12.

38 4 26
                                    

Kolejny potężny grzmot przeciął niebo i Ananika poruszyła się niespokojnie. Otworzyła szeroko oczy, wpatrzyła w ścianę i przez chwilę zastanawiała się, co teraz będzie. Zdradziła Boga. Zdradziła swój strażniczy ród. Czy Kenny już wstał i jeśli zaraz wyjdzie z sypialni Miki, czy domyśli się, co tej nocy działo się za jej drzwiami?

Z drugiej strony czuła ciepły oddech mężczyzny na swoim karku i wydawało się jej, że to, co jest między nimi, jest tak dobre, że nie może być złe. Być może się oszukiwała, ale miała nadzieję, że Wszechmocny wybaczy jej miłość do człowieka. W końcu sam ukochał ich najmocniej.

Otarła samotną łzę, która wypłynęła spod jej powieki. Pomyślała, że dałaby wszystko, aby nie być już pół-aniołem. Chciała być jak Mica – człowiekiem, a wtedy, choćby zaraz faktycznie miał skończyć się świat, nie byłoby to już jej zmartwieniem. Mogłaby być szczęśliwa. Co najdziwniejsze, uważała, że jest szczęśliwa jako Strażnik. Jednak dopiero teraz, po nocy z Miką, zrozumiała, że nie jest i nie będzie, jeśli nie będą mogli być razem. Scalili się w jedno. Nie tylko cieleśnie, lecz także duchowo i nie chciała nigdy więcej go opuszczać. Wiedziała, że w końcu będzie do tego zmuszona, ale sama myśl o tym sprawiała jej niemal fizyczny ból. Czy właśnie tak czuli się ludzie, którzy kochali kogoś wbrew całemu światu?

Mica złożył delikatny pocałunek na jej szyi i wychrypiał głęboko, aż poczuła ciarki na delikatnej skórze karku:

– Dzień dobry, aniołku.

Obróciła ku niemu twarz i uśmiechnęła się promiennie. Jak dobrze było znajdować się tuż przy nim. Wpatrywała się w niego, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół ukochanej twarzy. Ciemne włosy miał w nieładzie, a zielone oczy iskrzyły. Wyglądał tak pięknie o poranku. Z kolei on patrzył na nią jak na bóstwo i choć jako Strażnik nie znała ludzkich przywar, poczuła, że jest jej z tym przyjemnie. Schlebiało jej to spojrzenie. To było próżne, lecz tak bardzo nie chciała z tym walczyć.

– Chyba świat się będzie kończył. Straszne pioruny walą. – Zaśmiał się, ale jej wcale nie było do śmiechu, gdy to usłyszała. A co, jeśli ma rację? Kto jak kto, ale Ananika nie stroiła sobie żartów ze zbliżającej się apokalipsy.

– Nie – uśmiech zszedł z jej twarzy – to się stanie dopiero za dwadzieścia lat.

Mica zbladł i zrozumiała, że zdradziła mu wielką tajemnicę, której nie powinien był poznać. Jasne, miała zostawiać znaki czasu, aby wyprowadzić ludzkość na ścieżkę światłości. Lecz czym innym było powiedzenie wprost „twój świat przestanie istnieć za dwadzieścia lat".

– Przepraszam – zreflektowała się.

– Za co? Dobrze, że mi o tym powiedziałaś. Dziękuję.

– Nie jesteś zły?

– Nie. Tylko przerażony. – Jego gardło opuścił krótki, nerwowy śmiech. – Ciężko jest pogodzić się z czymś takim.

– Rozumiem. – Pocałowała go w ciepłe i trochę spierzchnięte usta.

Kiedy Mice minął pierwszy szok po usłyszeniu okropnej wieści, wspólnie uznali, że burza czy nie muszą wstać i zacząć działać. Przecież jeszcze dziś wieczorem, jak ustalili wczoraj, chcą dotrzeć do Sandy. Ananika zaczęła zarzucać na siebie podartą sukienkę i Mica stwierdził, że nie może tak więcej chodzić. Wyciągał z szafy kilka T-shirtów i przyłożył do jej sylwetki. Były nieco za długie, ale uznał, że je nieco skróci i będą jak ulał. Oczywiście, zaraz po tym, jak zrobi w nich dziury na skrzydła, zupełnie takie, jak w dżinsowych kurtkach. Spodni i butów niestety nie posiadał w jej rozmiarze, więc te musieli koniecznie zakupić.

Trzepot Motylich SkrzydełOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz