Rozdzial II

143 9 0
                                    

***

W przedostatni dzień wakacji, podczas śniadania, do kuchni wleciały sowy niosące listy z
Hogwartu. Jak co roku mieli oni mieszane uczucia, bo w końcu ich laba, po raz kolejny miała się zakończyć.
Zaraz po posiłku, po uzgodnieniu wszystkiego z panią Weasley, deportowali się na ulicę Pokątną, gdzie musieli kupić nowe podręczniki i przybory. W międzyczasie Harry stwierdził, że
nowa szata i strój do Quidditcha również mu się przydadzą, bo z tamtych po prostu wyrósł. Potter chcąc, nie chcąc usłyszał rozmowę wujostwa, którzy rozmawiali o ich małych problemach finansowych. Mimo tego, że pan Weasley dostał o wiele lepszą posadę i jego zarobki również znacząco wzrosły, to jednak książki są niemałym wydatkiem, nie mówiąc już o potrzebnych przyborach i ubraniach, które Ronowi i Ginny również się przydadzą.
Widząc, że jego skrytka w banku Gringotta wciąż ma w sobie dużo (za dużo) galeonów, stwierdził, że z chęcią zrobi swoim przyjaciołom mały prezent w postaci strojów do Quidditcha.
W niemałym upale i tłoku ruszyli w stronę salonu Madame Malkin, gdzie ku ich radości nie było tłoku. Po swojej przymiarce, Harry po cichu poprosił szwaczkę, aby ta potajemnie zmierzyła również jego rudych przyjaciół, mówiąc jej, że ma to być dla nich niespodzianka. Sama pani Malkin tylko uśmiechnęła się zrozumiale, ciesząc się na większy zarobek. A kiedy po długim czasie oczekiwania w końcu mógł odebrać swoje zamówienie, Ron i Ginny byli strasznie zdziwieni, dlaczego Harry płaci taką sumę za dwa stroje.
Zielonooki, wziął torby i razem z nimi wyszedł ze sklepu, rzucając szybkie pożegnanie. Zaraz gdy wyszli przed sklep Harry przystanął i spojrzał na swoich przyjaciół z wielkim uśmiechem.
- Wybaczcie, ale ja waszych strojów nosić nie będę - powiedział, wręczając Ronowi jedną wielgachną siatę.
Ron i Ginny spojrzeli na siebie zdziwieni, posyłając pytający wzrok Harry'emu.
- Jakich strojów? – zapytała w końcu Ginny. Wzięła torbę od swojego brata i otworzyła ją, wyjmując z niej quidditchowy strój z pięknym godłem Gryffindoru na piersi. Zmarszczyła brwi i włożyła strój z powrotem.
- Nie mogę tego przyjąć - odpowiedziała tylko, wyciągając rękę z pakunkiem w stronę Pottera.
- Mam to w nosie, macie prezenty ode mnie i macie je przyjąć - stwierdził stanowczo brunet, odsuwając się od wyciągniętej ręki Gryfonki.
Harry, my naprawdę nie możemy przyjąć tych strojów - dodał zmieszany Ron, drapiąc się po głowie.
- Chciałem wam w jakiś sposób po prostu podziękować, a wiem, że wasze poprzednie stroje są już nieco znoszone.
W końcu po wielu namowach podziękowali Potterowi, jednak nie kryli swoich obaw przed swoją mamą, która po prostu może stwierdzić, że to zupełnie niepotrzebne,
- O nią się nie bójcie. Chyba mam na tyle dobry dar przekonywania, że uda mi się ją jakoś urobić - przyznał Harry i wymownie podniósł obie brwi, ruszając nimi parokrotnie.
Przyjaciele parsknęli serdecznym śmiechem, a Harry odetchnął z ulgą.
- Wiesz, jak zrobiłeś tę minę to trochę zacząłeś mi przypominać Malfoy'a - parsknął Ron klepiąc Gryfona po plecach.
Harry skrzywił się trochę, ponieważ ni stąd, ni zowąd, przypomniał mu się sen i to w jaki sposób musiał się pozbyć pewnego problemu, który go nawiedził tego ranka.
Od komentarzy uratowała go pewna brązowowłosa dziewczyna, która doskoczyła do nich, strasząc Rona, który z przerażoną miną spojrzał na Hermionę. Chciał wyraźnie coś powiedzieć, jednak dziewczyna uprzedziła jego długą tyranię na temat straszenia ludzi, całując go delikatnie w usta. Następnie podeszła do Pottera i uściskała go mocno, mówiąc, że bardzo cieszy się z jego widoku. Ginny była następna w kolejce i niedługo po ich uścisku, dziewczęta rozpoczęły rozmowę, której chłopcy pewnie by nawet nie zrozumieli.
Harry i Ron przewrócili tylko oczami i zgodnie ruszyli w stronę księgarni "Esy i Floresy", która była następna na ich dzisiejszej liście miejsc do odwiedzenia.
Gdy przeszli już połowę drogi dobiegły do nich dziewczyny, które wciąż żywo o czymś rozmawiały.
- Idziecie po książki, tak? - zapytała po chwili Hermiona lekko dysząc. Harry potwierdził głośno, a Ron tylko przytaknął, szukając listy książek po swoich kieszeniach.
- Na Merlina... to chyba jakiś żart! - stwierdziła Ginny, widząc parometrową kolejkę, która wychodziła aż za próg wejścia.
- No świetnie - jęknął Ron, wzdychając głęboko. - Trochę sobie tu postoimy.
Mieli wrażenie, że kolejka zamiast maleć wciąż rosła, a słońce, które namiętnie na nich padało potęgowało ich zirytowanie.
- Myślę, że zaraz się tutaj ugotujemy - powiedział nagle Harry, wycierając kropelki potu ze swojego czoła. - Idźcie proszę po jakieś lody, bo zaraz tutaj wyparujemy. Ja stawiam.
- Harry ma rację, jeżeli zaraz nie zjemy czegoś zimnego to dostaniemy udaru od środka - stwierdziła rzeczowo Hermiona i wzięła pieniądze, które dał jej Potter.
- Poradzisz sobie? Postaramy się szybko wrócić, ale chyba kolejka będzie tak samo długa jak tutaj - powiedział Ron, stając na palcach aby dostrzec cokolwiek znad zbiorowiska ludzi.
Harry pokiwał głową i kazał im już iść. W końcu im szybciej pójdą, tym szybciej wrócą z pysznie chłodnymi lodami.
Przyglądał się, jak jego przyjaciele oddalają się w stronę Lodziarni Floriana Fortecue's i westchnął.
Harry ostatnim czasem lubił być sam, co pozwalało mu pogrążać się w swoich myślach. Dzisiaj było to jednak trochę utrudnione ze względu na to, że mijani go ludzie zwracali na niego uwagę, pomimo tego, że tego ranka starał się ukryć swoją bliznę szczególnie mocno. Najwyraźniej z marnym skutkiem, stwierdził ponuro.
W zamyśleniu przyglądał się wystawie sklepowej, na której widniały lewitujące książki. I o ile Harry dobrze widział były to książki tej głupiej dziennikarki Skeeter. W pewnym momencie poczuł jak ktoś uderza w jego plecy całym naporem ciała i gdyby nie jego refleks, w tamtym momencie już by leżał na twardej ziemi. Zanim się obrócił, doleciał do niego zapach męskich perfum, a chwilę potem usłyszał głos, którego bardzo chciałby uniknąć. Jęknął w myślach powoli się odwracając.
- Jak ty chodzisz człowieku? Nie nauczono cię takiej prostej rzeczy? - prychnął Draco Malfoy do jakiegoś mężczyzny lekko po trzydziestce, który kulił się pod spojrzeniem młodego Ślizgona.
Harry przyglądał się tej scenie przez dłuższą chwilę, jednak po chwili skupił się na postaci samego Draco. Jego prawie białe włosy były w dziwnym nieładzie, tak jakby tym razem nie użył żadnego żelu czy zaklęcia, co Harry stwierdził niechętnie, mu pasowało.
Oczy Draco były trochę podkrążone, jednak jego strój wciąż był nienaganny, czarna szata zarzucona na pastelowo-niebieską koszulę. Spodnie natomiast, o dziwo, były zwykłymi zwężanymi jeansami, co w wyglądzie Dracona nie zdarzało się często. Było to strasznie dziwne mugolsko-czarodziejskie połączenie, które podświadomość Pottera uznało za idealne.
Zielonooki Gryfon nie mógł oderwać swojego spojrzenia od młodego Malfoy'a, za co karcił się mentalnie i dopiero w momencie, kiedy to blond włosy chłopak podniósł wzrok na niego, Harry urwał się z trasu.
Chcąc nie chcąc zmieszał się lekko, ponieważ nie był do końca pewny jak jest dziś ubrany, a bardzo nie chciał wyjść przy Malfoy'u na flejtucha. Spojrzał w dół z cichym westchnieniem i stwierdził, że mogło być o wiele gorzej. W końcu nigdy jakoś specjalnie nie mógł dbać o swój wygląd, a jak już miał pieniądze wolał je przeznaczyć na strój do Quidditcha niż ubrania na co dzień.
Harry miał na sobie zwykły czarny t-shirt i szare zwężane spodnie. Jedynym urozmaiceniem były białe trampki, które za namową Ginny, kupił w mugolskim sklepie, kiedy byli odwiedzić Hermionę.
Malfoy uniósł kącik swoich ust i zwrócił się do Harry'ego.
- Dzień dobry, Potter. Gdzie twoi, tak zwani przyjaciele?
Widzisz Malfoy, chwilowo nie mam swojej świty, ale twojej też nigdzie nie widzę - odpowiedział, starając się jednocześnie aby brzmiało to w miarę wyniośle. Nie był pewny czy mu się udało, ale widząc uniesioną brew swojego rozmówcy był przekonany, że ten chociaż się zdziwił.
- Harry Potterze - powiedział, a jego szare oczy przyciemniły się. - Nie mam potrzeby ciągłego przebywania z nimi, ale muszę stwierdzić, że twój język się wyostrza. To dobrze - powiedział Draco, a Harry łagodnie się zarumienił, bo był to pierwszy komplement jaki kiedykolwiek usłyszał od blondyna.
- Poszli po lody - kiedy Draco zmarszczył brwi, Harry dodał pospiesznie - W sensie Hermiona, Ginny i Ron. Poszli po lody.
- No cóż nie powiem niezłe upały. Jak długo tu czekasz? - zapytał niezręcznie Draco, stając bliżej Harry'ego. Przez przypadek otarł się swoją dłonią o dłoń bruneta, na co oboje odskoczyli od siebie, czując dziwny dreszcz przepływający przez ich ciała.
Harry odchrząknął, nie mogąc wydusić żadnego słowa, ponieważ nagle zaschło mu w ustach.
- Jakieś dobre dwadzieścia minut, ale kolejka wcale się nie zmniejsza - odpowiedział w końcu po długim czasie niezręcznej ciszy.
- Oj Potter, czegoś cię nauczę. - uśmiechnął się po dracowemu, na co Harry znów nabrał rumieńców.
Draco doszedł do wniosku, że podoba mu się ten rumieniec i obiecał sobie w duchu, że będzie starał się, aby częściej się tam pojawiał.
Minęła chwila, a twarz Draco znów nabrała tego arystokratyczno-dupkowatego wyrazu twarzy.
Harry natomiast obiecał sobie, że koniecznie musi nauczyć się tej miny.
Blondyn obrócił się ku wejściu, jednak jego prawa dłoń była wyciągnięta w stronę Pottera. Harry złapał ją niepewnie, nie wiedząc czy o to chodziło Draconowi i wszedł za nim do księgarni.
- Potter, to tylko po to, żebyś się nie zgubił - powiedział Ślizgon, podnosząc ich ręce do góry.
Harry pokiwał głową i podążył za nim, mając nadzieję, że Draco nie czyta mu w myślach.
Obserwował go. Widział jak chodzi ze szlachecką postawą i jak rzuca pogardliwe spojrzenia osobą które kazały mu się nie pchać. Potem widząc z kim mają do czynienia - odchrząkują i mówią litanie niechętnych przeprosin. Bądź co bądź skaza w postaci rodziców/byłych Śmierciożerców robiła swoje. Kiedy widzieli Pottera i ich złączone ręce, nic nie mówili, bo albo bali się reakcji blondyna, albo po prostu mają szacunek do samego Pottera, ponieważ mówią mu ciepłe przywitania.
Tak podążali aż do miejsca gdzie było wystarczająco dużo miejsca dla nich obu. Malfoy jakby nie pamiętając, że ich ręce są złączone zaczął szukać różdżki po kieszeniach, jednak Harry był szybszy i wyjął różdżkę, która zaczepiła o szatę Dracona, z tylnej kieszeni.
Draco spojrzał na niego i kiwnął mu głową w podzięce.
- Dzięki, Potter - dodał, a Harry myślał, że zemdleje. Czy ten dzień mógł być lepszy? - Więc, co tam jest na liście?
Harry zaczął szukać swojego listu w tylnych kieszeniach, jednak tym razem to Draco był pierwszy i z lewej przedniej kieszeni wyciągnął kartki pergaminu.
- Dzięki - mruknął, mając nadzieję, że Malfoy tego nie usłyszał. Odebrał kartki od Ślizgona i odchrząknął - Ja czytam, ty szukasz?
- Pasuje - odparł lekko blondyn odchodząc do regału z książkami, a co się z tym wiązało - wziął również swoją rękę, która pozostawiła ciepłe uczucie na dłoni Pottera.
- Hmm..więc tak: Standardowa księga zaklęć- stopień siódmy, Eliksiry dla zaawansowanych -Harry prychnął, na co Draco spojrzał z politowaniem.-Sylabariusz Spellmana, Poradnik transmutacji dla zaawansowanych - Draco dał tutaj popis ciekawych synonimów określających ten przedmiot, a Harry niestety nie mógł się z nim nie zgodzić.
- Runy dla zaawansowanych, Konfrontacja z bezimiennymi, no to będzie na tyle. Cholera - zaklął Harry widząc tylko dwa stosy tych samych książek.
– Zapomniałem, że mam wziąć książki też dla Hermiony, Rona i Ginny! Draco... znaczy Malfoy, znasz jakieś zaklęcie powielające? – zapytał niepewnie Harry drapiąc się po karku.
- Taa...Coś chyba pamiętam. Nie wiem?- Geminio?
- Chyba może być... Zrobisz dwa duplikaty? A ja poszukam książek dla Ginny – oznajmił Harry i nie zważając na protesty blondyna poszedł do działu z książkami dla szóstego roku.
Gdy przyszedł, zobaczył cztery takie same stosy książek. Uśmiechnął się szeroko do Malfoya.
- Dzięki wielkie! Jestem ci coś dłużny! – obiecał. Draco uśmiechnął się łobuzersko.
- Trzymam za słowo Potter. Poczekam na odpowiedni moment.
Harry wziął różdżkę Malfoya (nie, nie dlatego, że chciał zobaczyć jego reakcję, ale dlatego, że była na wierzchu) i wyczarował dwa równe krzesła i dwie szklanki soku dyniowego.
– Dzięki Potter, ale nie przepadam za sokiem dyniowym. Wolę pomarańczowy – powiedział Draco i popatrzył z powątpieniem na dwie szklanki, jednak na krześle usiadł z chęcią.
Zielonooki westchnął i przewrócił oczami, ale wyczarował szklankę soku pomarańczowego bez słowa. Blondyn zdziwił się zachowaniem Harrego, jednak podziękował, co zauroczyło Pottera niezmiernie. Gdy w ciszy popijali soki, Harry obserwował zza szyby czy czasem nie idą jego przyjaciele. W pewnym momencie poczuł na ciele, że ktoś się nie niego patrzy. Obrócił się w stronę Malfoya i podniósł brew.
– Wiem, że wciąż jestem popularny i powinienem się do tego przyzwyczaić, ale nie lubię jak ktoś mi się perfidnie przygląda – powiedział sarkastycznie Harry, a Draco wybuchł serdecznym śmiechem.
Harry zdziwił się, jednak uśmiechnął się szczerze. Śmiech Draco był naprawdę miły dla uszu.
- Samoocenę, to ty masz dużą, Potter, ale po prostu masz coś we włosach - stwierdził Draco i wyciągnął lewą rękę. Harry zobaczył, jak na jego nieskazitelnie jasnej ręce widnieje czarny znak. Odwrócił szybko wzrok i spojrzał wyżej na twarz Malfoya, która była wyjątkowo blisko. Jego zielony wzrok, skrzyżował się ze stalowoszarymi tęczówkami Draco. Zatracił się - zagubił się w jego spojrzeniu. Blondyn w końcu dosięgną do włosów Harrego i wyciągnął z nich białe piórko. Odwrócił wzrok na owe piórko, a po chwili zacisnął powieki. Usiadł cicho na fotelu, oddychając równomiernie. Potter zauważył, jak Draco zaciska pięści i w końcu zrozumiał zachowanie Malfoya.

Only you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz