Uczucia ukochanego mężczyzny

72 5 1
                                    

Uczucia są jak dobra wódka,
Gdy zaciska się gruby sznur,
Zapadła już kłódka,
Burzymy między nami mur,
Wśród trupów ta zgnilizna,
Nam to chyba szkodzi,
Wyspa dla nas jak mielizna,
Krew między ciałami chodzi,
Wszystko to wspaniała kawa,
Kształt serca przybrała chmura,
Ta moja zła sława,
I ta bezdenna dziura,
A wystarczy jedno cięcie,
W jej piękne ciało,
Nożem w czyste serce pchnięcie,
Bo ono tyle mi dawało,
Za czasów gdy nosiła mundurek,
Czułem się strasznie samotny,
Zaciskałem na rękach sznurek,
Stałem się bardzo markotny,
Podobno to miłości czar,
Co pożera wszystkich ludzi,
Od Boga wspaniały dar,
Człowieka z omamów budzi,
Ten ból wielce
Ludzi, co już go miało,
Jest zarazem podobno cudowny,
I tyle od życia się też brało,
W rzece spokojnie płynie woda,
Prawie tak jak me cierpienie,
Ciężka jak bryła lodu, płynie kłoda,
To wywołuje u mnie zdumienie,
Te świat to wielki brud,
Światłem życia jest pocałunek,
Ale otacza nas tylko ludzki smród,
To jak od najwyższego pakunek,
Na szybie twe imię malowane,
Co tylko stracisz, coś brał,
Twe ciało będzie dziś pochowane,
Straciłem co zawsze miał,
A było to w dolinie,
Gdzie zakwitły twe drzewa,
Przy tej wstrętnej melinie,
Gdzie skrzeczy tylko mewa,
Łez potok tylko moczy oczy,
Mieliśmy tak zostać w miłości,
Śmierć zdecydowanie jednak kroczy,
Dla mojej, cierpiącej złości,
Bo dla mnie to uczucie zostało,
I w dzień i w nocy chce w nie wejść,
Mimo, że kostucha przyjemności zabrało,
Nie mogę z tego stanu zejść,
Byłem przez ciebie wybrany,
Chciałbym Cię w ramiona porwać,
Po stokroć przez ciebie kochany,
A kata twojego dorwać,
Zdecydowanie idę powolnym krokiem,
Moje serce zemsty łaknące,
Nie mogę pogodzić się z wyrokiem,
Uczucia zewnętrzne takie kłamiące,
Zabije wszystkie stwory,
Choć ręce już zniszczone,
Napiszę dla ciebie epickie utwory,
Przez wieki będą poniszczone,
Bo kto o tobie zapomina,
To moje ostatnie zdanie,
Ten w duchu to przeklina,
Bo dla mnie zawsze będzie kochanie,
Spełnię wszystkie swoje powinności,
Choć jestem jeszcze młody,
Zginęłaś pełna niewinności,
Niczym morskiej fale wody,
Tak mi narząd przykazuje,
Patrzyłem jak unosisz się sobą,
Palec drogę pokazuje,
Powiedź tylko jeden raz,
Choć nie jesteś już tu,
Niech ujrzę twą piękną twarz,
Powiedź to chociaż mu,
Że nienawidzisz go wielce,
Takie piękne jest twe serce,
Bo kobieta co udobrucha,
A jest taka krucha,
Wskaże dla ciebie,
Gwiazdkę na niebie,
A koło niej też kwiatki,
Mogą być też bratki,
Bo siłę we mnie budujesz,
I na to właśnie zasługujesz,
Chce całować twe powieki,
I niech tak zostanie na wieki,
Choć w trumnie spoczywasz,
Wcale nie odpoczywasz,
Wróć do mnie ukochana miła,
Przecież Ty nigdy nie wątpiłaś,
Żoną mą zostań,
Na zawsze pozostań,
Kocham Cię i już,
Kupię Ci nawet bukiet róż,
List ten do ciebie piszę,
Zmieniam też w aparacie kliszę,
Chce Cię w tej chwili,
Bądź dla ciebie dziś mili,
Jadę do ciebie do cmentarnych bram,
Ale ze mnie wielki cham,
Bo zginęłaś w tym lesie,
I do tej pory wieś niesie,
Że w gąszczu drzew,
Rośnie na twe podobieństwo krzew,
Uzdrowił on już chorego,
Przywrócić do życia umarłego,
Jesteś po prostu wieczna,
Ale i niebezpieczna,
Bo twe serce tym wzrokiem,
A ich naiwność wyrokiem,
A gdy zginęłaś był maj,
A ten cudowny gaj,
Już, żeś do mnie wracała,
Ale jego, żeś spotkała,
Tego mężczyznę złego,
W sobie zadufanego,
Jego ręce Cię dorwały,
I do ciebie się dobierały dobierały,
Całował już twe usta,
Byłaś wtedy taka pusta,
Mogłaś ze mną zostać w całości,
Nie mielibyśmy zaległości,
Opierałaś mu się lecz on Cię dusił,
Swym spojrzeniem kusił,
Nie myślałaś wtedy, że będzie dobrze,
Oddałaś się kobrze,
Nie byłem wtedy z tobą,
A jak odnalazłem twe zwłoki - sobą,
To jedno co mnie dręczy - pytanie,
Co będzie jak noc nastanie,
Zawsze mówiłaś, że jestem zauroczony,
A ja byłem tą postawą uniesiony,
A teraz zostałem sam,
Pośród czterech ścian,
Zabiłem tego człowieka,
Nie drgnęła mi powieka,
A Ty cała we krwi zalana,
Nie będziesz przeze mnie zapomniana,
A teraz rok po twym odejściu jadę sam,
Właśnie tam,
Gdzie spoczywasz właśnie Ty,
Gdzie byliśmy szczęśliwi my,
Stąpam po ziemi tyle lat,
Aby dobrze już widzieć ten świat,
Nie mam lepszej świadomości,
W mym sercu mrok już gości,
Oddałem się przez ten czas swawoli,
Przecież to już tak nie boli,
Odwiedzić Cię jadę, muszę,
Inaczej naprzód nie ruszę,
Uwolniłaś me serce od mroku,
Od tego złudnego ludzi widoku,
Stałem się dobry i miły,
Kobiety by się o mnie miły,
Wysiadam już z pociągu mego,
Idę powoli do grobu twego,
Milczę jak widzę kwiatów burzę,
Ale może jeszcze się zmuszę,
Podchodzę jak najbliżej mogę,
Wpędzam mnie to w trwogę,
Padam na kolana,
Będę klęczeć chyba do rana,
Byłaś taka piękna za życia wśród nas,
W oddali słyszę bas,
To idzie kondukt,
Zna go każdy z nas,
Składają do grobu ciało,
I tyle się właśnie działo,
Niechętnie Cię opuszczam,
Tego bestialskiego czynu się dopuszczam,
Podchodzę do tam tej procesji,
Mam z sobie wiele ekspresji,
Ta osoba była już stara,
To była dla niej nocna mara,
A Ty odeszłaś tak młodo,
Ty wredna stara krowo,
Oddaj swe życie tej miłej mojej,
Rodzinnie i tak nie jest szkoda - twojej,
Płaczę, znowu ta rana,
Zostałaś sama,
Położę się obok ciebie,
Podziwiać będziemy gwiazdy na niebie,
Zostanę tutaj na zawsze miła,
Tyś ze mnie mężczyznę uczyniła.

Wiersze/Wierszyki/MiniaturkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz