ROZDZIAL XXIX

38 6 0
                                    

Usta były miękkie, gładkie i smakowały czymś truskawkowym, co Hermiona stwierdziła, że musiało być krwistoczerwoną pomadką Pansy. Trochę nieśmiało odsunęła się od Ślizgonki, ponieważ doszedł do niej fakt, że znajdują się w Wielkiej Sali, gdzie kręci się już sporo osób. Na szczęście większość z nich była czymś zajęta, więc uspokoiła się i spojrzała wielkimi oczami na brunetkę.
- Pewnie nie widzisz, ale Draco się na nas gapi, więc udawaj zrelaksowaną, Mionka - szepnęła konspiracyjnie Pansy i uśmiechnęła się kącikiem ust, co wyszło jej świetnie.
Udawać zrelaksowaną? Ha, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, pomyślała, a jej nogi zadrżały niebezpiecznie.
- O rany - mruknęła, nie mogąc do końca pojąć, co się właśnie wydarzyło. Ciepłe usta musnęły jej policzek, zostawiając na nim czerwony ślad.
- Moja - mruknęła Pansy i posłała Mionie szeroki uśmiech. - A teraz do pracy, kotku!
Obróciła się na swoich wysokich, czarnych szpilkach i pognała w swojej ciemnogranatowej, zwiewnej sukience w stronę szamoczącego się ze sprzętem zespołu. Gryfonka postała jeszcze chwilę przywracając swoją koordynację ruchowo-myślową, co szło jej nadzwyczaj topornie. W końcu wypuściła głośno powietrze i obróciła się, szukając sobie jakiegoś zajęcia. W międzyczasie wyłapała, że Draco rozmawia namiętnie z panną, która wcześniej okupowała jej uśmiechnięte teraz wargi. Kręcąc głową podeszła do jakiś Puchonów, pomagając im z przenoszeniem wielkiego i nie wiadomo czemu służącemu - drzewu, które pozbawione było liści, na środek jadalni.

***

- Witam was wszystkich ponownie, tym razem, na balu otwarcia naszych Mistrzostw Szkolnych w Quidditcha! Zabawa, w której macie okazję dzisiaj uczestniczyć jest zorganizowana przez cudownych Prefektów i osoby, które z zapałem pomagały przy całej organizacji. Podziękujmy im gorącymi brawami, na które z całą pewnością zasłużyli!
Po Wielkiej Sali rozległy się przyjemne dla ucha oklaski i gdzieniegdzie głośne wiwaty, które w wielkiej mierze były zasługą Gryfonów i Puchonów stojących gdzieś z tyłu.
Harry uśmiechnął się szeroko i dołączył do osób klaszczących z wielkim zapałem. Był bardzo dumny z wykonanej pracy i miał nadzieję, że kiedy cały efekt zostanie ukazany, inni również będą zadowoleni z całości. Kiedy Dumbledore zaczął uciszać towarzystwo, spojrzał na tyły gdzie stali zamaskowani Gryfoni. Pomysł z maskami przyszedł do nich w trakcie ostatnich prac, kiedy to z Draco i Terrym rozwieszali dekorację. Od razu poszli z tym do profesor McGonagall, która najlepiej powinna im w tym pomóc. Prawda. Pomogła im całkiem szybko, ponieważ to ona zaproponowała, że razem z profesor Grateful staną przy wejściu od Wielkiej Sali i przychodzącym do pomieszczenia będą wyczarowywać maski odpowiadające ich charakterowi. Pomysł był jak najbardziej trafiony i pozytywnie przyjęty przez podnieconych tą myślą nastolatków. Tak więc teraz, Harry próbował rozróżnić swoich przyjaciół, co wcale nie było takie łatwe, ponieważ fala masek w Wielkiej Sali była naprawdę spora. Gdzieś na samym końcu, Harry dostrzegł jakiegoś dzieciaka, który normalnie powinien być zakryty przez morze starszych i wyższych kolegów. Zmarszczył brwi, mrużąc oczy znajdujące się pod klasyczną, srebrną maską w kształcie jelenich poroży. Profesor McGonagall wyczarowała ją specjalnie dla niego, wcześniej jednak rzucając zaklęcie, dzięki któremu Harry nie musiał mieć założonych okularów. Było to coś dziwnego, bo przecież do okularów przyzwyczajony był już od najmłodszych lat. Wpatrując się w tamto dziwne zjawisko, po chwili dostrzegł ruch, który rozwiał wszystkie jego głupie myśli o dziecku gigancie. Z uśmiechem stwierdził, że był to jego Gryfiak, który siedział sobie wygodnie na ramionach Nevilla. Najwyraźniej Alec po prostu nic z tyłu nie widział, więc znaleźli dla niego jakieś rozwiązanie. Pokręcił głową i chciał ruszyć w ich kierunku, jednak dosłyszał głos dyrektora, wzywający Prefektów do siebie. Mruknął nieszczęśliwie pod nosem i skierował się w stronę podestu, przeciskając się pomiędzy uczniami z Durmstrangu, a Krukonami. Stanął obok Erniego, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Po raz kolejny wyciągnęli różdżki i i machnęli nimi równo, chcąc zrobić przy tym piorunujący efekt współpracy. Każdy z nich wypowiedział głośno inne zaklęcie, które wcześniej udało im się ustalić. W całej Wielkiej Sali zgasło jakiekolwiek światło, zaczynając od wielkich, kryształowych żyrandoli, kończąc na świeczkach, które były gdzieniegdzie rozłożone, aby pomieszczenie było lepiej oświetlone. Spadający śnieg zniknął, a zamiast niego, na zaczarowanym suficie, pojawił się wielki, okrągły księżyc, który świecił jasno nad ich głowami, przysłonięty tylko kilkoma chmurkami. Do całego pomieszczenia napłynęła delikatna mgła, która owiewała wszystkich do wysokości kolan. Na stołach, które już wcześniej zostały przesunięte pod ściany, pojawiło się jedzenie i napoje, rozłożone koło lodowych figur częstujących gości, które od samego widoku kusiły, aby ich spróbowano. Drzewo, które zostało wniesione na środek parkietu teraz zaświeciło milionami małych lampek, które swoimi białymi światełkami rozjaśniało najważniejszą część pomieszczenia. Pojawiły się również różnokolorowe świetliki, które wędrowały pomiędzy obecnymi w sali, oświetlając im drogę do każdego miejsca, do którego pragną dojść. Tak udekorowane pomieszczenie zachęciło wszystkich do wspólnej zabawy.
- Bawcie się dobrze! - rzucił Dumbledore i ruszył wesołym krokiem w stronę Kristijana Karkarowa, który zajęty był rozmową z profesor McGonagall. Rozległy się wiwaty oraz okrzyki radości, a na scenę wkroczył zespół Fatalnych Jędz, korzystając ze swoich pięciu minut sławy.
Harry zszedł po cichu z podestu i ruszył we wcześniej obrany kierunek. Wiedział, że z Draco prędzej czy później się spotka, więc teraz po prostu wyminął jego i kilku rozmawiających z nim Ślizgonów, idąc w stronę Aleca i Nevilla, którzy wcześniejszej go zainteresowali.
- Harry! To było... wow! - zaczął Alec, ze swoimi świecącymi w ciemności oczami, znajdującymi się za złotą maską w kształcie kociej mordki. Harry posłał mu szeroki uśmiech patrząc na niego z dołu, ponieważ Gryfiak wciąż znajdował się na ramionach Nevilla.
- Taak, to było mocne - potwierdził i powoli obniżył się, aby Alec mógł bezpiecznie z niego zejść.
- Muszę? - zapytał niechętnie wywijając smutno wargi.
- Tak musisz! Jesteś ciężki i za stary na siedzenie komuś na baranach! - stwierdził Longbottom, który zza swojej granatowej maski robił się powoli czerwony ze zmęczenia. Odetchnął głośno z ulgą, kiedy niebieskooki potwór stanął niechętnie koło Harrego, uczepiając się jego szaty.
- A może ty chcesz mnie wziąć na baranach? - zapytał słodko, trzepiąc rzęsami. Neville się zapowietrzył, a Harry spojrzał na Gryfiaka znacząco.
- Nie ma mowy - stwierdził i poczochrał jego ciemne włosy.
- Dobra - mruknął buntowniczo i splótł ramiona na swojej jasnej koszuli. Neville i Harry parsknęli śmiechem, a Alec ponownie wydymał wargi i spojrzał, gdzieś za Harrego. Idąc w jego ślady, również spojrzał w tamtą stronę i uśmiechnął się na widok idącego w ich stronę Draco. Westchnął głośno, kiedy obrzucił go spojrzeniem. W swojej czarnej szacie wyjściowej, czarnej, drogiej koszuli i spodnią, oraz masce z dwoma piórami, która idealnie kontrastowała z jego jasnymi, prawie, że białymi włosami, wyglądał jak mroczny bóg seksu, który mógłby cię wydymać na tysiąc różnych sposobów w jedną noc.
- Panie Potter - powiedział w jego stronę, a Harry pilnował aby jego nogi nie ugięły się zdradliwie. - Mmm... Harry, cudownie wyglądasz, wiesz?
Spojrzał w jego oczy i złożył krótki pocałunek na jego ustach.
- Longbottom - przywitał się i podał mu dłoń, którą Gryfon przyjął ze zdziwieniem. - A tego Gryfiaka nie znam. Cześć, jestem Draco. Draco Malfoy - dodał i kucnął przed Aleciem, który patrzył na niego wielkimi oczami.
- A-alec... Alec Young - powiedział cicho i uścisnął wyciągniętą dłoń. Był cholernie onieśmielony, więc po chwili przysunął się w stronę Harrego, który potargał mu przyjaźnie włosy.
- Uuu! W końcu cała rodzinka w komplecie! - Usłyszeli, a zaraz potem przed ich oczami ukazał się Blaise, ze swoją wymyślną, ciemnozieloną maską w towarzystwie Ginny ubranej w krótką ciemnoróżową sukienkę.
- Co? - zapytał zdezorientowany Draco, patrząc na swojego przyjaciela z powątpiewaniem. Harry odchrząknął i spojrzał wymownie na Zabiniego, który uśmiechał się ślizgońsko.
- Alec wygląda jak wasz syn~ - powiedział melodyjnie, a Longbottom parsknął śmiechem. Draco spojrzał w skupieniu na swojego współlokatora, później na Aleca, a na końcu na Harrego, który wstrzymywał oddech.
- Prawda? Zawsze sądziłem, że nasze dzieci będą cudowne - powiedział w końcu jasnowłosy, a Harry wypuścił głośno powietrze i uśmiechnął się do reszty towarzystwa.
- Biorę Aleca i idziemy do wieży - powiedział w końcu Neville do Harrego, kiedy to siedzieli już przy jednym ze stołów, dodanych jakiś czas temu, po to, aby można było spokojnie zjeść. Potty kiwnął głową i odprowadził ich do wyjścia, mówiąc o tym reszcie towarzystwa. Alec nie protestował, ponieważ z jego twarzy było widać, że naprawdę źle się czuje. Harrego trochę to martwiło, ale miał nadzieję, że to nic poważnego. Neville obiecał mu, że dobrze zaopiekuje się Gryfiakiem, więc z automatu Potter mu uwierzył. Wracał właśnie do stolika, kiedy to podszedł do niego jakiś chłopak. Najwyraźniej musiał być on ze Instytutu Beauxbatons, o czym świadczyła jego błękitna szata i złota maska widniejąca na jego oczach. Potty zauważył już, że wszyscy przedstawiciele francuskiej szkoły mieli na sobie złote maski, jednak każda była w innym kształcie. Chłopak miał jasne włosy i dosyć wyraźną szczękę, a zza maski patrzyły na niego jasne, niebieskie oczy, które miały w sobie jakiś psotny błysk.
- Jesteś 'Arry, prawda? - zapytał z wyraźnym francuskim akcentem. Gryfon zmarszczył brwi w zastanowieniu, jednak pokiwał głową. - Ja jestem Xavier i jestem k...
- Xavier... - Potter nawet nie zauważył, w jakim momencie podszedł do nich Draco. Miał poważny wyraz twarzy, kiedy patrzył na francuza.
- ... Kuzynem Draco - dokończył blondyn, a Draco prychnął głośno. Gryfon otworzył usta i spojrzał zdziwiony to na swojego Ślizgona, to na francuza. Ten drugi uśmiechał się szeroko patrząc na swojego kuzyna.
- Dużo o tobie słyszałem 'Arry Potterze - stwierdził, a jego uśmiech się poszerzył. - Niekoniecznie dobre rzeczy, ale jednak. Jesteś chłopakiem Drakusia, prawda?
- Tak - odpowiedział dumnie i przysunął się do blondyna - swojego blondyna - łapiąc go za rękę. - Ale teraz wybacz. Musimy porozmawiać ze znajomymi, na razie Xavier.
Nie żeby go nie polubił, ale czuł się niekomfortowo, kiedy Draco patrzył się na kogoś spod byka, więc wolał się jak najszybciej ulotnić.
- On serio jest twoim kuzynem? - zapytał cicho, kiedy szli w stronę stolika, do którego dołączyła znajoma im czwórka. Stolik w magiczny sposób zrobił się większy, więc usiedli między Ronem, a Zabinim, gdzie powstały wolne miejsca.
- Niestety - mruknął Draco i uśmiechnął się krzywo. - Jakoś nie pałaliśmy do siebie miłością. Xavier zawsze był...idiotą.
Harry pokiwał głową i mimowolnie pomyślał o Dudley'u, który nie wiadomo, gdzie aktualnie przebywał. Uśmiechnął się smutno z postanowieniem napisania listu do Wielkiego D, jak tylko nadarzy się okazja. Dołączył się do rozmowy.

Only you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz