszałam za sobą wołanie.

– Emily, poczekaj!

Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Ryan biegnie za mną. Poły jego skórzanej kurtki rozwiewały się na boki.

– Emily! – powiedział jeszcze raz, po czym złapał mnie za rękę, przytrzymując mnie w miejscu.

Poczułam ciepło w miejscu jego dłoni.

– Czego chcesz? Spieszę się – zapytałam, na siłę decydując się na szorstki ton. Nie mogłam pokazać słabości, nie mogłam go do siebie dopuścić, chociaż tak bardzo tego pragnęłam.

– Słuchaj, nie spodziewałem się, że jeszcze cię zobaczę. – Złapał mnie mocniej i delikatnie pogładził kciukiem miejsce na mojej dłoni. Ledwo zauważalnie.

– No i?

Ryan puścił moją rękę. Korzystając z tego, ruszyłam do przodu. Tak bardzo chciałam z nim zostać, porozmawiać, poznać go, ale nie mogłam. Powinność wygrywała z pragnieniami.

Nie mów nikomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz