ROZDZIAL XXI

45 4 0
                                    

Harry obudził się około piątej nad ranem, z wielkim skrętem brzucha. Czuł się, jakby ktoś zwinął jego wnętrzności i za cholerę nie chciał puścić. Nigdy nie podejrzewałby, że mógłby być tak zdenerwowanym, jak teraz. Za parę godzin miał stanąć przed boiskiem od Quidditcha i zdecydować, po której stronie trybun ma usiąść. Przewracając się na drugi bok, poprawił kołdrę, która jakimś cudem znajdowała się tylko na nim. Okrył dokładniej śpiącego Draco i westchnął cicho; z jednej strony widział swoich kolegów i znajomych ze swojego Domu, którzy całym sercem kibicowali Krukonom, pomimo tego, że nie zawsze ich stosunki były w dobrych układach; a z drugiej strony widział Draco i swoich nowych znajomych, którzy okryci byli zielono-szarymi ornamentami. Nie wiedział dokładnie co zrobić, ponieważ był pewny, że chciał kibicować Draco, jednak nie chciał narazić się swoim przyjaciołom, którzy nie koniecznie byliby zadowoleni widokiem Harrego wśród Ślizgonów. Przeczesał swoje ciemne włosy i wtulił się dokładniej w blondyna, który automatycznie oplótł go ramieniem. Po jakimś czasie zasnął ponownie, oblepiony słodkim snem i otaczającym ciepłem.
Co będzie to będzie, pomyślał jeszcze nim na dobre odpłynął.

Głośne, podniecone rozmowy i wszelkie przyśpiewki towarzyszyły porannemu śniadaniu. Wielka Sala udekorowana była w zielono-szare i granatowo-brązowe flagi i chorągiewki, a sami uczestnicy posiłku pozakładali różnorakie szale, koszulki czy czapki tej drużyny, której aktualnie kibicowali. Kiedy Harry wszedł do pomieszczenie wraz z Hermioną, która przyszła po niego kilkanaście minut wcześniej, machinalnie spojrzał w górę, gdzie przekonał się, że pogoda była wyśmienita dla graczy. Potter rozejrzał się po Wielkiej Sali szukając wzrokiem platynowych, idealnie ułożonych (jak zawsze) włosów. Niestety, tak, jak myślał, on i Blaisie wyszli wcześnie rano omówić jeszcze raz plan na dzisiejszy mecz. Niby zauważył perfekcyjne pismo Draco widniejące na złożonym pergaminie, które informowało, że zobaczą się dopiero na meczu, jednak myślał, że blondyn na niego poczeka. Chciał mu życzyć powodzenia i jakoś uspokoić, chociaż on sam spokojny nie był. Na łamiących się nogach podszedł do stołu Gryffindoru, gdzie większość gryfońskiego społeczeństwa miała na sobie krukońskie ornamenty. Gdzieniegdzie mignął mu ktoś w zielono-szarym stroju, jednak była to zdecydowanie mniejsza część osób. Jego zdziwienie było wielkie, kiedy zauważył Nevilla i paru innych jego znajomych, ubranych w zielone koszulki i inne dodatki. Kiedy zapytał Longbottoma dlaczego kibicuje Ślizgonom, odpowiedział mu, że to dlatego, iż poznał całkiem miłą dziewczynę, która gra właśnie w domowej drużynie quidditcha. Harry zdziwiony, poklepał go przyjacielsko po ramieniu i powiedział coś stylu, że jest z niego dumny. Bardziej spokojny usiadł koło Hermiony, zaczynanej w jakiejś książce i zaczął jeść płatki, które automatycznie pojawiły się pod jego nosem. Zerknął na ludzi siedzących przy stole i szturchnął lekko Mionkę, która niechętnie oderwała wzrok od czytadła.
- Gfie jeft Roł? - zapytał przełykając śniadanie. Hermiona skrzywiła się i podała mu chusteczkę.
- Co? - zapytała.
- Gdzie jest Ron? - poprawił i ponownie wziął płatki do buzi.
- Hm... widziałam go jak wychodził z dormitorium. Pewnie jest u Theo, tak sądzę - odparła z namysłem. Harry zmarszczył brwi i kiwnął lekko głową. Przyszła mu do głowy pewna myśl.
- A tak w ogóle... to... jak to z wami jest? Jakoś się pogubiłem... No, bo niby się pogodziliście, nie? Czy wy jesteście ze sobą czy nie? - zapytał marszcząc brwi - Ale żeby nie było, że się wtrącam!... Po prostu... Ron jakoś często przesiaduje u Theo, a ty... ty też gdzieś znikasz...
Hermiona zastanawiała się dłuższą chwilę nad odpowiedzią. Sama do końca nie rozumiała tego co było pomiędzy nią a Ronem.
- Wiesz... Wydaje mi się, że... jesteśmy przyjaciółmi. Chyba wiemy o sobie za dużo, żeby być ze sobą. Oczywiście Ron jest dobrym przyjacielem i bratem, ale... nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Rozumiesz: jak ty i Cho. Albo Ginny, jak wolisz.
Harry obruszył się znacząco a Hermiona uśmiechnęła się delikatnie.
- No, dobra, ale co z tobą? Gdzie przesiadujesz cały dzień? - dopytywał. Nie pytał już o sprawy związane z Ronem, bo wiedział, że on jest teraz w innym świecie.
- Ja... nie chcę tego zapeszyć. I Harry, jak się czegoś dowiesz, to nie myśl o mnie źle... - powiedziała rumieniąc się.
- To jest ktoś kogo znam? Mam nadzieję, że to nie McLaggen, albo Krum!
- Oczywiście, że nie ty głupku! - dała mu kuksańca w ramie. - Jest ze Slytherinu... ale to nie jest pewne!
Harry otworzył oczy ze zdziwienia. Czyżby to był Blaise? W końcu, siłą rzeczy się polubili, więc...
Z zamyślań wyrwały go głośne wiwaty, kiedy to do Wielkiej Sali weszli Ślizgoni, ubrani już w stroje do Quidditcha. Zerknął przez ramie, widząc jak Blaise, razem z Pansy, Adrianem, Astorią i paroma innymi Ślizgonami gwiazdorzą, udając, że pozują do magazynów i wyimaginowanych fotoreporterów. Zaśmiał się wesoło, kiedy przed nim i przed całą resztą osób będących w Wielkiej Sali, wylądowały zdjęcia całej drużyny ze wszystkimi autografami. Zerknął na Hermionę, która za zasłoną włosów ukrywała delikatny rumieniec. Cholera, no! Mionka się zabujała, pomyślał zadowolony. Przez przypadek skrzyżował swój wzrok ze wzrokiem Draco, który szedł z lekkim uśmiechem do swojego stołu. Niewidzialną więzią przesłał blondynowi 'powodzenia' i jak najszybciej ulotnił się z Wielkiej Sali, zmierzając ku swojemu dormitorium, mijając tym razem drużynę Krukonów, idącą dzielnie w stronę rozmów i wciąż bawiących się Ślizgonów. Harry był zdeterminowany i gotowy na wszystko.

Only you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz